Restrukturyzacja czy likwidacja polskiego przemysłu węglowego? (część 2)
- Szczegóły
- Kategoria: numer 5
- 29 listopad 2010
Dzięki uprzejmości SITG publikujemy zamieszczony w Czasopiśmie Technicznym artykuł J. Malary omawiający problemy górnictwa węgla kamiennego od okresu miedzywojennego do czasów wspólczesnych. Ze względu na jego obszerność, w naszym periodyku Vivat Akademia został on podzielony na dwie części z których część I obejmuje okres do 1989 roku publikujemy w niniejszym numerze. Część II opublikujemy w następnym numerze. Redakcja
Górnictwo węgla kamiennego po roku 1989.Przełom polityczno-gospodarczy, jaki dokonał się w Polsce w 1989 r. stworzył w górnictwie węgla kamiennego nową sytuację. Spadek produkcji przemysłowej oraz recesja, która od początku lat dziewięćdziesiątych wystąpiła w całej gospodarce, doprowadziła do znacznego spadku zapotrzebowania na węgiel. W powstałej sytuacji wystąpiła potrzeba podjęcia w górnictwie działań strukturalnych i techniczno-organizacyjnych mających na celu zahamowanie niekorzystnych trendów w działalności tej gałęzi przemysłu. Dostrzegając taką potrzebę, swym wystąpieniem do ówczesnego Premiera RP Tadeusza Mazowieckiego we wrześniu 1989 r. – Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Górnictwa zadeklarowało gotowość włączenia się do prac związanych z reformą polskiego górnictwa. W odpowiedzi na to pismo, w imieniu Premiera, odpowiedzi udzielił ówczesny minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk. Tekst tej odpowiedzi zamieszczona jest w ramce na następnej stronie.
Zgodnie z przedstawioną sugestią nawiązano kontakt z doc. Janem Macieją i zorganizowano z nim spotkanie w siedzibie Zarządu Głównego SITG. W trakcie rozmowy okazało się jednak, że reprezentuje on tak skrajną niekompetencję i jednostronne stanowisko, że dalsza dyskusja okazała się bezprzedmiotowa. Zdaniem doc. J. Macieji SITG winno firmować jego koncepcję zreformowania polskiego górnictwa węglowego zakładającą m. innymi niespotykaną w świecie formułę samodzielnych, samorządnych i samofinansujących się kopalń, likwidację eksportu węgla (podobno nieopłacalnego), oraz likwidację wszelkich ogniw koordynacyjnych w tym również w zakresie sprzedaży węgla przez kopalnie.
Uważał on, że jest to jedyne rozwiązanie, jakie można przyjąć mówiąc o reformowaniu górnictwa węglowego.
Należy tutaj przypomnieć, że również we wrześniu 1989 r., w związku z ustaleniami Zespołu „Okrągłego Stołu” d/s Gospodarki i Polityki Społecznej, na wniosek ówczesnej Wspólnoty Węgla Kamiennego – ukonstytuował się Zespół Roboczy pracowników Centrum Podstawowych Problemów Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią Polskiej Akademii Nauk, Akademii Górniczo-Hutniczej oraz Wspólnoty Węgla Kamiennego – pod przewodnictwem prof. Jacka Zabierowskiego (kierownik zespołu) oraz doc. Wiesława Blaschke (z-ca kierownika zespołu).
Zespół ten wyniki swej pracy ujął w opracowaniu „Analiza stanu oraz koncepcja zmian systemowych i organizacyjnych w górnictwie węgla kamiennego”. Praca ta o dużej wartości merytorycznej została przekazana Ministerstwu Przemysłu.
Nie wzbudziła ona nie tylko zainteresowania ze strony kierownictwa tego resortu, nie nawiązano nawet kontaktu z jej autorami. Jakie były plany ówczesnych „reformatorów” z Ministerstwa Przemysłu okazało się nieco później. Już wcześniej, w trakcie jednego ze swych wystąpień, pan prof. Leszek Balcerowicz wyraził pogląd, że w reformowaniu polskiego górnictwa węglowego musimy skorzystać z pomocy ekspertów zagranicznych.
Potwierdził to w pełni minister przemysłu Tadeusz Syryjczyk. Na spotkaniu, które miało miejsce w Katowicach w dniu 27 lipca 1990 r. z udziałem ministra pracy i polityki socjalnej Jacka Kuronia i przedstawicielami Krajowej Komisji Górnictwa NSZZ „Solidarność” padło pytanie przewodniczącego Andrzeja Lipko, dlaczego do prac związanych z programem restrukturyzacji polskiego górnictwa angażuje się zachodnich ekspertów skoro nasi eksperci są lepsi – padła następująca odpowiedź: „Rząd będzie korzystał z pomocy zachodnich ekspertów dlatego, iż na problemy polskiego górnictwa potrzebne jest spojrzenie z zewnątrz. Eksperci krajowi są związani z tą branżą i przez to nie mogą być obiektywni. Według założeń rządu, do 2000 r. przewidywany jest eksport polskiego węgla koksującego i import węgla energetycznego. Na rynku krajowym musi występować konkurencja między kopalniami”. W świetle tej wypowiedzi propozycja współdziałania ze Stowarzyszeniem Inżynierów i Techników Górnictwa okazała się przysłowiowym „mydleniem oczu”.
Na wspomnianym spotkaniu minister T. Syryjczyk poinformował także zebranych, że rząd RP wysłał list intencyjny do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, który zawiera zobowiązanie, że rząd nie będzie podtrzymywał deficytowych przedsiębiorstw, będzie ograniczał dotacje, a do końca 1993 r. całkowicie przestanie dotować kopalnie. Ceny węgla w kraju osiągną poziom cen światowych.
Jak wiemy – obietnicy tej nie dotrzymano. Ceny węgla pozostały na dotychczasowym, niskim poziomie.
Szczegółową relację z tego spotkania zamieszczono w „Trybunie Śląskiej” nr 174 z 28–29 lipca 1990 roku. Jak wiadomo rząd polski wystąpił do Banku Światowego o pomoc w opracowaniu programu restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego oraz udzielenie pomocy finansowej związanej z realizacją tego programu. Na przełomie 1990 i 1991 roku bawiła w Polsce oficjalna misja Banku Światowego, która po dłuższym pobycie w naszym kraju, w styczniu 1991 r. przedstawiła naszym władzom swą perspektywiczną wizję programu restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego.
Program ten zakładał w wariancie długoterminowym likwidację od 36 do 56 kopalń, redukcję zatrudnienia odpowiednio o 193 do 302 tys. pracowników oraz likwidację eksportu z równoczesnym sukcesywnym przejściem Polski na import węgla. Jakie były intencje Banku Światowego – potwierdziło to życie. Kolejne pożyczki Banku Światowego na tzw. „restrukturyzację przemysłu węgla kamiennego” uwarunkowane były zapisami, że środki te mają być przeznaczone głównie na likwidację kopalń i osłony socjalne dla zwalnianych górników. Jak powszechnie wiadomo efektem restrukturyzacji winna być poprawa efektywności ekonomicznej sektora węgla kamiennego poprzez jego modernizację i unowocześnienie. Tego celu nie uda się osiągnąć wyłącznie drogą likwidacji kopalń, czyli trwałego zmniejszania zdolności wydobywczych górnictwa węglowego i zwalniania z pracy górników. Przeznaczenie środków z pożyczek Banku Światowego wyłącznie na te cele tworzy w efekcie nie „program restrukturyzacji” a „program likwidacji” polskiego górnictwa węglowego.
