Vivat Akademia
Periodyk Akademii Górniczo-Hutniczej
12 paĽdziernik 2024

Wojenne wspomnienia profesora Stanisława Pytko

Atak na Kraków z Przyczółka Baranowsko-Sandomierskiego przez żołnierzy
I Ukraińskiego Frontu w czasie II Wojny Światowej. Wyzwolenie Krakowa

Mój Kolega, Redaktor Naczelny naszego periodyku „VIVAT AKADEMIA” poprosił mnie, abym z okazji rocznicy zakończenia wojny w Krakowie, a było to 18 stycznia 1945 roku, napisał o walkach na „Przyczółku Baranowsko-Sandomierskim”, gdzie obserwowałem te działania z bliska od 2 sierpnia 1944 roku do 12 stycznia 1945, gdyż mieszkałem w Pacanowie (2 km od pierwszej linii frontowej), a od 13 września w Połańcu.

Wiedza o ostatnich bitwach związanych z ocaleniem tysięcy naszych rodaków jest według mnie tendencyjnie podawana. Dowodem tego jest taki przykład. Przed pół rokiem zapytałem dwie studentki: kto wyzwalał waszą miejscowość (miejscowość leży w powiecie Busko-Zdrój) podczas II Wojny Światowej spod okupacji niemieckiej. Francuzi czy Amerykanie? Po chwili namysłu jedna ze studentek odpowiada, że Francuzi. Podobnie było w styczniu tego roku po zapytaniu studenta z Chełmna.

W tym roku, jak nigdy przed laty po przemianach w Polsce, powiedziano w czasie rocznicy oswobodzenia obozu niemieckiego w Auschwitz, że obóz wyzwalali żołnierze I Frontu Ukraińskiego. W ubiegłym roku z okazji tej rocznicy byłem na konferencji w auli Uniwersytetu Jagiellońskiego, poświęconej wyzwoleniu tego obozu i prawie przez dwie godziny nikt nie raczył powiedzieć, że w tym obozie oprócz Żydów mordowani byli też Polacy i mieszkańcy innych państw Europy i nikt nie raczył powiedzieć, kto ten obóz wyzwolił. W tym roku, kiedy w Telewizji Kraków prezentowano sceny z wyzwalania obozu, narrator stwierdził, że są to zdjęcia propagandowe Armii Radzieckiej. Była dosłownie tylko migawka.

Na ziemi polskiej w czasie walk z Niemcami zginęło około 600 tysięcy obywateli Związku Radzieckiego. Dane z oświadczenia byłego prezydenta ZSRR M. Gorbaczowa w czasie wywiadu w telewizji polskiej z redaktorem T. Lisem. Musimy wiedzieć, że na wojnie nie ma litości, a działa taka zasada: „jeżeli ja nieprzyjaciela nie zabiję to on zabije mnie”. W bardzo trudnych momentach walk żołnierz często traci poczucie dobra, a oprócz tego proszę zastanowić się, jaką przyjmiemy postawę, gdy wcześniej widzieliśmy w czasie walk tysiące zabitych i rannych, spalone miasta i wsie.

Profesor Stanisław Pytko - fot. Zbigniew Sulima

A jak to było na froncie nazwanym wschodnim przed wyzwoleniem Krakowa?

Tworzenie Przyczółka
Baranowsko-Sandomierskiego

Pod koniec lipca 1944 roku było w Moskwie posiedzenie Sztabu Generalnego, na którym przedyskutowano wiadomości z frontów w tym osiągnięcia I Frontu Ukraińskiego dowodzonego przez Marszałka I. Koniewa. Ustalono, że bardzo ważnym działaniem jest sforsowanie Wisły koło Sandomierza i że Przyczółek za Wisłą powinno się uchwycić nie później jak 2 sierpnia 1944 roku. Stworzenie Przyczółka za Wisłą było z taktycznego punktu widzenia bardzo ważne przy dalszych operacjach wojennych.

Żołnierzami w armiach I Frontu Ukraińskiego byli nie tylko Ukraińcy i Rosjanie, ale też Uzbecy, Tadżycy, Ormianie, Gruzini i inni z krajów południowych ówczesnego ZSRR.

Zgodnie z tym postanowieniem miała na ten kierunek być skierowana: 13 Armia z 1 Gwardyjską Armią Pancerną oraz 3 Armia Gwardyjska, która miała (w planach) osiągnąć brzeg Wisły, a następnie wyzwolić Sandomierz, a potem Opatów i Ostrowiec. Natomiast 1 Armia Pancerna Gwardii powinna ześrodkować się w rejonie miast Jeżów-Sokołów Małopolski-Leżajsk, a następnie nacierać w kierunku Baranowa Sandomierskiego tak, aby po 1 sierpnia stworzyć przyczółek poza Wisłą. Zaś 3 Gwardyjska Armia Pancerna powinna dojść do Wisły 2 sierpnia 1944 roku i uchwycić przyczółek Staszów-Budziska.

