Wspomnienia z geologią w tle
- Szczegóły
- Kategoria: numer 11
- 29 styczeń 2014
Przyszedłem na świat w 36 roku ubiegłego stulecia. Przeżyłem Polskę sanacyjną – II Rzeczypospolitą, wojnę światową i okupację hitlerowską, PRL, stan wojenny i burzliwy okres lat 80-tych. Dziś żyję w wolnej i demokratycznej Polsce – III Rzeczypospolitej, jest co wspominać i o czym pisać .
Dzieciństwo i młodość
Karol Żyła
Urodziłem się w podcieszyńskiej wsi Boguszowice, obecnie dzielnicy Cieszyna. We wrześniu 1939 wybuchła wojna, nastąpiły długie lata okupacji hitlerowskiej, ze wszystkimi jej następstwami, m.in. Śląsk Cieszyński wcielony został do Rzeszy Niemieckiej, a jego mieszkańcy stali się obywatelami Rzeszy.
Jako 6-letni chłopak „poszedłem” do niemieckiej Volkschule, by nie przysporzyć kłopotów moim rodzicom.
3 maja 1945 roku przyszło wyzwolenie i skończyła się prawie sześcioletnia okupacja.
Dalszą edukację kontynuowałem w Liceum Ogólnokształcącym im. A. Osuchowskiego, zwanym przez uczniów „Osuchem”, które ukończyłem w maju 1953 roku, jako młody 17-letni człowiek, niezbyt dojrzały, ale po tzw. egzaminie dojrzałości.
4.12.1969 – oficjalna delegacja przybywa na uroczystości związane z oddaniem kopalni „Zofiówka” do ruchu.
W I rz. od lewej: Włodzimierz Ostaszewski – Dyr. Kopalni, Marian Spychalski – Przewodniczący Rady Państwa, Jerzy Kucharczyk – Naczelny Dyrektor Rybnickiego Zjednoczenia PW, Jan Mitręga – Minister Górnictwa i Energetyki, Jerzy Ziętek – Wojewoda Śląsko-Dąbrowski
W tym miejscu wracam pamięcią do naszych profesorów, wybitnych pedagogów, którzy przekazali nam młodym ogrom wiedzy i dobrego wychowania. Profesorowie Jerzy Trombik i Józef Chroboczek wpajali nam zamiłowanie do nauk przyrodniczych, a ten drugi przekonał mnie do geologii, która w przyszłości miała się stać moją wielką „miłością” zawodową.
Studia
W październiku 1953 roku rozpocząłem studia w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, na wymarzonej geologii. Razem ze mną na geologię poszło dwóch kolegów z „Osucha”: Wiesiek Gabzyl z Zebrzydowic i Kazik Matl z Cieszyna.
Po zdaniu konkursowych egzaminów wstępnych i otrzymaniu indeksu, stałem się na 5 lat „krakowskim żakiem”.
Studia biegły bezproblemowo, zaliczałem semestr po semestrze, praktyki wakacyjne – jak miło je również wspominać.
Po trzecim roku studiów zdecydowałem się na specjalizację w zakresie Inżynierskiej geologii kopalnianej u prof. Romana Krajewskiego. Wybrany przez Profesora temat pracy dyplomowej pt. „Stosunki hydrogeologiczne kopalni Jankowice” był trafiony i bardzo na czasie, nawiązywał bowiem do katastrofy górniczej jaka wydarzyła się świeżo w kopalni „Jankowice” tj. wdarciem się do czynnych wyrobisk górniczych kopalni na poziomie 165 m ogromnych mas „wody z piaskiem” z nadkładu i ich podsadzeniem. Powstały na powierzchni lej, wielkości budynku mieszkalnego pochłonął zabudowania gospodarcze, płoty, ogrodzenia, wszystko „poszło” do kopalni – widok niesamowity.
Materiału i obserwacji było aż zanadto, jak na jedną pracę, wykonane przeze mnie badania i wyliczenia w pełni zadowoliły mojego promotora.
Po obronie pracy i złożeniu egzaminu dyplomowego 10 listopada 1958 roku otrzymałem dyplom ukończenia studiów wyższych II stopnia na wydziale Geologiczno-Poszukiwawczym Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, uzyskując tytuł inżyniera magistra geologii, jako jeden z najmłodszych jej absolwentów, miałem zaledwie 22 lata.
