Nie zapominamy o swoich korzeniach
- Szczegóły
- Kategoria: numer 5
- 25 listopad 2010
Z cyklu: zagraniczne kariery absolwentów AGH
Wywiad z Profesorem Wojciechem Z. Misiołkiem,
Dyrektorem Institute for Metal Forming, Loewy Chair in Materials Forming and Processing, Lehigh University, Bethlehem, PA
Wacław Muzykiewicz: Wojtku, VIVAT AKADEMIA jest pismem dla absolwentów AGH. W tej formule, naturalnym i chyba jednym z ciekawszych obszarów tematycznych są ich właśnie losy, życiowe drogi, wspomnienia. Szczególną grupą absolwentów są Ci, których rzucił los, bądź w wyniku świadomego wyboru znaleźli się poza ojczystym krajem, i to w czasach, kiedy realizacja takiego pomysłu na własne życie nie była ani taka oczywista, ani łatwa. Ty do nich należysz…
Wojciech Misiołek: Każdy z imigrantów ma swoją opowieść i są one w jakimś tam stopniu do siebie podobne. Ja nie należę do tych odważnych, którzy opuścili kraj i zdecydowali się na bezwarunkową imigrację. Ja chciałem wyjechać, aby się czegoś nowego zawodowo nauczyć, a ponadto zawsze pociągał mnie świat. Europę dość dobrze poznałem w czasie studiów i pomysł wyjechania do Stanów Zjednoczonych po zrobieniu doktoratu wydawał mi się nieco egzotyczny. Gdy wyjeżdżałem w 1987 roku nie planowałem emigracji, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej. Wyjechałem dla nauki, a dlaczego osiadłem w Stanach Zjednoczonych to już bardziej skomplikowana sprawa.
Dokładnie dwa lata po złożeniu podania do Fundacji Kościuszkowskiej, jesienią 1987 roku wylądowałem w Nowym Jorku jako jej stypendysta i tak się wszystko zaczęło. Wyjechałem na 10-miesięczny staż naukowy i za namową ówczesnego Prezesa Fundacji Kościuszkowskiej, dr. Tadeusza Sendzimira znalazłem się na Lehigh University w Bethlehem, PA w Institute for Metal Forming, prowadzonym przez uznanego w świecie i dobrze znanego na AGH Profesora Betzalela Avitzura. Muszę powiedzieć, że miałem duże kłopoty z wyjazdem z kraju, który opóźnił się o kilka miesięcy. Był to 1987 rok i wówczas jeszcze można było łatwo przeszkodzić w wyjeździe komuś, kto wyglądał „za młodo na tego typu zaszczyty”. Dzięki pomocy władz rektorskich (śp. Profesorów Antoniego Kleczkowskiego i Stanisława Gorczycy) oraz osobistemu zaangażowaniu mojego bezpośredniego szefa Profesora Józefa Zasadzińskiego, udało się odblokować pewne hamulce w ministerstwie i wyjechałem, i postanowiłem za namową Profesora Andrzeja Korbla sprawdzić się na rynku amerykańskim.
Dzisiaj mogę spojrzeć z pewnej perspektywy na to, jak to wszystko się potoczyło i widzę jak wiele zawdzięczam moim rodzicom. Mama zadbała, a potem pilnowała mnie, abym uczył się angielskiego, a tato zaraził mnie pasją do metalurgii i metaloznawstwa. Ponadto, oboje uczyli mnie, aby w życiu dążyć do postawionych sobie celów i trzymać się pewnych życiowych standardów. Jestem im za to dozgonnie wdzięczny, ale lista wdzięczności jest znacznie dłuższa i jest na niej oczywiście miejsce dla naszej Alma Mater.