A jak wyglądał ten atak. 350 Dywizja Piechoty z rejonu Jeżowe – Sokołów Małopolski ruszyła 28 lipca na zachód i z 13 Armią sforsowała szybko rzekę San, a następnie zdobyła Leżajsk kierując się na Baranów Sandomierski. Dywizja w czasie tego przemarszu napotkała na duże trudności, gdyż pod wieczór spadł duży deszcz, po prostu była ulewa, kiedy wojska weszły w Puszczę Sandomierską. Pomimo tych trudności Dywizja bez postoju szła naprzód staczając boje z niemieckimi woskami wycofującymi się w kierunku Mielca, a potem Buska za Wisłą. Autor widział i opisał te ruchy wojsk, w artykułach pacanowskiej Gazety Gminnej.

Dnia 29 lipca 1944 r. oddziały wojsk I Ukraińskiego Frontu dotarły do Wisły pod wieczór obok wsi Siedleszczany i na chłopskich łódkach przepłynęli Wisłę. Według kronikarza frontowego było to 29 lipca o godz.18-tej.

Tego dnia marszałek Koniew otrzymał przyznany mu tytuł bohatera Związku Radzieckiego. Teraz stanęło przed nim nowe bardzo trudne zadanie, należało duże ilości sprzętu wojskowego przetransportować przez Wisłę na jej lewy brzeg. Nie było to zadanie łatwe, tym bardziej że w pobliżu nie było mostu, a oprócz tego lotnictwo niemieckie – lotnisko było jeszcze w Mielcu i także w Krakowie – bez wsparcia własnego lotnictwa wojsk radzieckich, bardzo utrudniało przeprawę. Pomimo tych trudności przygotowano przeprawę wojsk przez Wisłę.

Dnia 30 lipca ustawiono na Wiśle 16 promów 6 – i 10-tonowych i ponad 100 łodzi desantowych. Jak to pospiesznie wykonano, trudno opisać, gdyż żołnierze byli cały czas bombardowani z góry i ostrzeliwani artylerią od strony Mielca.

Dnia 1 sierpnia za Wisłę przeprawiono już 182 czołgi, 11 transporterów opancerzonych, 55 dział, 94 samochody i 2 korpusy 13 Armii. Dla armii niemieckiej było to duże zaskoczenie, a A. Hitler w swoim rozkazie do dowódcy „Armii Nordukraina” zażądał zlikwidowania przyczółka, gdyż on zagrażał Rzeszy, której granica od tego miejsca była w prostej linii około 100 km, to jest w okolicy Olkusza.

Zgodnie z rozkazem Fuerera wojska niemieckie wycofane spod Rzeszowa z wojskami z Mielca uderzyły na wojska radzieckie w miejscu przeprawy przez Wisłę chcący ich zmusić do odwrotu. Pomimo tej tragicznej sytuacji, żołnierze 3 Armii Pancernej utrzymali przyczółek, posiadając tylko 3 czołgi, gdyż pozostałe przeprawiono już za Wisłę i jak burza kilka z nich jechało w kierunku zachodnim.

Co się działo wtedy na lewym brzegu Wisły? Wojska radzieckie tworzą przyczółek tuż za Wisłą, a w odległości 20 km od tego miejsca przemieszczają się wojska niemieckie, którym na drodze stanęli partyzanci z Oddziału Batalionów Chłopskich (patrz mapka z miejscowościami obszaru powstawania Przyczółka Baranowsko-Sandomierskiego).

Dnia 1 sierpnia 1944 roku z kierunku Buska w kierunku Szczucina jechał oddział niemiecki składający się z około 150 wozów dwukonnych z amunicją i bronią. Oddział ten jechał na pomoc Niemcom w obszarze Mielca.

Autor widział przemarsz tych wojsk jadących przez Pacanów. Nikt jeszcze nie wiedział, nawet dowództwo Oddziału BCH, że tak blisko są już wojska radzieckie po przejściu na lewą stronę Wisły.