Pięcioletni okres studiów zapisał się w mojej pamięci, jako najwspanialszy w moim życiu. Było, co prawda „goło” (brakowało forsy), ale i wesoło. Oprócz nauki i zajęć praktycznych był czas na rozrywkę i zabawę, były słynne krakowskie Juwenalia, były dziewczyny, nasze koleżanki, co jedna to ładniejsza, wybór doskonały, były pierwsze zauroczenia (moje Martą) i studenckie miłości, tworzyły się pary (Kazika z Inką, Bronka z Mirką, Jeremiego z Ludką itd.), rodziły się przyjaźnie, które przetrwały do obecnych czasów.
Ja czekałem na swoją wielką miłość, która niebawem miała się pojawić.
4.12.1969 – Uroczysta akademia barbórkowa, Prezydium: M. Spychalski, J. Kucharczyk (przemawia), J. Mitręga, J. Ziętek
Miłość i pierwsza praca
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Poznaliśmy się w Cieszynie na festynie ludowym, latem 1957 roku. Ona miała 18 lat, na imię miała Aneczka, byłą ładną blondynką o dużych szarozielonkawych oczach, pięknych włosach i ustach słodkich jak maliny. Za dwa lata została moją żoną.
Potem była już tylko miłość, której owocem była córeczka Grażynka (ur. 1960) i synek Piotruś (ur. 1962), no i... praca.
Już na V roku studiów, w II połowie 1958 roku związałem się umową wstępną, na okres próbny z Przedsiębiorstwem Hydrogeologicznym w Krakowie. Oddelegowany zostałem na Śląsk, do Godowa, do prac hydrogeologicznych prowadzonych przez przedsiębiorstwo, w związku z budową ujęcia wodnego dla kopalni „1 Maja”. Znalazłem się bliżej Cieszyna i mojej kochanej Ani.
Ale już 18 listopada tego samego roku, za doradą ówczesnego dyrektora Rybnickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego, podejmuję „de facto” pierwszą pracę zawodową, na kopalni „Dębieńsko” w Czerwionce.
Ponieważ Kopalnia „Dębieńsko” była starym zakładem górniczym, a złoże dobrze rozpoznane, nie miałem za wiele swojej geologii. Zacząłem więc od tłumaczenia dokumentów mierniczo-geologicznych „Dubensko-Grube” na język polski, potem „przyszło” miernictwo dołowe, zjazdy do kopalni, przewieszanie „godzin” kierunkowych w wyrobiskach górniczych, zdjęcia miernicze ścian eksploatacyjnych. Zająłem się również szkodami górniczymi, opracowując opinie geologiczno-górnicze do Komisji ds. Szkód Górniczych.
W 1964 roku uzyskałem zatwierdzenie Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku, na stanowisko hydrogeologa kopalni „Dębieńsko”, stałem się więc osobą dozoru ruchu, z wszystkimi wynikającymi z tego faktu konsekwencjami.
4.12.1969 – akademia barbórkowa, dekoracja odznaczonych (piąty z lewej autor wspomnień)
Sześcioletni okres „dębieński”, zakończony w 1965 roku przeniesieniem do nowo budowanych kopalń jastrzębskich wspominam bardzo mile. Tu w Czerwionce zaprzyjaźniłem się z „hanysami” – tak nazywali miejscowych, (ja byłem dla nich „cesarokiem”) poznałem i polubiłem ich gwarę, poznałem tradycje górniczego stanu, uczestnicząc w uroczystościach barbórkowych i karczmach piwnych.
Kopalnie „Zofiówka – Borynia – Pniówek” w budowie – pionierskie badania złóż „Zofiówka” i „Borynia”
Z dniem 1 kwietnia 1965 roku, decyzją Naczelnego Dyrektora RZPW w Rybniku zostaję służbowo przeniesiony do kopalń „Zofiówka – Borynia – Pniówek” w budowie z siedzibą w Jastrzębiu. Z decyzji byłem bardzo zadowolony, ponieważ znalazłem się bliżej rodzinnego Cieszyna, domu i kochanej rodzinki.
Zostałem serdecznie, po górniczemu, przyjęty przez ówczesnego dyrektora Włodzimierza Ostaszewskiego, geologa i górnika po Akademii Górniczo-Hutniczej oraz Alka Węgrzyka, mierniczego górniczego, również absolwenta Akademii, organizującego wówczas dział mierniczo-geologiczny dla wyżej wymienionych kopalń, przyjaciela na długie lata wspólnej pracy, on został szefem działu (głównym mierniczym), ja jego zastępcą (głównym geologiem).
Tu zaczęła się prawdziwa geologia. Po skompletowaniu zespołu współpracowników, inżynierów i techników geologii i pomiarowców ruszyłem ostro do roboty.
