Z łezką w oku…
- Szczegóły
- Kategoria: numer 6
- 08 czerwiec 2011
Dostać od Ciebie książkę Twojego autorstwa to wielka radość i satysfakcja. Szczególnie książkę tak wyjątkową, oryginalną, barwną, zabawną i – co tu dużo mówić – nietypową, jak na zacną uczelnię, chodzącą w majestacie gronostajów, tog i biretów.
Dziękuję!
Dostałem ją kilka dni temu, ale zanim skreśliłem tych parę zdań podziękowania – zrobiłem sobie czas na zapoznanie się z nią. Przyznaję, że poruszyła mnie. Z trzech powodów. Znalazłem się znowu (z łezką w oku) na mojej uczelni, w której spędziłem kilka pięknych lat. Ponownie byłem w małym pokoiku „akademika”. Mieszkało w nim nas sześcioro studentów, było ciasno, „piętrowo”, chłodno i głodno, ale „rotundowo” i wesoło. Przyczyną tej nostalgii jest Twoja książka pt. Nie tylko z przymrużeniem oka – bowiem oddaje ona doskonale ducha tamtych, dawno – niestety dla mnie – minionych durnych i chmurnych lat.
Po drugie. Wielu profesorów znałem osobiście, z wykładów, ćwiczeń oraz kontaktów „prywatnych” – i z każdym z Nich wiążę osobiste przeżycia, choćby te na wykładach i egzaminach (W. Goetel, S. Korman, J. Krauze, J. Litwiniszyn i wielu innych). Ileż to razy – z duszą na ramieniu – stało się pod drzwiami dowiadując się na „giełdzie” o co pyta egzaminator? Teraz wspominam każdego serdecznie. Anegdoty zebrane w książce pozwalają mi dzisiaj spojrzeć na Nich od drugiej strony, dojrzeć to czego wówczas – jako student – nie widziałem: Ich poczucia humoru, nawyków, śmiesznostek, choćby takich, że konieczny był krawat na szyi studenta przystępującego do egzaminu przed obliczem profesora Krauzego. Nie trudno zgadnąć, jakim powodzeniem cieszył się „krawat przechodni”…
![](/images/stories/vivat_006/nie tylko_V_006.jpg)
Profesorów Lesieckiego oraz Sulimę-Samujłło znałem jeszcze z czasów, kiedy byłem uczniem w liceum kamieniarskim w Świdnicy. Pracowali oni na wysokich stanowiskach w PP Kamieniołomy Śląskie. Byli wtedy moimi nauczycielami (uczyli w szkole górnictwa i kamieniarstwa).
I po trzecie.
Wspomnienia o wybitnych ludziach są zwykle suche, bezbarwne, sztampowe, data urodzenia, zrobił to, napisał tamto, walczył wybudował… data goni datę – brak ciepła i uśmiechu. Charakterystyki, relacje są poważne, sztywne, bezbarwne, jak się opisuje kamienne pomniki na cokołach. Dopiero wyłowione z zapomnienia historyjki, anegdoty, ciekawostki z życia tych ludzi sprawiają, że wielkie postacie „pomniki”, stają się dla nas żywe, bliższe zrozumienia, godne naszego współczucia lub podziwu. Dzięki nim postacie historyczne i osoby sławne schodzą z kamiennych postumentów, stając się po prostu ludźmi takimi jak my – ze swoimi słabościami, marzeniami i indywidualnym poczuciem humoru.
I to się Tobie, Arturze, udało doskonale. Zdjąłeś zimną patynę z wielu bliskich nam osób. Chwała Ci za to!
Dziękuję Ci za miłą mi lekturę, do której będę wracał szukając uśmiechu.
Przesyłam serdeczności!
• Jan Izydor Korzeniowski
Jan Izydor Korzeniowski urodził się 4 kwietnia 1930 roku w Wadowicach. Tam też ukończył szkołę podstawową i gimnazjum. W latach 1948–1951 roku był uczniem Liceum Przemysłu Kamieniarskiego w Świdnicy. Studiował na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (1951–1955 i 1957–1959). Na stałe związał się z górnictwem odkrywkowym i z Wrocławiem. Do Wrocławia przybył w 1955 roku skierowany nakazem pracy, rozpoczynając pracę w Centralnym Zarządzie Kamieniołomów i Klinkierni Drogowych, jako inspektor górniczy. Specjalizował się w technice robót strzelniczych, współtworzył podstawy strzelania komorowego i tworzenia długich otworów w Polsce.
(Więcej o Autorze w wydanym Vivat Akademia nr 5 s. 47)