Tabor ten zatrzymał się po południu w ogrodach zabudowań pałacu księcia Macieja Radziwiłła w Słupi. Oddział niemiecki liczył około 300 żołnierzy. O tym przemarszu dowiedziało się dowództwo oddziału Batalionów Chłopskich „Piotra” (Piotra Pawliny) znajdujące się na zgrupowaniu za Oleśnicą we wsi Brody. Przebieg zdarzeń był następujący, cytuję według Piotra Pawliny:

„Tego samego dnia (1 sierpnia 1944) we wsi Brody miała miejsce duża koncentracja Oddziałów BCh. Oprócz żołnierzy Piotra Pawliny byli też żołnierze innych oddziałów. Był też komendant Powiatowy (mowa o powiecie Busko, przyp. autora) Jan Sowa „Grot”. W tej bardzo dużej koncentracji partyzanckiej było wielu ludzi bardzo młodych, a kilku z nich niemal dzieci, którzy przychodzili do „chłopców z lasu”, jak się wtedy mówiło, aby walczyć z Niemcami… Oddział w sile 130 osób miał wyruszyć z Brodów o godz. 22:00, aby przed świtem objąć pozycje do walki z wrogiem. Okazało się… że wyruszył po północy – co oczywiście opóźniło przybycie na pozycje walki… Noc była ciepła, ale nad ranem, kiedy już się zbliżali do Pacanowa, pojawiła się mgła utrudniająca marsz, ze względu na słabą widoczność. Nastrój wśród żołnierzy był dobry, ale odczuwało się zmęczenie… Świtało, kiedy oddział doszedł do kanału „Strumień” (rzeczki za Słupią) i w tym samym momencie zaczęły nadjeżdżać pierwsze wozy taboru niemieckiego, który już przed świtem opuścił miejsce postoju, to jest ogrody majątku księcia M. Radziwiłła. A zatem na przygotowanie się oddziałów BCh do walki nie było czasu, trzeba było od razu przystąpić do działania. To właśnie zdecydowało o pewnych dalszych niepowodzeniach… Sygnałem do ataku miał być wystrzał z Visa (typ karabinu maszynowego). Kiedy żołnierze usłyszeli ten strzał ruszyli do ataku, ale w tym pośpiechu i panującej mgle utrudniającej widoczność rozpoczęcie walki było bardzo skomplikowane. Wreszcie po kilkudziesięciu sekundach rozpoczęła się potworna walka, istne piekło. Zaskoczeni i zdezorientowani Niemcy rozpoczęli ucieczkę, a co najgorsze przeszli na nie obstawioną przez partyzantów stronę drogi i zza pryzm z kamieniami leżącymi na drodze rozpoczęli kontratak. Kwiczące ranne konie, krzyki w języku polskim (wydawane przez partyzantów rozkazy), niemieckim i ukraińskim (w niemieckim oddziale byli też Ukraincy – Własowcy) odzwierciedlały obraz walki. Ledwo minęło parę minut od rozpoczęcia walki – ginie jeden z dzielniejszych żołnierzy Jan Sowa „Grot”(z Zofijówki). Kula trafia go w głowę nad czołem. Nie było ratunku i nie było jednego z dowódców. Walka z każdą chwilą narastała, ale była coraz trudniejsza, gdyż Niemcy po zaskoczeniu zaczęli utrwalać swoje pozycje. Najtrudniejsza walka była na czole niemieckiej kolumny… sytuacja dla partyzantów stawała się z każdą minutą coraz trudniejsza. Niemcy we wsi zaczęli wyprowadzać z domów zakładników. Od strony wsi Żabiec zbliżały się niemieckie posiłki nadchodzące ze Szczucina…

Na mapce zakreskowany teren tworzył „Przyczółek” wojsk radzieckich za Wisłą.
Kierunki uderzenia 1 Frontu Ukraińskiego
z Przyczółka dnia 12 stycznia 1945 r.

Kiedy walki w Słupi jeszcze trwały około godz. 9. do Pacanowa wjechały dwa pancerne wozy oddziałów gwardyjskich I Frontu Ukraińskiego, które przekroczyły 29 lipca Wisłę pod Baranowem i pędziły drogą w kierunku Pacanowa i Szczucina. Żołnierze ci przyszli z pomocą partyzantom i zmusili Niemców do ucieczki. „Straty oddziałów BCh pod Słupią to dziewięciu zabitych i zmarłych od ran. Straty Niemców to kilkudziesięciu zabitych i 47 wziętych do niewoli”. Po tej walce część oddziału niemieckiego uciekała drogą przez Wolę Biechowską i Biechów w kierunku Nowego Korczyna, a część w kierunku Szczucina.

Dla pomszczenia klęski postanowili uciekający Niemcy zabrać wiele osób jako zakładników, między innymi z Biechowa i prowadzili ich do Chmielnika. Tam zgromadzili ich na parafialnym cmentarzu. Poniżej przedstawiam relacje zakładniczki Cecylii Eliasz z domu Kręt, z Biechowa, która w tej grupie znalazła się na tym cmentarzu, mając wtedy 17 lat.

Oto jej opowiadanie o tym zdarzeniu.