Czas naglił. W początkowej fazie było głębienie szybów, trzech dla „Zofiówki” i dwóch dla „Boryni” (dla „Pniówka” brakło funduszy).
Z uwagi na trudne warunki hydrogeologiczne w nadkładzie, szyby drążone były metodą mrożeniową w całym nadkładzie, to jest do głębokości 300 metrów. Pierwsze dwa szyby „Zofiówki” wchodziły właśnie do karbonu, odsłaniając jego stropową część, zbudowaną ze „zmienionych” skał, o charakterystycznym pstrym zabarwieniu – nazwałem je „utworami pstrymi”. Dalsze głębienie szybów, już w „zdrowym” karbonie odbywało się przy rozmrożonym górotworze, setki litrów wody lało się na głowy załogi i oczywiście służby geologicznej.
Roboty były prowadzone na trzy zmiany, trwał wyścig z czasem, ponieważ ówczesne władze chciały za wszelką cenę dotrzymać planowanych terminów budowy. Służba geologiczna miała pełne ręce roboty, każdy bowiem 3–4 metrowy odcinek w wyłomie głębionego szybu musiał być „odebrany” przez geologa, dopiero po wykonaniu zdjęcia geologicznego, opuszczany był tzw. „szalunek”, a lany poza niego beton stanowił obudowę ostateczną szybu.
Pierwszy udostępniony szyb „Zofiówka I” (pokład grubości 3 m bez przerostów) wzbudził zachwyt oficjeli i… dziennikarzy, którzy przybyli go oglądać.
Następne pokłady udostępniane szybami „Zofiówki” i „Boryni” oraz wykonane w nich prace geologiczne, potwierdziły wstępny obraz geologiczny złóż „Zofiówka” i „Borynia”, przedstawiony w dokumentacjach geologicznych z lat 50., oparty jedynie o dane uzyskane z powierzchniowych otworów wiertniczych, że mamy do czynienia z bogatymi złożami, o węglozasobności bilansowej sięgającej, w przypadku złoża „Zofiówka” 24 t/m2, a występujące tu w ogromnej większości węgle ortokoksowe (typów 35.1 i 35.2) cechują się nieznacznym zasiarczeniem (śr. 0.67%) oraz wysokimi własnościami koksowniczymi. Decyzje ówczesnych władz o górniczym ich zagospodarowaniu były ze wszech miar uzasadnione.
Pierwsze górnicze roboty udostępniające poziome (przekopy) rozpoczęto w 1965 roku w kopalni „Zofiówka”, równocześnie na dwóch poziomach: wentylacyjnym (na głęb. 580 m) i eksploatacyjnym (na głęb. 705 m).
Już przy drążeniu pochylni międzypoziomowej, prowadzonej w węglu (pokł. 407/1) dała znać o sobie tektonika pokładowa, nieujawniona w dokumentacji geologicznej. Pochylnia była zatrzymywana, ruszyły pierwsze wiercenia dołowe, w celu określenia wielkości zaburzeń tektonicznych, a ja o mało co nie zostałem zwolniony z pracy za – jak to wówczas określono – opóźnianie budowy kopalni. Tłumaczenie o słabym rozpoznaniu złoża, a szczególnie tektoniki pokładowej nikogo nie obchodziły. Takie to były czasy i uroki pracy geologa.
W oparciu o dane geologiczne uzyskane z górniczych robót udostępniających (przekopów) na poziomach 580 m i 705 m oraz robót przygotowawczych w pokładach 407/1, 407/2-3, no i oczywiście z wierceń powierzchniowych, sporządzona została pierwsza dokumentacja geologiczna z moim udziałem.
3.09.1980 – podpisanie Porozumień Jastrzębskich (przemawia Jarosław Sienkiewicz)
W tym samym roku rozpoczęto rozruch pierwszej ściany eksploatacyjnej w pokładzie 407/1.
Uroczyste oddanie do ruchu kopalni „Zofiówka”, w którym miałem zaszczyt uczestniczyć, a nawet po raz pierwszy być odznaczonym, nastąpiło podczas obchodów barbórkowych 4 grudnia 1969 roku, w obecności najwyższych władz państwowych z Marianem Spychalskim i wojewódzkich z Jerzym Ziętkiem, o oficjelach partyjnych nie wspominając (fot. 1, 2 i 3).