Rozmawiamy „per Ty”, bo jesteśmy kolegami ze studiów. Prawie w tym samym czasie kończyliśmy Wydział Metali Nieżelaznych. Twój wybór metalurgii (w tamtym czasie hutnictwa, jako kierunku studiów) na tym akurat wydziale nie był przypadkowy…
Tak Wacku, doskonale pamiętam jak poznałem Ciebie jako mojego tylko nieco starszego kolegę w akademiku i chyba w dużej mierze właśnie Tobie zawdzięczam moje włączenie się w aktywne życie studenckie. Ja wyrosłem w środowisku AGH, gdyż zdecydowana większość znajomych moich rodziców pracowała w Gliwicach w instytutach branżowych lub na Politechnice Śląskiej. Miałem więc nieco skrzywiony obraz świata, bo wyglądało z tej perspektywy na to, że ci, którzy się liczą w hutnictwie, w zdecydowanej większości są absolwentami naszej uczelni, a może nie był to fałszywy obraz? Tak więc nie tylko mój ojciec, który był wychowankiem AGH, ale większość jego kolegów była absolwentami naszej Alma Mater. Mój ojciec skończył Wydział Hutnictwa w pierwszym powojennym roczniku, doktorat zrobił w PAN-ie, a habilitację na Wydziale Metali Nieżelaznych. Był profesorem i dyrektorem naukowym Instytutu Metali Nieżelaznych, a także wykładowcą Politechniki Śląskiej. W swoim bogatym życiu zawodowym był prezesem, a potem prezesem honorowym Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Hutniczego. Wyrastając w takim środowisku trudno było nie zostać metalurgiem. Nigdy nie byłem namawiany na studiowanie metalurgii, to był mój własny wybór, ale czasem się zastanawiam, czy bardziej była wówczas atrakcyjna metalurgia, czy fakt, że na jej studiowanie wybrałem się do Krakowa. Z moich pobieżnych informacji wynika, że podobne były historie wielu synów i córek wychowanków naszej uczelni. Sądzę, że uległem pewnego rodzaju manipulacji, ale ja osobiście wyników tej manipulacji, jeśli takowa miała miejsce, nie żałuję.
Skończyłeś specjalność „przeróbka plastyczna metali”, podjąłeś pracę na wydziale w ówczesnym Instytucie Przeróbki Plastycznej i Metaloznawstwa, zrobiłeś doktorat pod kierunkiem Profesora J. Zasadzińskiego, a jak prof. Zasadziński, to wyciskanie metali. I co dalej? Kiedy zacząłeś myśleć o wyjeździe?
Bardzo dobrze pamiętam, że jestem wychowankiem Profesora Zasadzińskiego i do dnia dzisiejszego, pomimo wielu prób ucieczek w inne tematy, dalej zajmuję się wyciskaniem materiałów. Podkreślam słowo „materiałów”, bo obecnie prowadzę projekty z zakresu wyciskania stopów aluminium i magnezu, a także szkła na światłowody. Zaraz po obronie pracy magisterskiej, która dotyczyła tematyki spłaszczania drutów w ciągarkach rolkowych, podjąłem pracę w Instytucie Metali Nieżelaznych w Gliwicach. Miałem to szczęście, że tak ja jak i – co najważniejsze – dyrekcja IMN-u w osobie Profesora Zbigniewa Śmieszka, zrozumieliśmy, że lepiej będzie jak pójdę na studia doktoranckie, niż będę pracował w tym samym instytucie z moim Ojcem. W IMN-ie spędziłem dużo więcej czasu, bo tam robiłem badania do pracy magisterskiej i wówczas też miałem okazję przetłumaczyć bardzo ciekawy patent Dr. Tadeusza Sendzimira, który wówczas odwiedził Polskę i był zainteresowany współpracą z polskim przemysłem metalurgicznym. To było kilka bardzo ważnych miesięcy, w czasie których poznałem przemysł i jego problemy i do dzisiejszego dnia mi to procentuje na drugim końcu świata. No i fakt, że dr Tadeusz Sendzimir był wówczas Prezesem Fundacji Kościuszkowskiej też miał duży wpływ na moje pomysły i planowanie mojej przyszłej działalności zawodowej.
