Vivat Akademia
Periodyk Akademii Górniczo-Hutniczej
21 listopad 2024

O chłopie z „Pyrlandii”

Wywiad z Piotrem Niełacnym Dyrektorem KWK „Ziemowit"

Panie Piotrze, kieruje Pan jedną z największych i zarazem najlepszych kopalń węgla kamiennego w Polsce. W jakim stopniu wiedza zdobyta w trakcie studiów na Wydziale Górniczym AGH okazała się przydatna w Pańskiej karierze zawodowej?

Studia na Wydziale Górniczym AGH dały mi solidne podstawy do wykonywania zawodu górnika. Rozległa wiedza z wielu dziedzin górnictwa i nauk pokrewnych – geologii, geomechaniki, konstrukcji maszyn, w którą zostałem „wyposażony” przez moją uczelnię, pozwoliła mi na bezproblemowe wejście w środowisko doświadczonych górników. Kopalnia szybko i dość bezwzględnie weryfikuje umiejętności, wiedzę i charakter nowicjuszy w górniczym zawodzie. W kopalnianym środowisku młodych inżynierów bacznie się obserwuje i ocenia pod kątem przydatności do górniczego fachu. I nie daj Boże usłyszeć z ust doświadczonego górnika słowa – „Synku, z ciebie nic nie bydzie…”. Umiejętność wsłuchania się w to co mówi przodowy, gotowość skonfrontowania teoretycznej wiedzy wyniesionej z uczelni z podziemnymi realiami, otwartość na nowe doświadczenia i praktyczną wiedzę, to dla młodego inżyniera podstawowe warunki zawodowego sukcesu. Rzecz jasna, przez długi już przecież okres mojej zawodowej aktywności jako górnika, nie opierałem się tylko na wiedzy zdobytej podczas studiów. Rozwój techniki górniczej, zmiany w technologiach górniczych i organizacji procesów produkcyjnych, wręcz wymuszają pozyskiwanie nowej wiedzy i osobisty rozwój zawodowy. Gdzie miałem szukać rozwiązań jak nie w mojej macierzystej Alma Mater, uczelni o międzynarodowej renomie, u moich Nauczycieli, których dobrze znam i cenię. Tu zatem odbyłem studia podyplomowe z zakresu nowych technologii górniczych, tu otworzyłem przewód doktorski i obroniłem pracę doktorską dotyczącą sposobów utrzymania wyrobisk chodnikowych przyścianowych, czyli zagadnienia o kluczowym znaczeniu dla efektywności prowadzenia eksploatacji. Mogę więc z przekonaniem powiedzieć, że podstawą moich zawodowych osiągnięć była wiedza wyniesiona z Akademii.

fot. arch. PN

Jak to się stało, że Pan, „chłop z Pyrlandii” zainteresował się studiami górniczymi a potem podjął pracę i zamieszkał na Śląsku?

Urodziłem się i młodość spędziłem co prawda w Wielkopolsce, ale przez całe dorosłe życie byłem i jestem związany z kopalnią „Ziemowit” i Tychami, gdzie mieszkam. Pod tym względem moje losy życiowe podobne są do losów wielu moich kolegów (a szerzej wielu mieszkańców Śląska), którzy urodzili się w różnych miejscach Polski, ale podjęli pracę w kopalniach, związali się z górnictwem i ze Śląskiem, założyli tu rodziny i z tym regionem związali swoje życiowe plany, wrastając powoli w środowisko. Myślę, że obecnie mogę żartobliwie powiedzieć – byłem „chłopem z Pyrlandii”, a teraz jestem „śląski chop”. Widzę zresztą wiele podobieństw między tymi społecznościami m.in. w rzetelnym podejściu do swoich obowiązków, szacunku dla tradycji i wysokim etosie ciężkiej pracy. Jako potomek powstańca wielkopolskiego znalazłem na Śląsku wspólny język z wnukami tych, którzy walczyli o jego polskość, a uczelnię i zawód górnika wybrałem bo mi imponował i cieszył się wyjątkowym prestiżem społecznym. Poza tym AGH była oceniana jako jedna z najlepszych uczelni technicznych w Polsce, co pozwalało sądzić, że moje ambicje rozwoju naukowego i zawodowego będę mógł tu skutecznie realizować.