„Niemcy wyprowadzili wszystkich złapanych w Biechowie i doprowadzili na cmentarz w Chmielniku (w prostej linii od Biechowa do Chmielnika jest około 30 km. przyp. autora). Tam nas mieli wystrzelać. Najpierw przeprowadzili selekcję na młodych i starszych zakładników. Do wywiezienia młodych podstawili auta. Ja miałam też być wywieziona. Ja na tym cmentarzu byłam z rodzicami oraz z dwoma siostrami w wieku 2 i 4 lat. Kiedy już podzielono nas, moja mama bardzo się rozpłakała i postanowiła dać mi jedzenie na drogę. Kiedy dawała mi to jedzenie na drogę, ja udałam się w krzaczki pozorując, że muszę się załatwić i tak przeciągałam swój tam pobyt, aby auta z młodymi ludźmi odjechały. Kiedy to nastąpiło ja wzięłam moje siostry stojące obok jedną na rękę, a drugą za rękę i szybko pędziłam do furmanki ojca, który wyjeżdżał z cmentarza. Wiedziałam, co nam oznajmili Niemcy, że jeżeli ktoś będzie z zakładników uciekał zostanie zastrzelony. Kiedy już byłam przy wozie ojca podchodzi do mnie dwóch Niemców (proszę wczuć się w moje przeżycie w tym momencie), jeden z nich podnosi mi chustkę, którą przykryłam głowę dla zamaskowania i mówi po polsku: „młoda mama jesteś więc idź”. Ojciec po tym incydencie podciął konika i jechaliśmy uciekając w kierunku Biechowa, gdzie już trwały walki wojsk niemieckich z radzieckimi. Do Biechowa nie dojechaliśmy.”

O wojnie, jaka tu rozgorzała, niech świadczą ilości zgromadzonego wojska. Na długości frontu od Sandomierza do Przełęczy Dukielskiej po stronie radzieckiej stało: ponad 1,2 miliona żołnierzy, 1667 czołgów i 529 dział pancernych, ponad 13 tysięcy dział i moździerzy kalibru ponad 76 mm, około 2400 dział przeciwlotniczych ponad 1000 wyrzutni rakietowych typu „Katiusza”, ponad 3000 samolotów w tym 680 bombowców szturmowych. Dla dostarczenia na front uzbrojenia potrzebne było 15000 wagonów kolejowych, a w momencie uderzenia 12 stycznia, 3 razy więcej. Po stronie niemieckiej, w której były też oddziały węgierskie było: 900 tys. żołnierzy i oficerów oraz 6300 dział i moździerzy, 900 czołgów i dział pancernych, 700 samolotów.

Po pierwszych przeprawach przez Wisłę i po zdobyciu Tarnobrzegu 5 sierpnia i Mielca 6 sierpnia 1944 roku, znacznie ułatwiła się dalsza przeprawa wosk radzieckich za Wisłę. Następuje teraz uderzenie na Bogorię i na Opatów. Inne Oddziały na kierunek Stopnica i Szydłów. Pomimo utrudnień czynionych przez lotnictwo niemieckie, a radzieckiego jeszcze nie było w dostatecznej ilości, gdyż lotniska były za Bugiem, czołgiści radzieccy robili nadzwyczajne rajdy maskując swoje czołgi snopami zboża – był to czas żniw. Udało się im dojść do Buska, Chmielnika, Pińczowa, a nawet Skalbmierza i Ostrowca. Jak wiemy, czołgiści do Skalbmierza wjechali dla udaremnienia w tym miasteczku pacyfikacji przez Niemców. Czołgi te już nie wróciły do macierzystych oddziałów. Jeden został przez Niemców zniszczony, a drugi zbombardowany. Były to czołgi T-34. Niektóre z nich brały udział w słynnych walkach pod Kurskiem.

Walki na Przyczółku
Baranowsko-Sandomierskim

Na Przyczółku zaczęło się istne piekło. Niemcy ściągnęli w rejon Chmielnika 3 Korpusy Pancerne, zaś w rejon Nowego Korczyna 46 Korpus Pancerny. W rejon Buska 1 Dywizję Pancerną. Dla zamknięcia wojskom radzieckim tworzonego Przyczółka zgrupowano 400 czołgów i dział szturmowych, 500 dział oraz kilka baterii 6 lufowych miotaczy pocisków rakietowych tak zwanych Nebelwerferów. Przed uderzeniem A. Hitler napisał rozkaz do dowódcy armii „Północna Ukraina”, że należy zlikwidować Przyczółek, gdyż to zagraża Rzeszy po zdobyciu Kielc.

Ponieważ na froncie działa wywiad, radzieckie dowództwo było o tym uderzeniu powiadomione przez wziętych wcześniej do niewoli Niemców i przygotowało się do tego ataku.