Nasuwa się też pytanie, dlaczego Bank Światowy w swojej wizji programu restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego tak wielką wagę przywiązywał do likwidacji przez nasz kraj eksportu węgla. Odpowiedź może być jedna. Rzeczywistym, a głęboko ukrywanym celem programu i zaleceń Banku Światowego było i jest nadal, trwałe ograniczenie zdolności wydobywczej polskiego górnictwa węglowego. To trwałe ograniczenie ma skutecznie wyeliminować polski węgiel z zagranicznych rynków zbytu. Szczególnie chodzi o rynki Europy Zachodniej, w stosunku do których Polska dysponuje rentą transportową ze względu na położenie geograficzne. Jest rzeczą powszechnie znaną, że Bank Światowy działa głównie w interesie ekonomicznym Stanów Zjednoczonych, dla których rynek europejski był zawsze przedmiotem zainteresowania.
Przełom polityczno-gospodarczy jaki dokonał się w Polsce w 1989 r. stworzył w górnictwie węgla kamiennego nową sytuację. Spadek produkcji przemysłowej oraz recesja, która od początku lat dziewięćdziesiątych wystąpiła w całej gospodarce, doprowadziła do znacznego spadku zapotrzebowania na węgiel.
Decyzją ówczesnego ministra przemysłu przerwane zostały prace związane z bilansem paliwowo-energetycznym kraju – w związku z czym nie było wiadomo, w jaki stopniu wydobycie węgla zabezpiecza aktualne potrzeby gospodarki narodowej. Warto przypomnieć o ówczesnym dramatycznym apelu premiera Tadeusza Mazowieckiego, w którym mówił on, że „jeśli będzie trzeba to sam przyjedzie do górników i będzie ich prosił o zwiększenie wydobycia żeby dzieci i chorzy nie marznęli w szkołach i szpitalach”.
Podejmując decyzję o przerwaniu prac nad bilansem paliwowo-energetycznym jej autorzy głosili jednocześnie nieodpowiedzialne hasła, że „najlepszą polityką jest brak jakiejkolwiek polityki” oraz że istniejące problemy ureguluje „niewidzialna ręka rynku”.
Przy braku jakichkolwiek działań mających na celu dostosowanie potencjału produkcyjnego górnictwa węglowego do realnych potrzeb gospodarki decyzją ówczesnego ministra przemysłu wprowadzono jednocześnie niespotykaną w światowym górnictwie węglowym strukturę „samorządnych, samodzielnych i samofinansujących się kopalń”. W połączeniu z równoczesną likwidacją wszelkich ogniw koordynacyjnych zaowocowało to totalnym chaosem, szczególnie w zakresie obrotu węglem, racjonalizacji zatrudnienia oraz polityki zakupów podstawowych maszyn i sprzętu górniczego. Przypisanie kopalniom zadania handlu węglem, do czego nie były one przygotowane kadrowo ani też organizacyjnie, stworzyło dla kierownictw kopalń niezwykle trudną sytuację. Chcąc zdobyć środki na potrzeby płacowe oraz niezbędne zakupy zmuszone one były do korzystania przy sprzedaży węgla z pośrednictwa ogromnej rzeszy powstałych firm, wykorzystujących niezwykle trudną sytuację górnictwa. Producentów węgla uzależniono od takich świadczeń jak np. wydłużania terminów płatności zobowiązań za otrzymany węgiel oraz wymuszania dodatkowych upustów cenowych. Niezależnie od tego dokonywano fałszerstw dokumentów potwierdzających jakość węgla, przeprowadzano także inne operacje na szkodę kopalń. Generalnie traciło na tym górnictwo, a zarabiali pośrednicy i spekulanci. Jeżeli dzisiaj mówimy o tzw. „aferach węglowych” winniśmy przypomnieć o ludziach, których nieodpowiedzialne decyzje stworzyły sytuację umożliwiającą powstanie tych afer i zjawisk korupcyjnych.
W światowym górnictwie handlem węglem zajmują się głównie specjalistyczne firmy działające w imieniu kopalń na podstawie zawartych z nimi umów. Ta zasada obowiązywała w polskim górnictwie w okresie międzywojennym a także w okresie powojennym do roku 1989. Sprzedażą węgla w kraju zajmowała się Centrala Zbytu Węgla, a jego eksportem CHZ „Węglokoks”. W okresie tym nie było warunków dla notowanych później licznych nadużyć gospodarczych i oszustw podatkowych.
Do 1993 r. górnictwo węgla kamiennego przynosiło zyski. Utrzymywanie na relatywnie niskim poziomie tzw. „urzędowych” cen węgla poniżej poziomu inflacji spowodowało, że począwszy od roku 1994 górnictwo zanotowało ujemne wyniki na swej działalności.
Dla utrzymania płynności finansowej branży, przy dalszym utrzymywaniu zaniżonych cen węgla górnictwo zasilane było dotacjami z budżetu państwa. Stan taki był utrzymywany do roku 1992 w którym to w ramach tzw. „planu Balcerowicza” dotacje te zostały zlikwidowane. W polityce makroekonomicznej państwa przypisano przemysłowi węglowemu rolę tzw. „kotwicy antyinflacyjnej” Mimo całkowitego zniesienia dotacji do węgla oraz wbrew głoszonym deklaracjom o poddawaniu górnictwa zasadom gospodarki rynkowej, odgórnie utrzymywane były nadal ceny węgla nawet poniżej średniego wskaźnika inflacji, co zmuszało kopalnie do produkcji po kosztach większych niż uzyskiwane ze sprzedaży ceny. Problemu tego nie była w stanie rozwiązać „niewidzialna ręka rynku”.
Dyrekcje kopalń znalazły się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Konieczność realizacji wypłat dla załóg górniczych oraz bieżących płatności zmuszały kopalnie do zaciągania wysoko oprocentowanych kredytów bankowych. W konsekwencji takiej polityki dotyczącej przemysłu węglowego doprowadzono kopalnie do rosnącego zadłużenia, czego skutki odczuwalne są do chwili obecnej.
W listopadzie 1990 r. na wniosek posłów ówczesny minister przemysłu T. Syryjczyk przedłożył na posiedzeniu Sejmu opracowanie „Założenia polityki energetycznej Rzeczypospolitej Polskiej na 1990–2010”. Zaproponowano w nich między innymi:
– intensywny program likwidacji kopalń węgla kamiennego przy jednoczesnym znacznym imporcie węgla energetycznego,
– całkowitą likwidację eksportu energetycznego węgla kamiennego,
– zasadnicze zwiększenie w gospodarce energetycznej Polski udziału gazu ziemnego i paliw płynnych i w związku z tym znaczny wzrost importu tych nośników energetycznych.
Uderza zadziwiająca zbieżność założeń prezentowanych w opracowanych „Założeniach” z „Perspektywiczną wizją programu restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego” opracowaną przez tzw. „ekspertów” Banku Światowego.
Sejm uznał przedstawione „Założenia…” za materiał wstępny do dalszych prac nad polityką energetyczną kraju stwierdzając jednocześnie, że „przedłożone opracowanie jest niewystarczające i niespójne (…) oraz nie zawierające odpowiednich analiz ekonomicznych”. Jednocześnie Sejm zalecił, aby „Informację o zamierzeniach gospodarki paliwowo-energetycznej na najbliższe 2 lata Rząd przedstawił Sejmowi w terminie do 30 czerwca 1991 r.” Poza tym w Uchwale Sejmu stwierdzono, że „…Ze względu na szczególne znaczenie bezpieczeństwa energetycznego kraju, Sejm zobowiązuje Rząd do przedłożenia pełnych założeń polityki energetycznej w terminie do końca 1991 r.