Następne kopalnie „Borynia” i „Pniówek” zostały oddane do ruchu z opóźnieniem, głównie z braku funduszy w kasie państwowej. Pierwszą z nich oddano w roku 1971, drugą dopiero w grudniu 1974.
W tym czasie (1967 roku) uzyskałem uprawnienia Centralnego Urzędu Geologii do „sporządzania projektów badań, dokumentacji geologicznych...”, a trzy lata później uprawnienia Wyższego Urzędu Górniczego do wykonywania czynności geologa górniczego w podziemnych zakładach górniczych, stając się pełnoprawną osobą do sporządzania dokumentacji mierniczo-geologicznej kopalni.
Pięcioletni okres „jastrzębski” wspominam z dumą, wykonałem przecież, wraz z zespołem pierwszy, pionierski etap w rozpoznaniu i badaniu złóż „Zofiówka” i „Borynia”, i tak to zostało zapisane w kronikach kopalnianych.
Kopalnia Węgla Kamiennego „Manifest Lipcowy” – dalsze badanie złoża „Zofiówka”
W styczniu 1970 roku decyzją ówczesnych władz Zjednoczenia skierowany zostałem do nowo utworzonej jednostki administracyjnej pn. Kopalnia Węgla Kamiennego „Zofiówka” (przemianowanej w 1974 roku na „Manifest Lipcowy”), gdzie jak poprzednio w duecie z Alkiem Węgrzykiem, stworzyliśmy kierownictwo działu mierniczo-geologicznego kopalni.
Ale wróćmy do dalszego badania złoża „Zofiówka”, eksploatowanego od grudnia 1969 roku. Było ono w dalszym ciągu słabo rozpoznane, szczególnie w partiach peryferyjnych, wymagało dalszych intensywnych badań zarówno robotami górniczymi jak i dołowymi otworami badawczymi.
W latach 1970–74 wykonano 130 tys. metrów górniczych robót udostępniająco – badawczych i rozcinkowych w pięciu pokładach oraz 9 tys. metrów otworów badawczych z pełnym uzyskiem rdzenia i dodatkowo geofizyką otworową.
Dane geologiczne, uzyskane z powyższych robót pozwoliły na sporządzenie w 1975 roku aktualizacji dokumentacji geologicznej złoża „Zofiówka” z 1969 roku.
Stopień zbadania złoża wzrósł i osiągnął wartość 17,3% w kat. A+B. Rozpoznana została w szczególności tektonika pokładowa oraz warunki geologiczno-górnicze, jedne i drugie okazały się niekorzystne dla prowadzonej eksploatacji.
Bogata i skomplikowana tektonika dysjunktywna, duże zmiany sedymentacyjne występowania pokładów (wymycia, ścienienia, zaniki) oraz wysoka metanonośność pokładów wywarły negatywny wpływ na górnicze zagospodarowanie złoża „Zofiówka” i znacznie opóźniły planowane wydobycie kopalni (12 tys. ton na dobę).
Metanowość absolutna kopalni osiągnęła rekordową wartość 201 m3 CH4/min, – trzeba było wprowadzić odmetanowanie górotworu systemem drenażu podziemnego, dodatkowo pojawiły się zjawiska geogazodynamiczne, ściśle związane z metanonośnością pokładów.
Wypływy metanu z odrzutem węgla i skał stały się bardzo niebezpieczne, szczególnie w partiach nieodprężonych i tektonicznie zaburzonych. Zastosowana profilaktyka (m.in. otwory wyprzedzające) nie zawsze była skuteczna, wystąpiły wypadki z udziałem ludzi.
W zaistniałej sytuacji decyzją kierownictwa kopalni włączony zostałem do prac projektowych, wykonywanych przez pion górniczy, mających na celu bezpieczne prowadzenie robót górniczych w rejonach zagrożeń.
Jako członek kopalnianych zespołów ds. zagrożeń (wodnego, metanowego, wyrzutowego, d/s tąpań) uczestniczyłem w ich posiedzeniach i w końcowych ustaleniach.
Jak by tego było mało, latem 1975 roku wybucha w kopalni pożar endogeniczny w ścianie (pokł. 403/1) powodując wyłączenie na kilka miesięcy całego rejonu kopalni i dalsze opóźnienie w osiągnięciu docelowego wydobycia.