Dnia 11 sierpnia przed świtem uderzyły oddziały niemieckie na kierunku Staszów-Osiek i na kierunku Szydłów. Straty w armiach radzieckich były duże i wojska te musiały się wycofać.

Dnia 12 sierpnia Niemcy drugi raz uderzyli na pozycje wojsk radzieckich, ale w obronie pomogło im lotnictwo, które do tego czasu nie dorównywało Niemcom. Lotnisko niemieckie było bardzo blisko, bo w Krakowie. Zacięte walki trwały jeszcze do 14 sierpnia, ale Niemcom nie udało się wejść do Staszowa. Od tego dnia walki były codziennie. Przeważnie siedziałem w schronie i przyglądałem się pewnym trikom wojennym. A to jednego dnia przywieziono auto psów, którym założono miny i w czasie zbliżania się niemieckich czołgów pod radzieckie okopy miały podchodzić pod czołgi i wybuchającymi minami niszczyć gąsienice tych czołgów. Zebrano też koła wozów chłopskich i wózki pługów i zrobiono z nich podejrzaną artylerię zamaskowaną snopami pozostawionymi w polach przez rolników. Kiedy nadleciały samoloty niemieckie odpalano minę przy jednej sztucznej armacie, a wtedy lotnicy niemieccy bombardowali cały ten pas ustawionych sztucznych armat, widziałem taką scenę.

Dnia 17 sierpnia był dla mnie fatalnym dniem. Niemcy bombardowali Pacanów i muszę stwierdzić, że dobrze namierzali cele. Zbombardowali ogród z pancernymi radzieckimi wozami i w czasie tego bombardowania bomba spadła 12 metrów od domu, do którego w ostatniej chwili wskoczyłem. Chcę tu podać, że dla zwiększenia strachu lotnicy niemieccy przed uderzeniem bomby uruchamiali syrenę, która strasznie wyła.

Dnia 18 sierpnia 1944 roku, tuż po wcześniejszym okrążeniu, zaraz po północy zostaje zdobyta część Sandomierza. W czasie wcześniejszych walk, część wojsk 1 Armii Gwardyjskiej została odcięta od pozostałych wojsk i Niemcy chcieli ją za wszelką cenę zniszczyć. Kończyła się tym okrążonym żołnierzom amunicja, benzyna i żywność. Żołnierze się jednak nie poddawali i na następny dzień walczyli na bagnety. W ciemną deszczową noc z 19 na 20 sierpnia udało się Niemcom wyprowadzić okrążone też oddziały w części Sandomierza, a także została otwarta droga żołnierzom Pierwszej Gwardyjskiej Armii, którzy zostali wycofani poza teren frontowy na odpoczynek. Przez następne dni sierpnia jeszcze Niemcy próbują zamknąć wojska radzieckie na przyczółku, ale to się im nie udaje.

Autor (w środku) z kolegami na zniszczonym czołgu niemieckim – marzec 1945 roku – zbiory własne autora

Walki na froncie 1 Ukraińskiego frontu nie ustają i natężenie ich jest w różnych miejscach różne. Z rejonu Krosna 2 września 1944 roku następuje uderzenie na Przełęcz Dukielską i dalej na Preszów w Słowacji. Pomimo przeważających sił niemieckich, udaje się żołnierzom 1 Ukraińskiego Frontu z pomocą 4 Ukraińskiego Frontu, przełamać obronę tego przejścia w Karpatach i ostatecznie 6 października zdobyć Przełęcz Dukielską. Z pomocą w tych walkach doszedł 1 Czechosłowacki Korpus Armii.

Ostatecznie już do ofensywy styczniowej ustala się linia oddzielająca wojska niemieckie od radzieckich. Pierwsza linia frontowa wojsk radzieckich na Przyczółku przebiegała obok kościoła w Biechowie dalej w kierunku wsi Chrzanów, a potem do Stopnicy i dalej w kierunku Staszowa i Sandomierza, a w kierunku południowym do Rataj, i dalej za Wisłę. (Patrz mapka powyżej). Jako obserwator tych walk widziałem żołnierzy poparzonych z ranionymi częściami ciała, zabitych. Żołnierz, który pomimo ran mógł iść i nie wymagał transportowania, musiał iść do wojennego szpitala piechotą, a najbliższy w obszarze linii frontowej koło Pacanowa był w odległości 20 km, to jest w Połańcu. Przyczyną takiego stanu w pierwszych dniach stabilizowania się Przyczółka było lotnictwo niemieckie, które bombardowało wszystkie zaobserwowane wozy armii radzieckiej.