Bezpośrednio po stażu naukowym w Lehigh University trafiłeś do Renselaer Politechnic Institute w Troy, w stanie Nowy Jork. Jedno z drugiego wynikało, to była kontynuacja amerykańskiej naukowej „przygody”?
Podczas mojego pierwszego pobytu w Lehigh University rozesłałem około stu listów, szukając pracy i jeden z nich trafił na biurko Profesora Rogera Wrighta w Rensselaer Polytechnic Institute (RPI). Pamiętam jak pojechałem tam na rozmowę podczas wizyty Profesora Macieja Pietrzyka, który miał tam wówczas seminarium, wizytując RPI podczas swojego stażu naukowego w Kanadzie. Sądzę, że jego dobre słowo na mój temat było nie mniej ważne niż mój wykład i kilka miesięcy później rozpocząłem tam pracę. I co więcej, wykłady z materiałoznawstwa. Musiałem na prędce douczyć się angielskich terminów w tematyce ceramiki, polimerów i półprzewodników. Jako tako byłem oczytany w metalurgii i znalem jej terminologię, najgorsze były te wykłady z materiałów mi mniej znanych. Wówczas zacząłem mocno się uczyć i tak już zostało do dzisiaj, bo temu zajęciu nie ma końca. Efektem jest to, że zacząłem się interesować nie tylko metalami i nie tylko przeróbką plastyczną. Miałem dodatkowy doping aby przedłużyć swój pobyt, bo obawiałem się, że po powrocie do kraju przegram kolejną rozgrywkę z moim „życzliwym” i nigdzie nie wyjadę. A potem dużo się w Polsce zmieniło i dzisiaj wspominam o tym głównie dlatego, abyśmy pamiętali jakie były to czasy i jak bardzo znormalniało życie codzienne, nie tylko na uczelniach, ale w całym kraju. Tak łatwo jest o tym zapomnieć i zagubić perspektywę jak wiele zostało zrobione od 1989 roku. Chcę też tu powiedzieć, że zaczynałem od tzw. postdoca i choć dość szybko awansowałem na stanowiska Assistant a potem Associate Research Professor, przez wiele lat moje kontrakty były tylko roczne. Pierwszy długoterminowy kontrakt podpisałem w RPI w 1996 roku, tak więc w moim przypadku była to nieco dłuższa droga do stabilizacji naukowej niż wielu ludziom się to wydaje. Jako naukowiec i jako inżynier życzyłbym sobie, abyśmy w życiu więcej kierowali się danymi ilościowymi niż emocjami i mitami przy ocenie problemów tak naukowych, inżynierskich jak i historycznych czy polityczno-gospodarczych.
A powrót do Lehigh University, jaka jest jego historia? Zająłeś tam miejsce po Profesorze Avitzurze, objąłeś jego stanowisko, to było duże wyzwanie?
Będąc w RPI byłem na International Conference on Aluminum Alloys w Atlancie w stanie Georgia i tam spotkałem ówczesnego dziekana wydziału Materials Science & Engineering na Lehigh University Profesora Davida Williamsa, którego znałem z mojego pierwszego pobytu w Bethlehem, PA. David przepytał mnie co robię i poinformował, że za dwa lata będą szukać następcy Profesora Avitzura i nowego Loewy Chair, gorąco mnie namawiając, abym składał papiery. Moja pierwsza reakcja była trochę pesymistyczna, bo nie miałem w moim przekonaniu dorobku na stanowisko Endowed Chair Professor, ale miałem dwa lata czasu i je chyba nie najgorzej wykorzystałem na poprawienie swojego dorobku naukowego, bo po mojej wizycie w Bethlehem, PA w 1996 roku zaproponowano mi stanowisko po profesorze Avitzurze. Chciałem przypomnieć, że przede mną u profesora Avitzura pracowało sześciu Polaków, z czego czterech starszych kolegów było z AGH, ówcześnie doktorzy: Andrzej Nowakowski (1977–1978), Janusz Łuksza (1978–1979), Andrzej Skołyszewski (1984) i Stanisław Turczyn (1985–1986). Po moim pobycie na Lehigh było tam jeszcze dwóch naszych krajanów. Dla nas wszystkich była to świetna okazja, aby się douczyć i rozszerzyć nasze horyzonty.