Kopalnia Węgla Kamiennego „Manifest Lipcowy” – przymiarki do doktoratu
Przy nawale pracy i obowiązków znalazłem czas (i chęci) do przemyśleń bardziej naukowych. „Prologiem” do nich były ukończone w latach 1974–75 studia podyplomowe na mojej Alma Mater, u prof. Stanisława Zb. Stopy, w specjalności geologia złóż kopalin stałych – węgiel. Już wówczas Profesor zachęcał mnie do podjęcia studiów doktoranckich w temacie mi bardzo bliskim, a mianowicie: „występowanie pstrych utworów karbońskich i ich geneza powstania”. Nic z tego wówczas nie wyszło, ważniejsza okazała się praca i... rodzinka. Do tematu wróciłem w 1981 roku, mądrzejszy o poczynione w międzyczasie obserwacje i badania „in situ” w złożu „Zofiówka”, w wyrobiskach górniczych kopalni „Manifest Lipcowy”.
Swoje wyniki obserwacji i badań przedstawiłem po raz pierwszy w 1981 roku na konferencji naukowo-technicznej w Jastrzębiu w referacie pt. „Występowanie pstrych utworów w karbonie, w południowej części Rybnickiego Okręgu Węglowego”.
Stwierdziłem wówczas m.in., że:
– pstre utwory występują w przystropowej części karbonu w rejonie kopalń „Jastrzębie”. „Moszczenica”, „Borynia” i „Manifest Lipcowy”, zajmują około 20% powierzchni tworząc płaty i strefy ograniczające się przeważnie do morfologicznych zboczy wyniesień karbonu, a ich zasięg pionowy wynosi od kilkunastu metrów na wzniesieniach do 250–270 metrów w obniżeniach
– pokłady węgla występujące w ich pobliżu cechuje silna redukcja miąższości lub też ich całkowity zanik; miejsce pokładu zajmują pstre skały ilaste, czasem z porwakami piaskowca lub mułowca
– węgiel kontaktujący się z pstrymi utworami od części stropowej jest zazwyczaj silnie zwietrzały, o obniżonych własnościach technologicznych i wykazuje cechy węgli energetycznych (typów 31,1 i 31,2)
– skały otaczające pokłady węgla, głównie iłowce charakteryzują się pstrym zabarwieniem (od kremowego, poprzez zielonkawy do intensywnie czerwonego), wykazują znaczne zmiany strukturalne; – skrajnym przypadkiem jest występowanie brekcji i rumoszu, co nazwałem „zwietrzeliną karbońską”
– charakter litologiczno-petrograficzny utworów pstrych, paleogeografia oraz wyżej wspomniane cechy skał, a także wyniki analiz węgla wskazują na ich wietrzeniowy charakter.
To ostanie stwierdzenie wywołało „spięcie” z obecnym na konferencji prof. Wiesławem Gabzdylem, moim współtowarzyszem lat studiów i najlepszym przyjacielem, który optował za tufogenicznym ich pochodzeniem. Moje późniejsze, częste spotkania w jego Instytucie na Politechnice Śląskiej w Gliwicach były burzliwe, ale zawsze nacechowane zrozumieniem i chęcią pomocy z jego strony, kończyły się przeważnie polubownie, przy... lampce koniaku. Kiedy mówiłem mu, że od paru lat szukam w złożu „Zofiówka” skał tufogenicznych, odpowiadał mi: – szukaj dalej, a znajdziesz na pewno, doradzał jakie mam jeszcze wykonać badania, zachęcał do otwarcia u niego przewodu doktoranckiego.
W moich poglądach na wietrzeniowy charakter powstania pstrych utworów karbońskich „wspierał” mnie dr inż. Wacław Kowalski z Akademii Górniczo-Hutniczej, zajmujący się wówczas tą problematyką; razem bezskutecznie szukaliśmy w wyrobiskach górniczych kopalni „Manifest Lipcowy” skał tufogenicznych. W końcu, za doradą przyjaciół zrezygnowałem z „doktoryzowania” się, spory i polemiki naukowe pozostawiłem mądrzejszym ode mnie naukowcom, a sam zająłem się dalszym rozpoznawaniem występowania utworów pstrych w złożu „Zofiówka”, ważnym z punktu widzenia bezpieczeństwa prowadzonych w ich pobliżu robót górniczych.
Wykonane w latach 1981–1987 badania robotami górniczymi (chodniki i przecinki badawcze), wiertniczymi (otwory badawcze) oraz geofizycznymi (sejsmika w wersji prześwietleń) dały zadowalający obraz występowania pstrych utworów karbońskich, pozwoliły już w fazie projektowania górniczego na „ominięcie” ich eksploatacją.