Po ponad 5-miesięcznych walkach na tym terenie pozostało bardzo dużo zniszczeń. W pasie przyfrontowym porozbijane i popalone domy, i zabudowania. W gminie Pacanów spalone zostały dwa kościoły: w Pacanowie i Biechowie, który był w pasie 1-szej linii frontu. Dnia 17 sierpnia 1944 roku artyleria niemiecka ostrzelała kościół w Pacanowie pociskami zapalającymi, które w miejscach trafienia wywoływały i podtrzymywały pożary. Niemcy zapewne sądzili, że z wieży kościelnej obserwowane są ich pozycje przez żołnierzy radzieckich. Takie samo zdarzenie miało miejsce w Biechowie. Na początku września (dokładnej daty nie udało mi się ustalić) został ostrzelany kościół, który nie ratowany został spalony. Natomiast kościół w Zborówku, leżący tylko 4 km od pierwszej linii frontowej w części z drewna, pomimo bombardowań lasów łubnickich i sichowskich przez niemieckie lotnictwo i ciągłego ostrzału artylerii niemieckiej, cudem ocalał. Jak duże były natarcia artyleryjskie można ocenić po śladach powstałych po odłamkach rozrywających się pocisków na frontonie kościoła w Zborówku, widocznych do dziś.

Ofensywa Wiślano-Odrzańska

Dnia 12 stycznia 1945 roku o świcie około godziny 5 rano rozpoczęła się z przyczółka Baranowsko-Sandomierskiego i z całej linii I Frontu Ukraińskiego aż po Przełęcz Dukielską tak zwana ofensywa Wiślano-Odrzańska. Kierunkiem tego uderzenia był Wrocław. Przez 5 godzin bez przerwy artyleria niszczyła miny na obszarach, przez które potem miały przejść bezpiecznie wojska i sprzęt wojenny. Podobno w tym czasie wystrzelano na odcinku II Frontu Ukraińskiego ponad milion pocisków powyżej 70 mm.

Czytelnik musi wiedzieć, że aby to nastąpiło należy po poprzedniej ofensywie uzupełnić zabitych żołnierzy, a także uszkodzony sprzęt i uzbrojenie. Na obszarze lasów sichowskich, staszowskich i łubnickich zapełniono lasy skrzynkami z amunicją na wysokość prawie dwóch metrów, a przed frontem stało 6 linii artylerii. Dzień i noc zwożono ten sprzęt po drogach nie utwardzonych z ułożonymi na jesieni klocami sosen. Dla uzupełnienia armii i dla dostarczenia ludzi, uzbrojenia i amunicji dowieziono koleją na tereny przyfrontowe 133 tys. wagonów dla I Ukraińskiego Frontu.

Po przejściu frontu 12 stycznia 1945 roku, zaczęły się na obszarach Przyczółka Baranowsko-Sandomierskiego tragiczne dni związane z pozostałymi minami, które były zakopane po obu stronach linii frontowej. Mieszkańcy tych obszarów po powrocie z wysiedleń spod linii frontowej przez nieuwagę, a czasem w wyniku usytuowania min w miejscach, gdzie ich nie powinno być, np. w paleniskach kuchni, doznawali poranienia, były też przypadki śmierci. Oprócz tego pola stojące odłogiem, prawie pół roku, zaatakowały myszy polne, które miały pożywienie w nie zebranym w lecie zbożu. Pozostała po działaniach frontowych bardzo duża ilość rowów strzeleckich i okopów po artylerii oraz bunkrów, wymagająca szybkiego zasypania, gdyż zbliżała się wiosna, a więc na wsi czas pilnych prac polowych. Wojsko polskie rozminowywało pola, ale i oni ginęli w szczególnych okolicznościach.

Uderzenie 1 Ukraińskiego Frontu było tak silne, że po czterech dniach walk 16 stycznia zdobyto Kielce, a następnie 18 stycznia Kraków. Kierunki uderzenia przedstawiono na rysunku mapki z książki „Wielka Wojna Ojczyźniana ZSRR” Wyd. MON 1969 r.

Dnia 18 stycznia 1945 roku Niemcy opuścili całkowicie Kraków. Budynek główny Akademii Górniczej (wtedy tak się nazwała uczelnia) po wyjściu Niemców z Krakowa był bardzo zdewastowany. Jak wiemy, w budynku tym były biura Generalnego Gubernatorstwa. Sam generał H. Frank mieszkał na Wawelu. Część zbiorów laboratoriów udało się pracownikom AG w 1939 roku ulokować w budynku akademii na Krzemionkach, gdzie w czasie okupacji była Zawodowa Szkoła Górniczo-Hutniczo-Miernicza, a jej Kierownikiem był ostatni rektor przed II Wojną Światową prof. W. Goetel. Jaką rolę w ustaleniu granic Polski po II wojnie Światowej On odegrał może się czytelnik dowiedzieć z mojego artykułu, który ukazał się w Biuletynie AGH w maju 2005 – nr 141.