Znane są Pana starania na rzecz podtrzymywania i kultywowania tradycji górniczych. Skąd to umiłowanie dla górniczego obyczaju, gdzie są jego źródła, kiedy to się zaczęło?

Choć nie mogę powiedzieć, że wychowałem się w kręgu górniczych tradycji, bo przecież dzieciństwo i wczesną młodość spędziłem w Wielkopolsce, to na pewno mogę powiedzieć, że do kultywowania górniczych obyczajów przykładam olbrzymią wagę. Uważam, że ich rolę w integrowaniu środowiska, tworzeniu więzi między kolejnymi pokoleniami górników, podtrzymywaniu prestiżu górniczego zawodu, trudno przecenić. A poza tym wszystkim bardzo je lubię… Akademie barbórkowe, mundury górnicze, koncerty orkiestr dętych, stara strzecha, ceremonie wręczania szpad i innych wyróżnień górniczych, karczmy piwne tworzą barwną i różnorodną, świąteczną oprawę górniczej roboty, która na co dzień jest dość szara i mozolna. Świąteczne chwile są konieczne dla odpoczynku i wytworzenia poczucia przynależności do cieszącej się społecznym szacunkiem górniczej braci. Rozbudzenie mojego umiłowania do górniczych tradycji jest też w znacznej mierze rezultatem atmosfery, która panowała na Wydziale Górniczym, kiedy tam studiowałem. Dobre wzorce, które zdobyłem w Akademii, starałem się wprowadzać do górniczej obyczajowości – zarówno codziennej jak i świątecznej – w swoim miejscu pracy, w KWK „Ziemowit”. Żywo uczestniczyłem w obchodach barbórkowych – najpierw jako młody gwarek, w latach późniejszych dołączyłem do zespołu, który je przygotowywał. W tych przygotowaniach korzystaliśmy z umiejętności i doświadczeń starszego pokolenia górników, często emerytów, czyli po górniczemu – „starej strzechy”. Do tego dokładaliśmy własne pomysły, starając się, żeby obchody barbórkowe nie trąciły rutyną. Ten sposób działania się dobrze sprawdził i dlatego co roku do „zespołu barbórkowego” włączamy młodych stażem pracowników. W tej swoistej „górniczej sztafecie pokoleń” staramy się kultywować górnicze tradycje i przekazywać je młodszym w żywej, barwnej postaci, a nie w formie skamieliny – może i ciekawej ale martwej.

Organizowane przez KWK „Ziemowit” Karczmy Piwne są szeroko znane z powodu wspaniałej atmosfery i niekonwencjonalnych pomysłów. W jakim stopniu jest to efekt Pana osobistego zaangażowania w ich scenariusz i organizację?

Karczmy Piwne to nieodłączny element obchodów barbórkowych, to tradycja głęboko zakorzeniona wśród górniczej braci. W naszej kopalni jest to tradycja żywa, stale rozwijana i wzbogacana. Oczywiście ugruntowane w górniczej świadomości jej tradycyjne elementy, jak choćby pasowanie na gwarka, skok przez skórę, pozostają niezmienne, ale staramy się to spotkanie przy kuflu piwa urozmaicić. Choćby przez zderzenie różnych tradycji, obyczajowości. Na przykład w tym roku zostanie wprowadzony do programu element góralskiego zbójnictwa. Mamy w kopalni grupę osób o rozlicznych talentach, które mocno się angażują w przygotowanie ciekawego scenariusza, potrzebnych rekwizytów czy wręcz scenografii. Szczerze mówiąc, sam dokładnie nie wiem, czym mnie moi współpracownicy w tym roku zaskoczą. Bo choć sam się mocno angażuję w organizację karczmy, nigdy do końca nie wiem jakie niespodzianki zawiera program. Jestem jednak pewien, że kierownictwo Kopalni ale także nasi goście – zwierzchnicy z Kompanii Węglowej, samorządowcy, przedstawiciele nadzoru górniczego, wyższych uczelni – nie będą oszczędzani w satyrycznych skeczach czy zabawnych fraszkach. A w atmosferze wspólnej zabawy przy piwie nikt nie ma prawa się obrazić.