Wyniki wyżej wymienionych obserwacji i badań opublikowałem w 1987 roku (Przegląd Górniczy nr 7/87) w artykule pt. „Występowanie „utworów pstrych” i ich wpływ na prowadzenie robót górniczych w kopalni „Manifest Lipcowy”. Jeszcze raz opowiedziałem się w nim za wietrzeniowym charakterem powstania pstrych utworów karbońskich, gdyż przez kolejnych sześć lat poszukiwań nie znalazłem w złożu „Zofiówka” dowodów na ich wulkaniczną genezę powstania.
Kopalnia Węgla Kamiennego „Manifest Lipcowy” w okresie strajków i niepokojów społecznych
Ostanie dni sierpnia 1980 roku na kopalni „Manifest Lipcowy” były bardzo niespokojne, ludzie gromadzili się w cechowni i na placu kopalnianym, głośno dyskutując o panującej w kraju sytuacji. Wyczuwało się wielką nerwowość wśród załogi.
W dniach 28 na 29 sierpnia, przy negatywnej postawie dyrektora kopalni wybucha strajk. Stanęły szyby, ściany przestały fedrować, a władzę na kopalni przejął szybko utworzony Zakładowy Komitet Strajkowy. Już następnego dnia w cechowni kopalni rozpoczęły się rozmowy, transmitowane na żywo przez radiowęzeł, pomiędzy ZKS-em a przybyłą na kopalnię delegację resortową z ministrem Górnictwa i Energetyki Włodzimierzem Lejczakiem. Omawiano 21 postulatów wysuniętych przez strajkujących, w tym likwidację znienawidzonego przez górników 4-brygadowego systemu pracy w górnictwie, który czynił z nich ludzi „upodlonych” – jak sami o sobie mówili.
Tymczasem strajk trwał, strajkujący domagali się postępów w rozmowach, obarczając się wzajemnie winą za ich opóźnianie. Plac kopalniany okupowany przez strajkujących zamienił się w wielki plac zebrań, setki zdesperowanych, często głodnych ludzi śpiewających na zmianę pieśni patriotyczne i religijne, wznosiły okrzyki „Precz z komuną, So-li-dar-ność”.
Tymczasem do strajku w kopalni „Manifest Lipcowy” przystępują załogi innych kopalń i zakładów przemysłowych Śląska, łącznie 56 zakładów. Od 31 sierpnia strajkujący zaostrzają formę protestu, strajk staje się okupacyjnym, żadnemu pracownikowi nie wolno było wyjść na zewnątrz kopalni. Trwa pat w rozmowach, wszyscy czekają na przybycie delegacji rządowej z Warszawy.
Dnia 2 września rozpoczynają się rozmowy pomiędzy utworzonym Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym z Jarosławem Sienkiewiczem a delegacją rządową na czele z wicepremierem Aleksandrem Kopciem.
Po całonocnych rozmowach i ustaleniach, 3 września rano następuje podpisanie porozumień, które do historii przeszły jako „porozumienia jastrzębskie” (fot. 4).
Byłem bezpośrednim obserwatorem tych wydarzeń, a po części również ich uczestnikiem, prowadziłem bowiem ze strony kopalni rozmowy z MZK w sprawie miejsca, sposobu i ilości osób, które miały dokonać miesięcznych odbiorów robót górniczych.
Spokój społeczny na kopalni „Manifest Lipcowy” trwał zaledwie 16 miesięcy.
14 grudnia 1981 roku po raz drugi załoga kopalni zastrajkowała, protestując przeciwko wprowadzonemu w nocy z 12 na 13 grudnia stanowi wojennemu. Strajkujący zatrzymali ruch zakładu górniczego, opanowali cechownię, wyszli na plac kopalniany, zabarykadowali bramę główną wózkami dołowymi.
Reakcja władzy była natychmiastowa. Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej (ZOMO) przystąpiły z marszu do odblokowania kopalni – tak to wówczas określono.
Po sforsowaniu bramy głównej przez czołg, zomowcy uzbrojeni w granaty z gazem paraliżującym oraz w broń z ostrą amunicją, na rozkaz dowódcy ruszyli na strajkujących „uzbrojonych” w kilofy, łańcuchy i żelazne pręty. Poleciały kamienie w stronę zomowców, padły strzały ze strony ZOMO, byli pierwsi ranni z obu stron, pojawiły się krople krwi na lekko ośnieżonym placu kopalnianym. Później nastąpiła „grobowa” cisza, strajkujący wycofali się do pomieszczeń cechowni, zomowcy dokończyli dzieła.
Wszystko to obserwowałem z okna swojego biura.