Jednakże kolejne „Założenia polityki energetycznej Polski do 2010 r.” powstały dopiero w 1995 r. W styczniu 1996 r. zostały wniesione przez Rząd pod obrady Sejmu dwa dokumenty opracowane między innymi przy udziale zagranicznej firmy konsultingowej (Energy Restructuring Group), a mianowicie:
– „Założenia polityki energetycznej Polski do 2010 r.” oraz
– „Sytuacja obecna i prognozy zaopatrzenia Polski w energię na tle Unii Europejskiej i świata”.
W opracowaniach tych oparto się na analogicznych założeniach, jakie były zawarte w opracowaniu odrzuconym przez Sejm w 1990 r. Ponadto, mimo krytycznych uwag do tych dokumentów, jakie wniesiono na posiedzeniu Sejmowej Komisji Systemu Gospodarczego i Przemysłu w dniu 7 listopada 1995 r. – zostały one przez Sejm przyjęte.
Ustawa z 10 kwietnia 1997 r. – „Prawo Energetyczne” zobowiązała Ministra Gospodarki do przygotowania, w porozumieniu z właściwymi ministrami, założeń polityki energetycznej państwa przedstawiających długoterminową na okres nie krótszy niż 15 lat, prognozę rozwoju gospodarki paliwami i energią oraz długofalowy program działania w celu realizacji wniosków wynikających z prognozy, sformułowany na podstawie oceny bezpieczeństwa energetycznego państwa.
Tym razem wykonanie tego zadania Ministerstwo Gospodarki zleciło Agencji Rynku Energii S.A., która przy współpracy Polskich Sieci Elektroenergetycznych S.A., Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa S.A., Towarzystwa Gospodarczego „Polskie Elektrownie”, Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych, Polskiego Towarzystwa Przemysłu i Rozdziału Energii Elektrycznej, Porozumienia Producentów Węgla Brunatnego oraz Nafty Polskiej S.A. – wykonała opracowanie pt. „Założenia Polityki Energetycznej Polski do 2020 r.”. Uznano widocznie, że udział w pracach zespołu przedstawicieli największego producenta nośnika energetycznego w kraju jakim jest węgiel kamienny jest zbędny. Opracowanie to prezentuje praktycznie pogląd środowiska energetycznego. Materiał ten firmowany następnie przez Ministerstwo Gospodarki został, jako „Dokument rządowy” przyjęty przez Radę Ministrów 22 lutego 2000 r.
Na tle opracowanych „Założeń polityki energetycznej Polski do 2020 r.” nasuwają się następujące uwagi:
– Autorzy tego materiału nie tylko pominęli zupełnie uwagi zgłoszone zarówno w trakcie dyskusji Sejmowej w 1990 r. jak również na posiedzeniu Sejmowej Komisji Systemu Gospodarczego i Przemysłu z listopada 1995 r.
– Nie podjęto próby określenia skutków ekonomicznych oraz społecznych przyjętych rozwiązań i związanych z tym przyszłościowych obciążeń budżetu państwa.
– Założono, że cały przyrost produkcji energii elektrycznej ma być oparty na gazie ziemnym. W związku z tym założono, że import gazu ziemnego z 8,3 mld m3 w 1997 r. będzie systematycznie wzrastał do 22,4 – 25,7 mld m3 w 2020 r. W opracowaniu pominięto zupełnie problem kosztów zakupu importowanego gazu oraz fakt, że przy prawie 3 krotnym wzroście ilości importowanego gazu niezbędną będzie niezwykle kosztowna rozbudowa infrastruktury technicznej pozwalającej na przesył tych wielkości gazu.
– Przyjęto, że wydobycie węgla kamiennego ma być ograniczone do 80,0 mln ton w 2020 r. przy całkowitej likwidacji jego eksportu. Uzasadnienia likwidacji eksportu nie podano.
– Przewidziano jednocześnie import węgla kamiennego w ilościach 2,0–3,5 mln ton w skali rocznej.
– Na stronie 27 „Założeń” znajduje się kuriozalne stwierdzenie „…We wszystkich scenariuszach przewiduje się stopniowy spadek zapotrzebowania na węgiel kamienny, postępujący zgodnie z rządowym programem «Reforma górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 1998–2002». Jest to wniosek bulwersujący, bowiem reforma górnictwa winna nawiązywać do założeń polityki paliwowo-energetycznej państwa, a nie odwrotnie. Ponadto «Reforma» dotyczy okresu 1998–2002, zaś «Założenia» bardziej szerokiego przedziału czasu – do 2020 r.”.
W kwietniu 2002 roku Rada Ministrów omawiając problematykę paliwowo-energetyczną uznała, że opracowane dwa lata wcześniej i przyjęte przez Rząd „Założenia polityki energetycznej Polski do 2020 r.” zostały wadliwie wykonane i wymagają ponownego opracowania. Uznano bowiem, że polityka energetyczna państwa winna być sformułowana od nowa. Wydaje się być rzeczą paradoksalną, że wniosek taki został ujęty w materiałach roboczych przygotowanych na wspomniane posiedzenie Rady Ministrów – opracowanych przy udziale Agencji Rynku Energii S.A. – tej samej instytucji, która dwa lata wcześniej, na zlecenie ówczesnego Ministra Gospodarki była wykonawcą kwestionowanych „Założeń polityki energetycznej Polski do 2020 r.”
Jak wynika z doniesień prasowych (Trybuna Górnicza Nr 49 z 4.12.2008 r.) – w trakcie uroczystości z okazji Dnia Górnika, wicepremier i Minister Gospodarki Waldemar Pawlak, przekazał informację o nowym rządowym dokumencie „Polityka energetyczna Polski do 2030 r.”. Rzecz w tym, że w opracowaniu tym prezentowane są zamierzenia i kierunki bez podawania danych liczbowych, które mają się znaleźć w załącznikach, jakie mają być przygotowane w późniejszym etapie prac. Nie podaje się jednak terminu ich końcowego opracowania.
Głęboka zapaść finansowa przemysłu węgla kamiennego, do jakiej doprowadziły nieodpowiedzialne decyzje ministerstwa finansów oraz ministerstwa przemysłu i w następstwie tego brak płynności finansowej, postawiły kierownictwa kopalń jak już wcześniej wspomniano w niezwykle trudnej sytuacji.