Był Pan organizatorem w kopalni „Ziemowit” jednego z największych terenowych kół SW AGH. Jak Pan postrzega przyszłość relacji między absolwentami AGH zatrudnionymi w przemyśle, a Akademią?

Utworzenie koła SW AGH było naturalnym efektem moich bliskich kontaktów z macierzystą uczelnią. Podobną potrzebę dostrzegłem u moich kolegów. Nie było więc problemu ze zorganizowaniem się w formie Koła SW AGH. Przez wiele lat byłem jego rzecznikiem. Od 2003 roku tę rolę przejął młodszy kolega mgr inż. Mirosław Moszko. Jako dyrektor Kopalni staram się nadal patronować temu przedsięwzięciu, zachęcać do nowych form aktywności i rozwijania działalności. Po długim okresie pewnej posuchy w dopływie nowych absolwentów wyższych uczelni, w ostatnich 2 latach kopalnia pozyskała wielu młodych inżynierów – absolwentów AGH. Obecnie Koło liczy 66 członków, a „świeża krew” wniesiona przez młodych inżynierów dobrze rokuje dla dalszej działalności SW AGH.

Jak się Panu udaje łączyć aktywną działalność zawodową i społeczną – bardzo bogatą, ale też niezwykle absorbującą czasowo i mentalnie – z zaangażowaniem w życie rodziny?

To zapewne najtrudniejsze z dotychczasowych pytań. Bo czas poświęcony rodzinie jest bezcenny i można powiedzieć, że zawsze jest go za mało. Mogę powiedzieć, że usilnie się starałem znaleźć czas dla rodziny, ale jednocześnie zawsze miałem poczucie, że nie dałem go najbliższym w takim wymiarze jakiego potrzebowali i na jaki zasłużyli. Rodzina była dla mnie zawsze oparciem i bardzo to doceniałem. Dzięki temu wsparciu mogłem tyle osiągnąć w wymiarze zawodowym i osobistym. Teraz jestem szczęśliwym dziadkiem i staram się poświęcić mojemu wnuczkowi jak najwięcej czasu. Pewnie skutek będzie taki, że jak dorośnie wybierze studia w AGH – podobnie jak ja, moja żona, córka i zięć.

Ubiegłe lata była dla Pana bardzo owocne, pełne sukcesów zawodowych i osobistych – świetne wyniki firmy, którą Pan kieruje, harmonijna współpraca z władzami samorządowymi, wreszcie obroniony niedawno doktorat. Czego się Pan spodziewa, czego oczekuje – a może o czym marzy – w roku 2010?

Tylko przy okazji barbórkowych obchodów, kiedy przychodzi podsumować mijający rok, oglądam się wstecz. Uważam, że trzeba patrzeć raczej przed siebie, ustalać cele bliższe i perspektywiczne, planować dalsze działania. Sukcesy cieszą, ale głównie mobilizują i skłaniają do podnoszenia poprzeczki – sobie i moim współpracownikom. Rok 2010 z wielu powodów będzie trudny, ale wierzę, że przy zaangażowaniu całej załogi kopalni „Ziemowit” również kolejny rok przyniesie nam wiele sukcesów i zadowolenia z osiągniętych celów.

wywiad przeprowadził Artur Bęben