Miałem przyjemność spotkać profesora Avitzura. Znałem go z jego wcześniejszych pobytów w Polsce, w AGH, ale do bezpośredniego spotkania doszło u Ciebie w LU. Pamiętam, że byliśmy też u profesora w jego firmie, którą prowadził po przejściu na emeryturę. Z satysfakcją wspominam ten pobyt w Stanach Zjednoczonych, wspólny z Profesorem W. Liburą, obecnie kierownikiem Katedry Przeróbki Plastycznej i Metaloznawstwa Metali Nieżelaznych AGH. Dalej prowadzisz kronikę gości, którzy Cię odwiedzają? To świetna pamiątka kontaktów zawodowych, międzyludzkich…
Niestety, trochę się zapuściłem i kronika leży gdzieś na półce, bo życie zbytnio przyspieszyło i zapomniałem o dobrych zwyczajach. To przyspieszenie tempa jest dużym problemem, ono zmieniło nasze życie bezpowrotnie.
Wojtku, Ty zawsze pielęgnowałeś ścisłe związki z Alma Mater…
W Stanach Zjednoczonych uczelnie bardzo dbają o utrzymanie związków ze swoimi wychowankami. Muszę przyznać, że dla wychowanków AGH spotkanie się z taką rzeczywistością nie jest dużym zaskoczeniem, gdyż my zostaliśmy wychowani w poczuciu przynależności do środowiska AGH. Sądzę, że nasza Uczelnia w starej górniczo-hutniczej tradycji wpoiła nam wartość przynależenia do tej wielkiej rodziny AGH.
Mimo zrozumiałych sentymentów, Twoje kontakty z Polską, a ściślej ze środowiskiem naukowym, akademickim w Polsce, nie ograniczają się tylko do Akademii?
Moim zdaniem każda dobrze prowadzona współpraca wychodzi z pożytkiem dla obu stron, gdyż można się dużo nauczyć i więcej zrobić wspólnie niż w pojedynkę. Sądzę również, że i jakość wyników pracy jest w takich przypadkach wyższa. Ja mam kontakty zawodowe z kolegami i koleżankami z trzech wydziałów AGH. Ponadto, miałem okazje gościć na kilku uczelniach i w kilku instytutach naukowych w kraju. Zawsze poszukuję partnerów do rozwiązywania konkretnych zadań i interesują mnie głównie wyniki, co w naszej branży przekłada się na opublikowane artykuły w liczących się czasopismach naukowych. Obecnie przygotowuję wspólne publikacje z zespołem Profesora Zbigniewa Gronostajskiego z Politechniki Wrocławskiej i z Doktor Joanną Biedrońską z Wydziału Architektury Politechniki Śląskiej.
Jeżdżąc dzisiaj po świecie mam przyjemność spotykania kolegów z AGH i pozostałych polskich uczelni na różnych konferencjach. W zeszłym roku mieliśmy okazję spotkać kolegów z Metali Nieżelaznych na bardzo specjalistycznej konferencji w Dortmundzie w Niemczech, a w tym roku reprezentacje wielu ośrodków naukowych z Polski na konferencji Metal Forming w Toyahashi w Japonii.