Rozwiązaniem tego problemu miało być wprowadzenie w życie „Programu zreformowania górnictwa”. Rzecz w tym, że twórcy poszczególnych etapów reformy górnictwa przyjęli, idąc za sugestią Banku Światowego, że cel ten można osiągnąć drogą permanentnego ograniczania potencjału produkcyjnego górnictwa poprzez fizyczną likwidację kolejnych kopalń oraz tzw. „restrukturyzację zatrudnienia” – co w pojęciu stołecznych „specjalistów” od spraw górnictwa rozumiane jest jako obligatoryjne zmniejszanie poziomu zatrudnienia w kopalniach bez uwzględniania realiów techniczno-organizacyjnych. Jest rzeczą oczywistą, że w warunkach gospodarki wolnorynkowej jednym z podstawowych zadań w przedsiębiorstwie jest dążenie do zwiększania wydajności pracy. W górnictwie drogą odpowiednich działań techniczno-organizacyjnych, upraszczania modelu kopalń oraz koncentracji produkcji uzyskuje się możliwość zmniejszenia zatrudnienia przy utrzymaniu wymaganego poziomu produkcji. Ustalenie skali redukcji zatrudnienia w oderwaniu od realiów technicznych daje w konsekwencji negatywne rezultaty. Twórcy koncepcji tzw. „restrukturyzacji zatrudnienia” swoje przewidywania oparli na dość prymitywnych założeniach bazujących na stwierdzeniu, że skoro koszty robocizny stanowią około 50% ogólnych kosztów wydobycia węgla to drogą odgórnego ustalania wielkości redukcji zatrudnienia uzyska się szybkie obniżenie tych kosztów. Twórcy tych „koncepcji” wykazując się jak widać niezwykle skromną znajomością warunków funkcjonowania kopalń nie wzięli pod uwagę, że prowadzenie ruchu zakładu górniczego wymaga spełnienie wymogów prawa górniczego i wynikających z niego przepisów górniczych, a tym samym utrzymania odpowiednich normatywów zatrudnienia. Rozumując w ten sposób można by założyć, że zmniejszając np. o 10% obsadę maszynistów kolejowych – utrzymać jednocześnie normalne kursowanie pociągów.
W zaistniałej sytuacji kierownictwo kopalń zmuszane do redukcji zatrudnienia w odgórnie ustalonych przez urzędników Ministerstwa Gospodarki wielkościach znalazły się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Ustalanie wielkości redukcji zatrudnienia w wielkościach przekraczających wymogi technologiczne spowodowało przypadki, że szereg czynności wykonywanych dotychczas w ramach kopalni przejętych zostało przez powołane do życia podmioty gospodarcze, wykonujące nadal te same prace na zasadach podwykonawstwa. Rzecz oczywista miało to negatywne skutki w odniesieniu do kosztów produkcji – bowiem za usługi te kopalnie musiały płacić. Praktyka ta miała również negatywny wpływ na warunki bezpieczeństwa pracy zatrudnionych w tych firmach ludzi – czego dobitnym przykładem była katastrofa w kopalni „Halemba”.
Twórcy poszczególnych etapów tzw. „reformy górnictwa” uważają za swe wielkie osiągnięcie znaczny stopień spadku zatrudnienia w górnictwie.
Jest to półprawda. Podawane przez nich wielkości to dane statystyczne, faktycznie znaczna ilość pracowników przeszła do firm okołogórniczych, które pracują na rzecz kopalń. Według różnych źródeł w firmach tych pracuje obecnie od 30–50 tys. pracowników.
Zastrzeżenia do przyjętych kierunków reformowania górnictwa zgłaszały profesjonalne środowiska naukowo-techniczne uwypuklając fakt, że drogą likwidacji kopalń i wymuszania redukcji zatrudnienia nie uda się poprawić efektywności gospodarczej branży – jest to, bowiem nie „program restrukturyzacji”, lecz „program likwidacji”. Potwierdzają to dane statystyczne dotyczące stanu zobowiązań sektora. Zobowiązania te z 648,3 mln zł w roku 1990 mimo realizacji tzw. „programu restrukturyzacji górnictwa” – wzrosły do 22 795,2 mln zł w 2002 r. W okresie tym (1990–2002) średnioroczne wydobycie węgla kamiennego uległo ograniczeniu o 45,3 mln ton (ze 147,4 do 102 mln ton), zatrudnienie w górnictwie (statystyczne) uległo zmniejszeniu o 247,2 tys. osób (z 387,9 do 140,2 tys. osób), a liczba kopalń uległa zmniejszeniu z 70 do 40.
Należy podkreślić, że w podanym okresie, dzięki działaniom kadry technicznej kopalń, nastąpiła wydatna poprawa wskaźników koncentracji produkcji, w wyniku czego liczba czynnych ścian wydobywczych przypadających średnio na kopalnię uległa zmniejszeniu z 10,94 do 3,78, a wydajność ogólna wzrosła prawie o 100% (ze 1866 kg/prac.dn. do 3681 kg/prac.dn), średnio dzienne wydobycie z kompleksowo zmechanizowanej ściany wynoszące w 1990 r. – 1 009 t/dz. wzrosło do 2002 r. prawie trzykrotnie. Mimo tych pozytywnych wyników sytuacja finansowa kopalń nie uległa poprawie.
Zadziwiającym jest fakt, iż mimo licznych zastrzeżeń zgłaszanych przez profesjonalne środowiska naukowo-techniczne co do przyjętego kierunku reformowania górnictwa, autorzy kolejnych etapów reformy z zadziwiającym uporem trzymali się przyjętej przez siebie strategii.
Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Górnictwa corocznie, począwszy od 2000 r., organizowało konferencje poświęcone problemom krajowej gospodarki paliwowo-energetycznej. W konferencjach tych uczestniczyli także, między innymi, przedstawiciele Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Przemysłu Naftowego i Gazowniczego, a także Stowarzyszenia Elektryków Polskich. Wnioski z tych konferencji zawierające między innymi krytyczne uwagi co do realizacji przyjętych zasad tzw. „reformy górnictwa” bazującej głównie na likwidacji kolejnych kopalń i odgórnym ustalaniem wielkości redukcji zatrudnienia przekazywane były każdorazowo kierowniczym gremiom naszego państwa. Wskazywano, że te działania, poza gwałtownym wzrostem bezrobocia w rejonach górniczych, oraz ponoszeniem przez państwo znacznych kosztów związanych z likwidacją kopalń – prowadzą do nikąd i powodują jedynie negatywne gospodarczo-społeczne skutki. Wystąpienia te pozostały bez odpowiedzi. W podobny sposób potraktowano wystąpienia przedstawicieli środowiska naukowego. W liście skierowanym na ręce ówczesnego premiera Leszka Millera w 2002 r. (Trybuna z 3.12.2002) środowisko naukowe górnictwa przedstawiło swą opinię na temat reformowania polskiego górnictwa węgla kamiennego i jego przyszłości. W wystąpieniu tym zawarto między innymi, następujące wnioski:
„(…) Należy jednoznacznie ustalić model polskiej gospodarki paliwowo-energetycznej w wyraźnie dłuższym horyzoncie czasowym (np. 2030 r.) w celu określenia roli węgla kamiennego jako nośnika energii pierwotnej.
(…) Stosować należy zasadę, że w kopalniach, w których występują zasoby węgla, często jeszcze znaczne, a które uzyskują aktualnie wyraźnie niekorzystnie warunki ekonomiczne, powinna zostać czasowo zatrzymana eksploatacja (model tzw. kopalni «uśpionej») – koszty takiej operacji są znacząco mniejsze niż całkowita likwidacja kopalni (maksymalnie około 30% kosztów likwidacji). Likwidacją powinny być objęte tylko te kopalnie, w których zasoby węgla uległy wyczerpaniu.
(…) nacisk należy położyć na stronę społeczną poprzez: ograniczenie chaotycznych działań w polityce obniżania zatrudnienia, zapewnienie miejsc pracy dla pracowników z kopalń likwidowanych lub «uśpionych»”.
List ten podpisało 14 wybitnych przedstawicieli nauk górniczych z aktualnym rektorem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie prof. dr hab. inż. Antonim Tajdusiem na czele. I to wystąpienie pozostało bez odpowiedzi.