Część głównego budynku była zdewastowana, a ostatnie piętro wypalone. Zaraz po wyzwoleniu w lutym 1945 roku otwarto uczelnie, wymagającą dużego porządkowania. Gmach należało nie tylko uporządkować, ale część spaloną odbudować, a co było najważniejsze urządzić laboratoria i to od podstaw. Do akcji porządkowania włączyli się byli pracownicy AG, a nawet mieszkańcy Krakowa oraz przyszli studenci, którzy zgłaszali się zaraz po wyzwoleniu na studia. Pierwsza inauguracja po II Wojnie Światowej roku akademickiego 1944/45 odbyła się w auli Akademii Górniczej dnia 15 października 1945 roku. Było to już po zakończeniu wojny w Europie i po ustaleniu powojennych granic Polski w Poczdamie w sierpniu 1945 roku.

Stanisław Pytko


Stanisław Pytko urodził się 19 października 1929 roku w Pacanowie. Ukończył Wydział Elektromechaniczny Akademii Górniczo-Hutniczej w 1955 roku. Całą swoją karierę zawodową związał z tą uczelnią, w której pracę rozpoczął jeszcze w czasie studiów jako zastępca asystenta i przeszedł kolejno wszystkie stanowiska do profesora zwyczajnego włącznie. Przez 20 lat pełnił funkcje – przez 4 lata – wicedyrektora ds. dydaktycznych, a następnie ds. naukowych w Instytucie Podstaw Budowy Maszyn. W czasie pracy w AGH wypromował 11 doktorów nauk technicznych. Naukowe zainteresowania profesora dotyczą problemów tribologii oraz podstaw konstrukcji maszyn. Międzynarodowa Rada Tribologiczna w Londynie w uznaniu osiągnięć naukowych, wdrożeniowych i kształcenia w zakresie tribologii przyznała profesorowi Złoty Medal „Za Osiągnięcia w Tribologii” (24 medal na świecie, po raz pierwszy przyznany Polakowi). Od 2000 roku emerytowany prof. na Wydziale Inżynierii Mechanicznej i Robotyki AGH. Posiada wiele odznaczeń, między innymi Krzyż Oficerski i Kawalerski OOP, Medal Komisji Edukacji narodowej, Honorowy Medal Stowarzyszenia Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów i inne. Profesor Pytko posiada godność Profesora Honorowego AGH oraz Doktoa Honoris Causa w czterech jednostkach naukowych za granicą.


Od Redakcji VA:

Wychodząca w Lublinie gazeta „RZECZPOSPOLITA” w poniedziałkowym wydaniu z dnia 15 stycznia 1945 r. nr 14 (158) zamieściła głosy prasy sowieckiej o ofensywie „Między Nidą a Łysogórami” pisząc:

Prasa sowiecka podkreśla, że ta nowa i świetna operacja wojskowa na szeroką skalę była przygotowana i rozpoczęła się w momencie, gdy na południowym skrzydle frontu sowiecko-niemieckiego toczy się wielka bitwa o stolicę Węgier. Za polem bitwy o Niemcy kryją się żywotne ośrodki nieprzyjacielskie.

Korespondenci przy sztabie głównym pierwszego frontu ukraińskiego donoszą o szczegółach bitwy, która 12 stycznia zawrzała z nową siłą za Wisłą. Korespondent Prawdy Polowej depeszuje: Tu znajduje się serce Polski. Stąd wychodzą drogi, które prowadzą bezpośrednio do Niemiec aż do Odry. Drogi, które nie są zatarasowane przez żadną większą rzekę. Zdobycie potężnej bazy operacyjnej na zachód od Sandomierza i walka o jej wzmocnienie jest jedną z najświetniejszych operacji z zeszłorocznej kampanii. Zdruzgotawszy wojska niemieckie koło Lwowa, wojska marszałka Koniewa ścigały je dopóki nie przeszły Sanu i nie wdarły się w głąb Polski. Następnie sforsowały z impetem wiele odcinków Wisły i utworzyły silne fortyfikacje na jej brzegu. W ten sposób utworzono na zachodnim brzegu potężną bazę operacyjną – duże wrota do zachodnich terenów Polski. Dowództwo niemieckie doskonale zdawało sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie ta baza oznaczała. Generał pułk. Geinetz polecając swoim dywizjom wyprzeć Rosjan za Wisłę, określił tę bazę operacyjną, jako pistolet wymierzony w kark Niemiec. Pięć dywizji pancernych i dwie dywizje piechoty w pełnym składzie atakowały przeszło miesiąc bez przerwy dniem i nocą ten mały odcinek ziemi. Setki dział ostrzeliwało go nieustannie. Znaczna liczba samolotów bombardowała go od rana do wieczora. Wszystkie jednak te usiłowania nie pomogły Niemcom. Rosjanie trzymali się mocno na zdobytej bazie. W ciągu długich dni wojska sowieckie przygotowywały nowy cios o potężnej sile. Piechota i czołgi koncentrowały się, artylerzyści zajmowali swoje pozycje pod samym bokiem nieprzyjaciela, saperzy przygotowywali się do oczyszczania pól minowych nieprzyjacielskich, sztab główny jednostek zwiadowczych pracował bez przerwy.