Potem nastąpiły rządy „wojskowych”. Kopalnia była zakładem zmilitaryzowanym, ze wszystkimi z tego wynikającymi następstwami. Komisarz wojskowy, emerytowany pułkownik Wojska Polskiego na szczęście był człowiekiem „z jajami”, można było z nim porozmawiać, ja osobiście „kupiłem” go workiem okazów skał karbońskich z mojej biurowej gabloty, którą przeznaczył dla swojej córki, studentki geologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Tymczasem trwały kontrole wszystkich i wszystkiego, „wesołe autobusy” (tak je nazywaliśmy), z inspektorami wojskowymi i cywilnymi odwiedzały nas bezustannie. Trzeba było im poświęcać drogocenny czas, tłumaczyć sprawy dotyczące m.in. rozcinki złoża, strat węgla, o których nie mieli zielonego pojęcia.
Po zniesieniu stanu wojennego i utrudnień z nim związanych, kopalnia przystąpiła do w miarę normalnego fedrowania, a ja wraz z zespołem współpracowników do dalszego badania złoża „Zofiówka”.
W 1985 roku opracowana została ostatnia z moim udziałem dokumentacja geologiczna złoża „Zofiówka” stanowiąca podsumowanie, dotychczasowych badań na tym złożu.
We wnioskach końcowych stwierdziłem wówczas, że: złoże „Zofiówka” zostało rozpoznane i zbadane w stopniu wystarczającym (23,9% w kat. A+B) do prowadzenia bezpiecznej i ekonomicznie uzasadnionej eksploatacji na czynnych poziomach kopalni, tj. do głębokości 705 m, wymaga jednak dalszych badań poniżej tej głębokości, w związku z planowaną eksploatacją z poz. 900 m.
Końcowe zalecenie kierowałem do moich następców, którym przypadnie kontynuować rozpoczęte i przez 20 lat prowadzone przeze mnie prace geologiczne na złożu „Zofiówka”.
Kopalnia Węgla Kamiennego „Manifest Lipcowy” – pożegnanie z kopalnią
Czułem się coraz bardziej zmęczony, bardziej psychicznie niż fizycznie, praca stała się nerwowa, nie dawała mi tyle satysfakcji i zadowolenia co dawniej, nie pomagała „seta” i „cygareta”, zacząłem myśleć o zrobieniu sobie przerwy na odpoczynek.
Kiedy w sierpniu 1988 roku wybuchają na kopalni „Manifest Lipcowy” nowe strajki, trwające najdłużej, bo aż 17 dni decyduję się na odejście na zasłużoną – według mnie emeryturę górniczą, ku zaskoczeniu moich przyjaciół, współpracowników oraz kierownictwa kopalni i Gwarectwa.
15 listopada 1988 roku, z inicjatywy zakładowego koła Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa, którego byłem długoletnim sekretarzem, w Klubie NOT-u, nastąpiło moje pożegnanie z kopalnią „Manifest Lipcowy”.
Były oficjalne przemówienia i toasty, przypomnienia zasług dla kopalni, prezentacja otrzymanych za „długoletnią i wyróżniającą pracę” odznaczeń, tych państwowych (m.in. Orderu Sztandar Pracy II klasy) i resortowych (Zasłużony dla Polskiej Geologii, Zasłużony dla Górnictwa PRL). Były podziękowania i życzenia od szefostwa z Gwarectwa, Kopalni i Urzędu Górniczego, oraz najbliższych współpracowników: geologów, górników i mierniczych górniczych i innych przyjaciół, którzy zechcieli przybyć na tę uroczystość.
Były pamiątkowe puchary i okolicznościowe upominki, było na koniec tradycyjne „Sto lat” i hymn górniczy. Była też specjalnie dla mnie napisana rymowana laurka – od kierownictwa pionu górniczego kopalni, którą pozwolę sobie przytoczyć:
„Tyle razem dróg przebytych,
tyle ścian wyfedrowanych,
tyle zebrań, tyle narad,
tyle spraw rozpatrywanych.
Tych dyskusji, kłótni, sporów,
w których grałeś skrzypce pierwsze
nie wyrażą referaty
i nie wypowiedzą wiersze.
Rozdzielałeś sprawiedliwie
chodnikowi, każdej ścianie.
Tu uskoczek, tam wymycie,
nie pomogło nam wołanie
że fedrować trzeba węgiel,
skipy, cięcia, metry, tony,
że kopalnia to dziewczyna,
która lepsza jest od żony.