Autorzy tzw. „Reformy górnictwa węgla kamiennego” dla uzasadnienia swych koncepcji zaczęli używać niezbyt logicznych pojęć jak np. „restrukturyzacji zatrudnienia” rozumianej jako wielkości redukcji zatrudnienia w oparciu o decyzje warszawskich urzędników – w oderwaniu od realiów technologicznych, oraz „trwałej nierentowności” kopalń. Jak powszechnie wiadomo rentowność jest pochodną kosztów produkcji oraz cen za nią uzyskiwanych. Te elementy nie są „trwałe” lecz ulegają zmianie czego dowodem była sytuacja przemysłu węglowego w okresie minionego roku. Rentowność można odnosić do określonego przedziału czasu, natomiast operowanie pojęciem „trwałej nierentowności” nie ma merytorycznego uzasadnienia.
Pojęcia „trwałej nierentowności” użyto także w uzasadnieniu decyzji o likwidacji kopalni „Morcinek”, co wydaje się być sprawą kuriozalną. Jej likwidacja jest klasycznym przykładem zmarnotrawienia setek milionów złotych publicznych pieniędzy. Warto przypomnieć historię tej kopalni.
Na przełomie lat 50. i 60. ówczesny rząd Czechosłowacji wystąpił do rządu polskiego z wnioskiem o wyrażenie zgody na zbadanie przebiegu uskoku cieszyńskiego, który miał przebiegać w osi rzeki Olzy. Zbadanie przebiegu tego uskoku, jak argumentowała strona czechosłowacka, pozwoliłoby na uściślenie w przyszłości problemu eksploatacji w rejonie przygranicznym. Chodniki badawcze (cztery) miały być prowadzone od strony kopalni „ČSM”. Rząd polski wyraził na to zgodę. Zagadnieniem tym ze strony polskiej zajmował się ówczesny wiceminister górnictwa i energetyki Franciszek Jopek. W okresie późniejszym została powołana dwustronna komisja współpracy polsko-czechosłowackiej w zakresie górnictwa. Spotkania grup ekspertów odbywały się corocznie, przemiennie raz w Czechosłowacji, a następnie w Polsce. Tematem posiedzeń komisji było ustalanie rocznych programów współpracy naukowo-technicznej, wymiany delegacji, wzajemnych dostaw maszyn i urządzeń górniczych oraz problemów związanych z eksploatacją węgla w rejonie przygranicznym. Mimo ponawianych wielokrotnie próśb o przekazanie stronie polskiej wyników robót górniczych dotyczących zbadania przebiegu uskoku cieszyńskiego, względnie umożliwienie naszym przedstawicielom wizytacji tych robót, stale odmawiano nam spełnienia naszej prośby motywując to bądź zatopieniem tych chodników, bądź też koniecznością ich otamowania na skutek problemów wentylacyjnych. Podstawowym problemem spornym, który poruszany był na kolejnych posiedzeniach komisji była kwestia założeń przyszłej eksploatacji w rejonie granicy państwowej. Stanowisko strony polskiej zakładało, że każda ze stron przy zbliżaniu się z eksploatacją do granicy państwa winna pozostawić po swojej stronie 50% wymaganego przepisami filara granicznego. Stanowisko strony czechosłowackiej było skrajnie odmienne. Uważano, że strona, która pierwsza dochodzi do granicy państwa ma prawo wyeksploatować węgiel do samej granicy, zaś strona, która osiąga granicę w terminie późniejszym ma obowiązek pozostawienia po swojej stronie pełnego filara granicznego. Każda ze stron pozostawała przy swojej interpretacji. Jednocześnie wg informacji uzyskiwanych drogą nieoficjalną, po stronie kopalni „ČSM” dokonywano rozcinki pokładu, przygotowując kolejne parcele do eksploatacji. Wobec obawy stosowania przez partnera czechosłowackiego polityki faktów dokonanych podjęta została decyzja o budowie kopalni „Morcinek”, która miała stanowić naturalną zaporę, przeciwko eksploatacji ze strony „ČSM”. Kopalnia została zaprojektowana na docelowe wydobycie 12 000 ton/dobę. Z uwagi na budowę geologiczną złoża założono, że wydobycie to ma być osiągnięte z 2 poziomów po 6000 ton/dobę z każdego z nich. Z uwagi na brak dostatecznej ilości środków przyjęto, że realizacja tego zadania inwestycyjnego odbędzie się w 2 etapach. Do realizacji 2 etapu nigdy nie przystąpiono. W grudniu 1997 r. kopalnia „Morcinek” uzyskała z 4 czynnych ścian średniodobowe wydobycie w wysokości 4650,7 ton a więc znacznie odbiegające od wydobycia docelowego. W tym czasie zapadła decyzja o likwidacji kolejnych kopalń, w tym kopalni „Morcinek”. Jako uzasadnienie podjętej decyzji podano „trwałą nierentowność” wymienionych kopalń. By użyć tego uzasadnienia w stosunku do kopalni „Morcinek” trzeba było mieć dużo wyobraźni. Zaliczenie do tej grupy niedokończonej inwestycyjnie kopalni „Morcinek” i podjęcie decyzji o jej likwidacji jest przykładem tendencyjnego nadużycia. Prof. Antoni Tajduś, rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, w imieniu środowiska naukowego tej uczelni, apelował wówczas do decydentów o zaniechanie likwidacji kopalń posiadających duże zasoby węgla i zastąpienie tego procesu tzw. „uśpieniem” zakładów górniczych tzn. zaniechaniem produkcji do czasu zmiany koniunktury na węgiel i wznowienia w nich wydobycia. Decydenci nie uwzględnili tych przestróg. Kopalnia „Morcinek” została zlikwidowana z naruszeniem elementarnych zasad techniki. Jej infrastruktura techniczna o wartości wieluset milionów złotych została zniszczona w sposób barbarzyński, głównie przy użyciu materiałów wybuchowych, zaś naczynia wyciągowe puszczono luzem do szybu przez odcięcie lin nośnych.
Jak wiemy z doniesień prasowych („Trybuna Górnicza” z 21.8.2008) w dniu 19 sierpnia 2008 r. w Pradze została podpisana umowa między Polską a Republiką Czeską w sprawie wykonywania robót geologicznych w rejonie wspólnej granicy państwowej. W imieniu strony polskiej umowę podpisał podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska, Główny Geolog Kraju, Henryk Jacek Jezierski, natomiast w imieniu strony czeskiej wiceminister przemysłu i handlu, Tomáš Hüner. Po ratyfikacji tej umowy możliwe stanie się prowadzenie robót geologicznych w rejonie polsko-czeskiej granicy państwowej przez spółkę Karbonia PL, która w październiku 2003 r. uzyskała koncesję udzieloną przez Ministra środowiska na prowadzenie pod ziemią od strony czeskiej prac badawczych, co miałoby pozwolić na udokumentowanie w późniejszym okresie zasobów węgla kamiennego, zalegających w obszarze górniczym „Morcinek I”. Przypomnijmy, że Spółka Karbonia PL, należy do grupy holenderskiej spółki New World Rosources (NWR), która z kolei jest właścicielem czeskiego koncernu węglowego OKD. Zgodnie z koncesją projektowane roboty geologiczne mają polegać na wykonaniu od strony czeskiej 11 podziemnych wyrobisk rozpoznawczo-odwadniających o maksymalnej długości 8,4 km, sięgających w głąb Polski.
Historia zatoczyła więc koło, bowiem problematyka eksploatacji węgla w rejonie przygranicznym wróciła do sytuacji jaka była przedmiotem opracowanej wcześniej umowy międzyrządowej z początku lat sześćdziesiątych i z której to umowy strona czeska nie rozliczyła się do dnia dzisiejszego. Nie wiadomo czy podpisujący umowę w dniu 19 sierpnia 2008 r. – ten fakt wzięli pod uwagę.