Dokładnie o 10-tej godzinie rano, 12 stycznia powietrze za Wisłą zostało wstrząśnięte kanonadą z niesłychaną gwałtownością. Jednocześnie z tysięcy dział różnego kalibru runął ogień, który przeorał fortyfikacje nieprzyjacielskie jednocześnie zmiatając drut kolczasty, pola minowe i blokhauzy hitlerowców. Nie trzeba zapominać, że nieprzyjaciel posiadał na odcinku włamania potężną trzy liniową obronę głębokości od 3–12 km. Dzięki jednak wspaniale zorganizowanym atakom artylerii linie te zostały sparaliżowane.

Przez dwie prawie godziny szalał huragan ognia, jednak po pierwszych 50-ciu minutach zaczął się przesuwać na teren zajęty przez nieprzyjaciela, a za nim ruszyły do boju bataliony piechoty. Niemcy stawiali zażarty opór. Nie było już jednak spoistej linii fortyfikacyjnej, pozostały tylko oddzielne małe forty izolowane ze swoimi garnizonami.

Już około południa sztab główny otrzymał informację, że walki toczą się w głębi linii nieprzyjacielskich o baterie niemieckie. Pierwszego dnia Rosjanie zawładnęli takimi punktami oporu jak Szydłów, Stopnica itd. Pierwsze linie fortyfikacyjne niemieckie zostały przekroczone. Ofensywa potoczyła się gwałtownie. Coraz nowe siły rzucały się przez wyłom, ścigając nieprzyjaciela bez dania mu możliwości odpoczynku. Mimo nadzwyczajnych trudności do późna w noc toczyła się ofensywa z coraz większą siłą.

Gdy około północy wzmógł się mróz i drogi zamarzły, potężne czołgi generała Połubojarowa wysunęły się naprzód. Wojska gwardyjskie gen. Bakłanowa, słynni stalingradczycy, którzy okryli się sławą podczas obrony bohaterskiego miasta, prowadziły ofensywę na jednym odcinku. Ani zwalone drzewa, ani pola minowe, ani różne pułapki nieprzyjaciela nie były w stanie przeszkodzić im wbić klin 4–6 km w głąb nieprzyjacielskich linii obronnych. Dowództwo sowieckie wydało rozkaz kontynuowania ofensywy na wszystkich odcinkach i wojska sowieckie, zapominając o zmęczeniu, ścigały nieprzyjaciela bez wytchnienia. Dzięki właśnie tej gwałtowności ataku trzecia linia obronna hitlerowców, najpotężniejsza ze wszystkich, która posiadała na każdym kilometrze terenu 15–20 małych fortów, została przerwana w wielu punktach.

Nad ranem wojska sowieckie okrążając ze wszech stron miasto Chmielnik szturmem zajęły ten bardzo ważny węzeł, w którym krzyżuje się 7 szos. W międzyczasie inne jednostki wdarły się głęboko w lasy, za którymi kryją się Kielce. W tym lesie wywiązała się walka intensywna, która trwała całą noc. Rzadkie ścieżki były zatarasowane drutami kolczastymi, polany były obficie podminowane i pełne pułapek. Walczący jednak Rosjanie nigdy nie liczyli na łatwe drogi. Polscy ochotnicy prowadzili ich ścieżkami, omijając przeszkody i pułapki. Żołnierze sowieccy posuwali się przez las bezpośrednio przez gęstwinę, przebijając nowe drogi i przerzucając mosty poprzez bagna i rzeczułki.

Już na drugi dzień front ofensywy rozciągnął się na długości 60 km. Już w ciągu pierwszych 24 godzin napierające wojska sowieckie przeszły do 30 km. Tempo postępów stale wzrastało. Z każdą godziną przychodziły nowe wiadomości o zniszczeniu nowych gniazd oporu nieprzyjaciela, o nowych sukcesach ofensywy. Walki za Wisłą nie ustają ani na minutę.

Uzupełnienie – Artur Bęben