Sądzę jednak, że mogłoby być tych roboczych kontaktów znacznie więcej, bo tacy ludzie jak ja chętnie podzielą się swoim doświadczeniem i poprowadzą wykłady w języku angielskim, co chyba powinno być w interesie polskich uczelni. Jest jednak problem w interpretacji istniejących skostniałych przepisów, narzucanych przez władze centralne. Sądzę, że należy bardziej energicznie dążyć do ich zmiany, albo szybko wymyślić jak je ominąć, aby profesorowie polskiego pochodzenia jak również Polacy mieszkający za granicą mogli mieć status Visiting Professor na polskich uczelniach i uczestniczyć w ich rozwoju. Mam nadzieję, że nauka polska może podążać za przykładem polskiej reprezentacji w piłce nożnej i pozyskiwać zagranicznych fachowców. Dodam, że większość Polaków pracujących na uczelniach zagranicznych ma polskie paszporty, co na pewno ułatwia sytuację, a ja chętnie podpowiem jak ominąć bezsensowne przepisy. No cóż, jestem naiwnym optymistą, że nauka jest nie mniej ważna niż piłka i mam nadzieję, że jej wyniki są znacznie wyższe niż te piłkarskie.
To prawda, źle się dzieje z polską piłką ostatnio, zwłaszcza tą reprezentacyjną. Ale już bardziej serio, Wojtku, to jest oczywiste, że nie powinno być barier nigdzie tam, gdzie można by i powinno się korzystać z takiego potencjału. Chyba nie popadniemy w przesadny patos, gdy interpretować to będziemy nawet jako pewien współczesny wymiar patriotyzmu naszego, naukowego środowiska. W czasie, kiedy rozmawiamy, zapowiadane jest przekazanie pod obrady polskiego Parlamentu pakietu ustaw, dotyczących reformy szkolnictwa wyższego. Może nowe regulacje prawne zmienią tę niekorzystną sytuację, o której mówisz?
Wojtku, a Twoja współpraca międzynarodowa z pozycji zajmowanej w Lehigh University w szerszym wymiarze?
Bardzo dobrze pamiętam jak wielu specjalistów miała i ma AGH w naszej dziedzinie przeróbki plastycznej metali. Ponadto, mój wydział Materials Science and Engineering na Lehigh University zajmuje się dydaktyką i prowadzi badania odpowiadające zakresowi czterech wydziałów AGH. Skala jest zupełnie inna i w tamtejszej rzeczywistości ja jestem jedyny w zakresie odkształcania metali i mam pełną świadomość moich ograniczeń zawodowych. Jednym, a może wręcz jedynym, rozwiązaniem jest współpraca, tak krajowa jak i zagraniczna. Jeśli chodzi o współpracę międzynarodową, to miałem okazje pracować przez dłuższy okres czasu w The University of Queensland w Brisbane w Australii (sześć miesięcy w 2004), w The Norwegian University of Science and Technology w Trondheim w Norwegii (lato 2005) i w Leichtmetallkompetenzzentrum (LKR) w Ranshofen w Austrii (trzy miesiące w 2006). Z kolei u mnie, w moim instytucie, gościli pracownicy naukowi z Brazylii, Chin, Indii, Japonii, Kolumbii, Niemiec i z Polski, a w najbliższych miesiącach oczekuję wizyty kolegi z Nowej Zelandii.
Mówiłeś już bardzo interesująco o swego rodzaju pokoleniowej ciągłości Twoich ścisłych kontaktów z naszą Uczelnią, trwającej do dziś współpracy. Wiem, że Wasze rodzinne związki z Akademią na tym się nie kończą. Twoja urocza Małżonka Teresa też jest absolwentką AGH, związaną z uczelnią rodzinnie?
Jak wiesz, w czasie studiów dużo jeździłem na nartach i właśnie w klubie narciarskim Firn na naszej Akademii poznałem moją późniejszą żonę. Dzisiaj oboje żartujemy, że – jak widać – narciarstwo może mieć uboczne efekty w postaci małżeństwa. Takich narciarskich małżeństw w Firnie powstało kilkanaście. Teresa jest absolwentką ówczesnego Wydziału Geologiczno-Poszukiwawczego, a jej ojciec Andrzej Korta był profesorem AGH w ówczesnym Instytucie Energochemii Węgla i Fizykochemii Sorbentów. Tak więc moje związki z naszą Alma Mater są „wielowymiarowe”.