W międzyczasie strona polska poniosła znaczne koszty związane z badaniami geologicznymi i opracowaniem dokumentacji geologicznej obszaru górniczego „Morcinek”. Poniesione zostały także znaczne koszty budowy kopalni. Nie wiadomo ile kosztowała jej budowa. Wg. aktualnych szacunków koszt budowy głębinowej kopalni węgla kamiennego określa się na 1,2–1,5 mld zł, a koszt likwidacji kopalni na 120–200 mln zł.
Jest to klasyczny przykład marnotrawienia publicznych pieniędzy wynikający z głupoty i skrajnej niekompetencji. Chodniki badawcze w obszarze górniczym kopalni „Morcinek” mogły być z powodzeniem prowadzone po stronie polskiej, po wybudowaniu kopalni.
Zastanawia upór z jakim „reformatorzy” polskiego górnictwa kontynuowali proces likwidacji kolejnych zakładów górniczych – mimo licznych zgłaszanych zastrzeżeń prezentowanych przez górnicze środowiska naukowo-techniczne. Odpowiedź na to pytanie zawarta jest w dokumentach określających warunki udzielania pożyczek przez Bank Światowy na tzw. „restrukturyzację” (czytaj „likwidację”) polskiego górnictwa węgla kamiennego. Na sfinansowanie tzw. „reformy górnictwa węgla kamiennego” Polska zaciągnęła do tej pory szereg pożyczek z Banku Światowego. Pożyczki te udzielane były jednak na wyraźnie określone cele, głównie na „redukcję mocy produkcyjnych” czyli likwidację kolejnych kopalń, oraz łagodzenie skutków społecznych tzw. „restrukturyzacji zatrudnienia” czyli na odprawy dla górników odchodzących z kopalń.
W pierwszym półroczu 2003 r. między ówczesnym Ministrem Gospodarki, Pracy i Polityki Socjalnej a Bankiem Światowym prowadzone były rozmowy na temat kolejnej Programowej Pożyczki Dostosowawczej dla Sektora Górnictwa Węgla Kamiennego (Coal PSAL-1) celem zapewnienia wsparcia dla rządowego „Programu Reformy Górnictwa Węgla Kamiennego na lata 2003–2006”. Zatwierdzonego przez Radę Ministrów 28 stycznia 2003 r.
W dokumencie określającym warunki udzielenia tej pożyczki znalazły się między innymi następujące zapisy:
,,(…) Proponowana Programowa Pożyczka Dostosowawcza dla Sektora Górnictwa Węgla Kamiennego (PSAL–1) jest pierwszym z trzech proponowanych projektów, o których zatwierdzenie zwrócił, się Rząd RP celem zapewnienia wsparcia dla rządowego Programu reformy Górnictwa Węgla Kamiennego na lata 2003–2006. Rząd RP zwrócił się do Banku Światowego o zapewnienie wsparcia finansowego o wartości równej blisko połowie kosztów pieniężnych realizacji tego programu w latach 2003–2006. Program ten będący kontynuacją poprzedniego Programu Reformy Górnictwa Węgla Kamiennego w latach 1998–2002 będzie w dalszym ciągu realizował cele restrukturyzacji górnictwa dla zapewnienia jego rentowności oraz, w efekcie prywatyzacji, zapewnienia poprawy w zakresie ochrony środowiska oraz złagodzeniu skutków społecznych programu restrukturyzacji.
oraz
,,(…) Cele mają zostać osiągnięte poprzez reformę struktury sektora, restrukturyzację zatrudnienia, likwidację fizyczną i ekonomiczną kopalń, restrukturyzację finansową oraz prywatyzację. Korekta Programu zatwierdzona przez Radę Ministrów RP obejmuje następujące elementy:
– zaprzestanie wydobycia, w roku 2003 w dodatkowych siedmiu kopalniach oraz zamknięcie i rekultywacja terenów siedmiu kopalń w latach 2003/ 2004,
– restrukturyzacja zatrudnienia ma prowadzić do ograniczenia poziomu zatrudnienia o 35 tysięcy pracowników w latach 2003–2006 w tym zwolnienie około 8 000 pracowników powierzchni w 2003 r.”
W świetle zapisów wymienionego dokumentu, można stwierdzić jednoznacznie, że nasi „reformatorzy” górnictwa kierując się bezkrytycznie wytycznymi Banku Światowego godzili się na stałe ograniczanie potencjału produkcyjnego górnictwa drogą fizycznej likwidacji kolejnych kopalń. Było to warunkiem uzyskiwania funduszy na fizyczną likwidację dalszych kopalń nie zaś, jak powszechnie głoszono – na restrukturyzację górnictwa węglowego.
Kierując się przesłankami neoliberalnymi, autorzy tzw. „reformy górnictwa węgla kamiennego” podjęli szereg nieodpowiedzialnych decyzji, które stały się przyczyną głębokiej zapaści finansowej branży. Skutki tych odgórnie podejmowanych decyzji odczuwalne są do dnia dzisiejszego. „Warszawa” przyzwyczajona do stałego drenażu finansowego górnictwa – nie przejmując się wytworzoną przez siebie sytuacją – podejmowała kolejne decyzje obciążające działalność górnictwa dodatkowymi elementami kosztów poprzez wprowadzenie nowych obligatoryjnych opłat oraz wzrostu podatków. A oto niektóre przykłady:
– Mimo braku płynności finansowej sektora, spowodowanej decyzjami władz centralnych, już na początku transformacji gospodarczej kraju zapoczątkowanej w 1989 r. eksport węgla został obłożony podatkiem obrotowym. Pogorszyło to efektywność tego eksportu i wpłynęło negatywnie na jego konkurencyjność na rynku międzynarodowym. Z tej kuriozalnej decyzji Ministerstwo Finansów zaczęło się sukcesywnie wycofywać. Zarządzeniem nr 47 z dnia 29 sierpnia 1990 r. Minister Finansów zwolnił z tego podatku sprzedaż miałów energetycznych, a na podstawie decyzji Izby Skarbowej w Katowicach z 23 kwietnia 1991 r. zaniechano poboru podatku obrotowego od eksportu węgla koksowego typu 35. Z kolei Zarządzeniem nr 1 Ministra Finansów z dnia 20 stycznia 1992 r. zaniechano ustalania i poboru podatku od eksportu węgla grubego i średniego.
– Opłata eksploatacyjna za wydobywanie kopalin została wprowadzona w Polsce ustawą z dnia 9 marca 1991 r. o zmianie Prawa Górniczego (Dz.U. nr 31 poz. 128), a sposób jej określenia ustalono w rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 8 listopada 1991 r. Dyskusja na temat zasadności wprowadzenia takiej opłaty toczyła się przez wiele lat. Inicjatorzy tego rozwiązania argumentowali to koniecznością zrekompensowania gminom górniczym niewątpliwych utrudnień i dodatkowych kosztów związanych z prowadzoną na ich terenie działalnością górniczą, bowiem zakres tych szkód był znacznie większy niż obejmowany naprawami realizowanymi w ramach tzw. „funduszu szkód górniczych”. Jednak i tym razem „Warszawa” wykazała się niezwykłą czujnością. Ustalono, że wpływy z opłat eksploatacyjnych będą stanowiły w 50% dochód gmin właściwych ze względu na eksploatację, a w pozostałych 50% dochód NFOŚ i GW. Jak wiadomo z doniesień prasowych, były Minister Ochrony Środowiska pan Jan Szyszko z tego funduszu usiłował sfinansować w Toruniu poszukiwanie wód geotermalnych panu o. Rydzykowi. Niezależnie od tego w latach 1993–2001 odnotowano wzrost obciążeń z tytułu opłaty eksploatacyjnej o 203,8%.