Pochylony nad mapami
wrosłeś w nasz górniczy trud,
dałeś swoją wiedzę, pracę
byłeś wzorem wszystkich cnót.
I dobrnąłeś już do mety.
Dom, emerytalny pokój.
Na „cesarskim” się rozsiądziesz
i mieć będziesz święty spokój.
Zapamiętaj nasz Karolu
życie biegnie tak jak koło.
Chcielibyśmy abyś zawsze
dalej szedł z nami pospołu,
z głową dumnie podniesioną
bo świat przecież wciąż się zmienia
chcielibyśmy byś nas w sercu
ocalił od zapomnienia.”
Piękny wiersz, który wzruszył nawet takiego „twardziela” za jakiego uchodziłem wśród braci górniczej.
Tak zakończyłem 30-letni bogaty w wydarzenia okres pracy zawodowej „dla geologii i górnictwa”.
Praca na emeryturze
Przechodząc na górniczą emeryturę miałem zaledwie 52 lata, dużą wiedzę i ogromne doświadczenie, postanowiłem te walory wykorzystać w pracy również dla geologii i górnictwa, ale w zmienionej formule.
Po półrocznej przerwie, w drugiej połowie 1989 roku, już w nowej rzeczywistości ustrojowej, przy obowiązujących regułach gospodarki rynkowej, rozpoczynam 15-letni okres pracy „usługowej”, wykonywanych w ramach umów cywilno-prawnych dla spółek prawa handlowego, m.in. PPUH „Regor” w Katowicach i PPH-U „Geopomiar” w Wodzisławiu Śląskim i innych.
W latach 1989–1994, ze stworzonym i kierowanym przeze mnie zespołem specjalistów, przy współpracy ze służbami geologicznymi kopalń wykonałem aktualizację wszystkich jastrzębskich złóż węgla kamiennego.
W latach 1994–2000, pod rządami już nowej ustawy – Prawo geologiczne i górnicze z 1994 roku i wydanych na jej podstawie przepisów wykonawczych, dotyczących dokumentowania złóż i ustalania kryteriów bilansowości opracowaliśmy kilkanaście „nowych” dokumentacji geologicznych i projektów zagospodarowania złoża dla złóż węgla kamiennego Jastrzębskiej i Gliwickiej Spółki Węglowej, m.in. dla złóż „Jastrzębie”, „Borynia”, „Pniówek”, „Zofiówka”, „Dębieńsko” i „Knurów”.
W związku z wejściem w życie w 1998 roku tzw. ustawy górniczej o „dostosowaniu górnictwa węgla kamiennego do funkcjonowania w warunkach gospodarki rynkowej”, – będącej prawną podstawą do restrukturyzacji polskiego górnictwa (czytaj: likwidacji nierentownych kopalń) zmienia się profil naszych usług.
W latach 1998–2000 sporządziłem wraz z zespołem, przy udziale służb geologiczno-górniczych kopalń, kilkanaście tzw. dodatków rozliczeniowych do dokumentacji geologicznych i projektów zagospodarowania złoża likwidowanych kopalń, m.in. dla KWK „Żory”, „Gliwice”, „Dębieńsko” i „Marcel – Ruch 1 Maja”. Tę ostatnią „usługę” wykonałem we współpracy z moją uczelnią i osobiście z Markiem Nieciem, kolegą i przyjacielem ze studiów.
Na koniec mojej pracy „na emeryturze”, w latach 2000 – 2007 związałęm się z Komisją Zasobów Kopalin przy Ministerstwie Środowiska, kierowaną wówczas przez prof. Marka Niecia, wykonując dla niej szereg opinii do dokumentacji geologicznych złóż węgla kamiennego.
Dziś jestem „emerytowanym” dziadkiem, jeszcze „na chodzie”, mam tę samą kochającą żonę Anię, czwórkę wnuków, z których najstarszy poszedł w moje ślady. Mam też psa, pięknego owczarka szkockiego, który „wszystko rozumie, tylko mówić nie umie”.
Dla relaksu „pracuję” w ogródku mojej żony, a tak całkiem na poważnie – to w moim sadzie, któremu poświęcam cały wolny czas.
Z domu „na górce” – jak mówią o nim przyjaciele, podziwiam pięknie szczyty Beskidu Śląskiego, dla kurażu „strzelę” sobie czasem kielicha (to na zdrowie), i wypalam słabego L&M-ma (to już nie na zdrowie).
Czas za szybko ucieka, żeby trwonić go na nudę!
• Karol Żyła
Absolwent Wydziału Geologiczno-Poszukiwawczego AGH 1958