Wróćmy do spraw zawodowych. Jakie są podstawowe obszary Twojej zawodowej aktywności, zainteresowań naukowych – wczoraj, dziś, w dającej się planować perspektywie?
Tak jak wspominałeś, jestem metalurgiem ze specjalnością przeróbka plastyczna metali i do dnia dzisiejszego zajmuję się tą tematyką z zastosowaniem do metali nieżelaznych, ale również do żelaza i stali. Od wielu lat zajmuję się też metalurgią proszków i wybranymi zagadnieniami obróbki skrawaniem. Wszystko to zamyka się w generalnym temacie technologii metali, które analizuje wraz ze swoimi doktorantami, używając metod modelowania fizycznego i komputerowego, jak również współczesnych metod oceny mikrostruktury, z których słynie Lehigh University. W ostatnich latach zająłem się też kształtowaniem szkieł na światłowody, wytwarzaniem ceramicznych membran z kontrolowaną porowatością o wymiarze nano dla potrzeb przemysłu medycznego, jak również materiałami dla energetyki, a szczególnie do baterii do magazynowania energii słonecznej. Tak więc moje zainteresowania naukowe zahaczają o kilka wydziałów AGH, co tylko wskazuje jak inaczej prowadzi się badania w rożnych krajach i jak niebezpieczne są czasami powierzchowne porównania.
Przygotowanie merytoryczne, wiedza wyniesiona z AGH okazała się wystarczająca? Od początku pozwalała Ci być partnerem we współpracy naukowo-badawczej w międzynarodowych zespołach, sprawdziła się w działalności dydaktycznej?
Sądzę, że jest to ważne pytanie i postaram się na nie odpowiedzieć bardzo rzetelnie. Wydaje mi się, że miałem generalnie dobre przygotowanie, w niektórym zakresie, jak np. w zakresie technologii, wręcz bardzo dobre, a w innym obszarze musiałem się douczać. Ta właśnie świadomość, że muszę się douczać i jasność czego muszę się douczać, to dowód na to, że AGH dała mi dobre podstawy i wyposażyła mnie w sposób myślenia, który pozwolił mi zaistnieć w środowisku akademickim po drugiej stronie oceanu. Umiejętność zrozumienia potrzeb partnerów przemysłowych była i jest moim dużym przebiciem, bo na większości uniwersytetów amerykańskich jak również brytyjskich tego po prostu się nie uczy. Tak więc podsumowując, wydaje mi się, że miałem dobre przygotowanie, a jeśli mi czegoś brakowało, to nie zawsze była to wina AGH, to po prostu może ja nie zawsze za młodu przykładałem się do nauki. Na koniec chcę jednak podkreślić, że bardzo pomogła mi czynna, konwersacyjna znajomość angielskiego, który przyzwoicie doszlifowałem podczas dwóch trzymiesięcznych wizyt w Wielkiej Brytanii w trakcie studiów magisterskich i doktoranckich.
Gdybyś miał wymienić swoje największe sukcesy zawodowe?
Mam nadzieję, że one są jeszcze przede mną. Tylko momentami czuję się zmęczony i mam nadzieję doprowadzić wiele moich pomysłów i projektów do przysłowiowego końca. Sądzę, że to, że jestem zapraszany na wykłady i do współpracy na praktycznie wszystkich kontynentach można zaliczyć do swego rodzaju sukcesu. Mam kilka nagród za swoją działalność zawodową, proszono mnie o wygłoszenie „keynote” wykładów na otwarcie rożnych konferencji, jestem zapraszany na wygłoszenie moich wykładów, ale chyba najwyżej cenię sobie, że w 2005 roku zostałem wybrany Fellow of ASM International, bo to wyróżnienie bierze te wszystkie inne osiągnięcia pod uwagę. Mam jeszcze wiele pomysłów i jak tylko zdobędę środki na ich realizowanie sądzę, że będę miał się czym podzielić i liczę na to, że te wyniki przyniosą moim doktorantom, jak również mnie osobiście, wiele satysfakcji.