– Zgodnie z prośbą ówczesnego Ministra Finansów p. Leszka Balcerowicza skierowaną do Banku Światowego kierunki tzw. „reformy polskiego górnictwa węgla kamiennego” opracowali „eksperci” tego banku. Założyli oni, wbrew zasadom logiki, że poprawa efektywności tej gałęzi gospodarki ma być osiągnięta poprzez fizyczną likwidację kolejnych kopalń i znaczne ograniczenie poziomu zatrudnienia. Jest sprawą oczywistą, że tego typu działania prowadzą jedynie do likwidacji potencjału produkcyjnego górnictwa i mają niewiele wspólnego z poprawą jego efektywności. Ze względów propagandowych proces ten nazwano nie „Programem likwidacji górnictwa” a „Programem reformy górnictwa węgla kamiennego”. Kolejne opracowania, bazujące na wytycznych Banku Światowego, każdorazowo akceptowane były przez Radę Ministrów.
– Fizyczna likwidacja kopalni pociąga za sobą znaczne koszty (koszt likwidacji kopalni szacowany jest na 120–200 mln zł). W sytuacji, w której kopalnia przeznaczona do likwidacji przerywa produkcję zostaje ona automatycznie pozbawiona dopływu środków finansowych. W krajach Europy Zachodniej, w których w okresie powojennym prowadzono restrukturyzację przemysłu wydobywczego uznawano za normalne finansowanie kosztów likwidacji kopalń z budżetu państwa.
– W warunkach naszego kraju koszty fizycznej likwidacji kopalń oraz zmniejszenia zatrudnienia zwanych szumnie „reformą górnictwa węgla kamiennego” pokrywane były głównie dotacjami z budżetu państwa opartymi o pożyczki Banku Światowego. Towarzyszyła temu wrzawa medialna informująca społeczeństwo o tym ile to polscy podatnicy muszą dopłacać do górnictwa. Nieprawdziwa jest teza, że podatnicy utrzymują przy życiu kopalnie. Prawdą jest natomiast fakt, że zgodnie z decyzjami Rządu, z ogromnym pośpiechem likwidowane są kolejne kopalnie dzięki pieniądzom podatników (pożyczki Banku Światowego będą musiały być spłacone). Budżet pokrywa koszty likwidacji kopalń oraz koszty zmniejszania zatrudnienia w górnictwie. Podatnicy nie dopłacają więc ani do wydobycia węgla, ani do jego eksportu. Bank Światowy z uwagą śledził aby pożyczki udzielane przez niego na tzw. „restrukturyzację górnictwa” były wykorzystywane wyłącznie na zmniejszenie potencjału produkcyjnego polskiego górnictwa węgla kamiennego. Bank Światowy był także zainteresowany zwiększeniem tempa likwidacji kolejnych kopalń. Wynika to między innymi z treści listu jaki p. Roger Grawe, dyrektor krajowy dla Europy Centralnej i Krajów Bałtyckich BŚ przesłał w kwietniu 2003 roku do Ministra Jerzego Hausnera. W liście tym czytamy m.in.: „W nawiązaniu do naszego spotkania w ostatni wtorek 22 kwietnia 2003 r. z przyjemnością załączam projekt Matrycy zadań, która wytycza główne działania związane z procesem udzielania i akceptacją proponowanego programu dla sektora węglowego PSAL1 i kredytu inwestycyjnego na zamykanie kopalń”. W liście tym dyr. Grawe pisze także: „Bank Światowy żąda zobowiązania rządu do dodatkowej restrukturyzacji zatrudnienia i redukcji zdolności wydobywczych w następnych latach realizacji Programu, jeśli takie środki będą niezbędne do osiągnięcia celów Programu. Oznacza to, że żądanie zamknięcia w najbliższym czasie 7 kopalń oraz zwolnienia 35 tys. pracowników mogą okazać się niewystarczające dla Banku”. Uderza troska Banku Światowego o przyspieszenie tempa likwidacji potencjału produkcyjnego polskiego górnictwa węgla kamiennego. W międzyczasie „Warszawa” w sytuacji gdy zadłużenie górnictwa osiągnęło w 2007 r. kwotę 20 493,36 mln zł a strata netto wynosiła 3 447,3 mln zł, w ramach swojej głębokiej troski o losy polskiego górnictwa węglowego wymyśliła nową rzecz, a mianowicie „fundusz likwidacji kopalń” (już nie nazywany „funduszem restrukturyzacji”). Rozporządzeniem Ministra Gospodarki został wprowadzony od dnia 1 stycznia 2000 r. wymóg tworzenia przez przedsiębiorstwa górnicze funduszy likwidacji kopalń. Zostały one zobowiązane do przekazywania na te fundusze środków finansowych w wysokości 3–10% wartości odpisów amortyzacyjnych z każdej kopalni. Środki funduszu ustalone za lata 2000–2002 wyniosły 113,8 mln zł.
– Program restrukturyzacji na lata 1998–2002 przewidywał zdjęcie na czas trwania reformy ze spółek węglowych obowiązku finansowania kosztów deputatów węglowych dla emerytów i rencistów górniczych. Świadczenia te wypłacał ZUS. Od dnia 1 stycznia 2002 r. sposób finansowania tych świadczeń został zawężony jedynie do grupy byłych pracowników kopalń całkowicie likwidowanych.
– W latach 1996–1998 nastąpił drastyczny, bo aż o 15% przyrost stawki podatku VAT od sprzedawanego węgla. Opłaty za lokowanie kamienia odpadowego na zwałowiskach powierzchniowych wzrosły z 3,71 zł/tonę w 1995 r. do 7,0 zł/tonę w roku 1999. Mimo prawie 100 procentowej podwyżki, od stycznia 1998 r. wprowadzono 3 procentową opłatę roczną za całą masę kamienia odpadowego zalegającego na składowisku, którą płaci się do czasu jego likwidacji. Biorąc pod uwagę, że kamień nieodłącznie towarzyszy eksploatacji węgla kamiennego, trudno w tym przypadku mówić o opłacie. To w gruncie rzeczy nowy podatek jaki muszą płacić kopalnie. W latach 1993–2001 odnotowano wzrost podatku od nieruchomości o 80% oraz składek na ZUS o 70%.
– Kolejnym, wręcz kuriozalnym i nie spotykanym w świecie rozwiązaniem było wprowadzenie obowiązku naliczania podatku od nieruchomości za podziemne wyrobiska górnicze. Trzeba mieć bujną wyobraźnię by podziemne wyrobiska górnicze zaliczać do grupy obiektów budowlanych. Za tego typu nielogicznymi rozwiązaniem optują gminy górnicze, które przecież z tytułu działalności górniczej prowadzonej na ich terenie otrzymują środki z opłaty eksploatacyjnej, a ponadto w przypadku stwierdzonych szkód, korzystają z tzw. „funduszu szkód górniczych”.
Gwałtowny i nie kontrolowany w trakcie reformy wzrost danin publiczno-prawnych skutecznie zniwelował wyniki działań kierownictw kopalń w zakresie ograniczenia kosztów produkcji i miał zasadniczy wpływ na stan zobowiązań górnictwa.