A w życiu prywatnym, jeśli to nie tajemnica?
Największym moim życiowym sukcesem jest tolerancja mojej żony na moje pomysły zawodowe i wiążące się z tym częste podróże. Ponadto, dużą radością są nasi synowie, którzy, choć nie poszli w ślady rodziców jeśli idzie o prace inżynierską, to ambitnie realizują swoje plany. Starszy syn Michał skończył dwa fakultety na Lehigh (inżynierię chemiczną i biznes), a teraz pracuje w banku J.P. Morgan na Wall Street, równocześnie studiując na New York University w programie MBA. Młodszy syn Tomasz jest jeszcze studentem Lehigh University na kierunkach psychologia i marketing, które uzupełnia rożnego rodzaju kursami i międzynarodowymi praktykami w Australii, Belgii, Chinach i w Polsce. No i fakt, że mam przyjaciół w wielu zakątkach świata na każdym kontynencie jest dla mnie wielką radością.
A marzenia – prywatnie, zawodowo?
Moim największym marzeniem, do tej pory raczej niespełnionym marzeniem, jest aby mieć znacznie więcej czasu dla rodziny i przyjaciół. Chciałbym też dalej podróżować po świecie, łącząc działalność zawodową z klasycznym zwiedzaniem i poznawaniem ludzi. Udało mi się odwiedzić wiele zakątków świata i zawsze się czegoś uczyłem od tamtejszych mieszkańców, ale jest jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia i tak wiele do nauczenia.
Wojtku, w życiu jest czas pracy i czas wypoczynku, a przynajmniej tak być powinno. Umiejętne łączenie tego jest szczególnie ważne w przypadku tak wielu wyzwań i obowiązków, jakie znaczą Twoją zawodową drogę. Znajdujesz czas na relaks, umiesz odpoczywać? Wiem (wspomniałeś już o tym), że jedną z Twoich pasji było narciarstwo.
Chciałbym spędzać więcej czasu nad oceanem, a zimą oczywiście w moich ukochanych górach. Dalej jeżdżę na nartach i gram w tenisa, ale oczywiście chciałbym mieć znacznie więcej czasu na te zajęcia. Kilka lat temu, po serii wykładów w Nowej Zelandii, dołączyli do mnie moi synowie i „ponartowaliśmy” przez kilka dni w czerwcu i lipcu w okolicach Queenstown na południowej wyspie. To było doskonałe połączenie mojej działalności zawodowej z naszą pasją narciarską. W wolnych chwilach, jeśli takie tylko mam, ciągle jeszcze poświęcam się fotografii.
Czy w życiu prywatnym, zawodowym kierujesz się jakimiś uniwersalnymi mądrościami, prawdami, którymi chciałbyś się podzielić?
Ja nie wiem czy ja dorosłem do takiego pytania, a na pewno do odpowiedzi, życiowej maksymy, której ode mnie oczekujesz. W życiu kieruję się narciarskim powiedzeniem prosto z Zakopanego: „jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz”, czyli trzeba być odważnym i nie bać się próbować nowych rzeczy. Oczywiście, trzeba się w życiu trochę napracować, co mi na początku studiów doktoranckich przepowiedział mój promotor. Wydaje mi się, że trzeba postępować w każdej dziedzinie z najwyższą dozą profesjonalizmu. W każdej dziedzinie trzeba się uczyć i ja miałem szczęście do dobrych mistrzów, bo wymienię tu Profesorów J. Zasadzińskiego (AGH), B. Avitzura (Lehigh), R.N. Wrighta (RPI) i R.M. Germana (RPI), dla których pracowałem i od których wiele się nauczyłem. Dzisiaj dalej się uczę, tylko że głównie od młodszych kolegów, z którymi współpracuję w wielu krajach jak i od moich doktorantów. W tym roku miałem okazje złożyć wizyty w dwóch uniwersytetach w Hong Kongu i w jednym w Chinach i jestem pod dużym wrażeniem pracowitości ludzi Dalekiego Wschodu. Dodatkowo odwiedziłem Waseda University w Tokyo w Japonii, przy okazji konferencji Metal Forming 2010, która to konferencja została zainicjowana przed wielu laty na AGH i dziś jest bardzo liczącym się spotkaniem ekspertów w tej dziedzinie na świecie. Mniej mi się podoba, nazwijmy to, „strukturalność” azjatyckich środowisk, bo ja mocno wierzę w organizacje amerykańskiego środowiska akademickiego, gdzie każdy po doktoracie może konkurować na tych samych warunkach i z tymi samymi szansami, co jest źródłem niesłychanej dynamiki intelektualnej na kontynencie północnoamerykańskim.
No tak… Wojtku, w ubiegłym roku Akademia Górniczo-Hutnicza obchodziła Jubileusz 90-lecia, w roku bieżącym swoje 65-lecie świętować będzie Stowarzyszenie Wychowanków AGH, najstarsze i chyba najliczniejsze w Polsce. Jak dziś postrzegasz akademię, swoją macierzystą uczelnię z oddali? Jak oceniasz zmiany w systemie kształcenia, przejście na system boloński studiów trójstopniowych?
Może zacznę od tego, że skorzystam z okazji i złożę naszej Alma Mater na Twoje ręce najlepsze życzenia dalszej owocnej działalności. Od siebie szczególnie życzyłbym większej obecności, tak Akademii jak i jej pracowników, na arenie inżynierskiej i naukowej na całym świecie. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest źle, ale zawsze może być lepiej.
W Stanach Zjednoczonych system trójstopniowy istnieje od bardzo wielu lat. Jeżeli rozdzielenie studiów magisterskich podniesie poziom prac magisterskich i będą one teraz ukazywać się jako publikacje w międzynarodowych, liczących się czasopismach naukowych, to jestem jak najbardziej za. Mnie interesują bardziej wyniki końcowe niż te wszystkie zmiany organizacyjne. Dlatego też nie angażuję się w dyskusje na temat roli habilitacji, bo sądzę, że najważniejsza jest nasza obecność na światowej scenie naukowej. Sądzę, że możemy się bardzo poprawić i sądzę, że młode pokolenie wykorzysta te szanse. Nie mam, niestety, na tyle kontaktów z Polską, czy nawet z AGH, aby oceniać efekty zmian organizacyjnych kształcenia wyższego. Pracowali w moim instytucie doktorant i magistrantka z AGH i oboje bardzo ładnie i skutecznie rozpoczęli swoje amerykańskie kariery zawodowe. Dr Paweł Kazanowski po obronie doktoratu na AGH i badaniach na Lehigh rozpoczął interesującą karierę w amerykańskim przemyśle aluminiowym. Dr Kinga Unocic (z domu Janiszewska) zrobiła badania do pracy magisterskiej na Lehigh, a po jej obronie w Krakowie zrobiła doktorat na The Ohio State University i obecnie pracuje w Oak Ridge National Laboratory. Sądzę, że dzieląc się swoimi doświadczeniami i obserwacjami pomogłem im w ich starcie. Musieli mieć konieczne przygotowanie zawodowe z AGH, ale chyba mogę nieskromnie powiedzieć, że pobyt na Lehigh nie tylko był pomocny, ale chyba wręcz konieczny, aby nieco zmienić mentalność z przyzwyczajeń wschodnioeuropejskich na amerykańskie. Mój pierwszy pobyt na Lehigh też mnie przygotował do startu na RPI, a ten z kolei pomógł mi „wrócić” po latach na Lehigh.
Wojtku, Panie Profesorze, bardzo dziękuję za niezwykle interesującą rozmowę i życzę realizacji osobistych i zawodowych planów, wszelkich spełnień.
• rozmawiał Wacław Muzykiewicz