***
Od prawie dwudziestu lat podejmowane są działania mające na celu uzdrowienie sytuacji polskiego górnictwa węglowego. Upłynęło wiec dostatecznie dużo czasu by z perspektywy minionych lat, bez propagandowych i politycznych podtekstów, podjąć próbę oceny efektów i skutków tych działań. Jak wiadomo, zgodnie z decyzją ówczesnego wicepremiera i ministra finansów prof. L. Balcerowicza opracowanie koncepcji reformy polskiego górnictwa węgla kamiennego oparto w całości o „Perspektywiczną wizję programu restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego” opracowaną przez „ekspertów Banku Światowego. Jak uzasadniał to wówczas ówczesny minister przemysłu p. Tadeusz Syryjczyk, zadania tego nie mogli wykonać eksperci krajowi bowiem, jako związani z górnictwem, nie dawali gwarancji obiektywnych rozwiązań. O tym, że niechciani rodzimi eksperci, w odróżnieniu od „specjalistów” Banku Światowego, reprezentowali wysoki poziom fachowej wiedzy upoważniający ich do profesjonalnego opracowania programu restrukturyzacji polskiego górnictwa węglowego – p. minister T. Syryjczyk nie wspomniał.
Jak już wcześniej podano, opracowanie Banku Światowego zakładało szybkie ograniczenie potencjału produkcyjnego górnictwa poprzez fizyczną likwidację kolejnych kopalń oraz znaczną redukcję zatrudnienia, a ponadto, co jest niezrozumiałe, likwidację eksportu węgla (podobno nieopłacalnego). Działania te stanowiące o likwidacji potencjału produkcyjnego górnictwa nazwano, chyba przez nieporozumienie „programem restrukturyzacji polskiego górnictwa”. Kolejne opracowania rodzimych „reformatorów” polskiego górnictwa bazowały w wierny sposób na wytycznych Banku Światowego. Mimo licznych uwag zgłaszanych przez profesjonalne środowiska naukowo-techniczne, stwierdzające, że kolejne opracowania dotyczące „restrukturyzacji górnictwa węglowego” prowadzą do nikąd i mają znikomy wpływ na poprawę efektywności tej gałęzi przemysłu, pozostawały one z reguły bez odpowiedzi, a w każdym razie nie były uwzględniane.
Niektórzy współautorzy kolejnych programów tzw. „reformy górnictwa węglowego” dla uzasadnienia swych niefortunnych pomysłów, prezentowali społeczeństwu nieprawdziwe informacje o tym, że z pieniędzy podatników dopłaca się do eksportu węgla oraz o obciążeniach budżetu państwa kosztami utrzymania kopalń. Niestety te fałszywe informacje powielane były bezkrytycznie także przez część mediów. A prawda jest inna. Pomimo zdecydowanie nieprzychylnej i restrykcyjnej polityki państwa w stosunku do górnictwa, branża ta zasila budżet i państwowe „parabudżety” potężnymi kwotami.
Dla przykładu, w okresie lat 2000–2002 przedsiębiorstwa górnicze wpłaciły do budżetu państwa, budżetów lokalnych oraz na konta państwowych funduszy kwotę 13,4 mld zł. W tym samym okresie budżet państwa przekazał na finansowanie programu reformy górnictwa kwotę 3,9 mld zł. Tak więc budżet zyskał w tym okresie 9,5 mld zł.
W roku 2007 zrealizowane należności publicznoprawne branży wynosiły 6,1 mld zł. W tym samym czasie dotacje budżetowe na rzecz górnictwa wyniosły 421 mln zł. W tym przypadku budżet zyskał ponad 5,6 mld zł. Tak w praktyce wygląda utrzymanie górnictwa za pieniądze podatników.
Upłynęło dostatecznie dużo czasu by podjąć próbę przedstawienia rezultatów działań „reformatorów” polskiego górnictwa węglowego. Należy przypomnieć, że wszystkie dotychczasowe opracowania dotyczące programu reformy górnictwa nawiązywały ściśle i w sposób bezkrytyczny do wytycznych Banku Światowego ujętych w opracowaniu ekspertów tego banku, dotyczącym „perspektywicznej wizji programu restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego opracowanie to, chyba przez nieporozumienie mówi o restrukturyzacji a zakłada praktycznie likwidację tej gałęzi gospodarki narodowej. Postuluje bowiem jedynie na szeroką skalę fizyczną likwidację kopalń oraz radykalne zmniejszenie stanu zatrudnienia w górnictwie w oderwaniu od realiów techniczno-organizacyjnych. Działania te prowadzą głównie do ograniczenia potencjału produkcyjnego tego sektora i mają niewiele wspólnego z działalnością na rzecz poprawy rentowności czynnych kopalń. Jak już wspomniano w swym „eksperckim” opracowaniu Bank Światowy uznał potrzebę likwidacji 36 do 56 kopalń.
Rodzimi „reformatorzy” realizując bez zastrzeżeń te zalecenia spowodowali do tej pory fizyczną likwidację 42 kopalń (Wspólne Sprawy Nr 7 – wrzesień 2008 r.).
Stało się tak mimo licznych, krytycznych uwag kompetentnych środowisk naukowo-technicznych, które twierdziły, że tak realizowany program tzw. „Reformy górnictwa węgla kamiennego prowadzi do nikąd. Wskazywano, że fizyczna likwidacja kopalń posiadających znaczne zasoby węgla jest gospodarczo szkodliwa. Sugerowano by w przypadku nadprodukcji węgla kopalnie te zostały okresowo wyłączone z ruchu (uśpione). Takie rozwiązanie wymagałoby znacznie mniejszych nakładów w stosunku do kosztów likwidacji kopalń, a ponadto pozwalało na ich ponowne uruchomienie w sytuacji wzrostu zapotrzebowania na węgiel. Twórcy kolejnych opracowań związanych z tzw. „reformą górnictwa” pozostawali jednak głusi na wszelkie uwagi. Wynikało to prawdopodobnie z faktu, że Bank Światowy udzielanie kolejnych rat pożyczek uzależniał każdorazowo od fizycznej likwidacji określonej liczby kopalń i redukcji zatrudnienia w górnictwie w ustalonej wielkości.
Zgodnie z sugestią Banku Światowego rodzimi „reformatorzy” polskiego górnictwa węglowego przyjęli ponadto w sposób bezkrytyczny fałszywą tezę o nieopłacalności eksportu węgla i w kolejnych programach reformy zakładali jego likwidację. By dojść do takich wniosków trzeba się kierować bądź brakiem podstawowej wiedzy ekonomicznej, bądź też świadomym dezinformowaniem opinii publicznej. W przypadku ograniczonej chłonności rynku krajowego, rozwiązaniem dającym możliwość optymalnego wykorzystania zdolności produkcyjnych górnictwa, a tym samym poprawy jego wyników ekonomicznych, pozostaje eksport węgla. Ponadto eksport ten odgrywa istotną rolę w krajowym bilansie handlu zagranicznego i ma znaczący wpływ na aktywizację wielu obszarów gospodarki narodowej. Oddziaływuje także pozytywnie na krajowy rynek pracy. W naszym kraju przez wiele lat zdolności wydobywcze kopalń przewyższały znacznie chłonność krajowego rynku. W dokumencie rządowym „Założenia polityki energetycznej Polski do 2020 r.” przyjętym przez Radę Ministrów w lutym 2000 r. znajduje się zapis (str. 29) „…obecne zdolności wydobywcze kopalń węgla kamiennego szacuje się na około 140–145 mln ton/rok”. W tych warunkach eksport polskiego węgla znajdował pełne uzasadnienie.
Problem eksportu węgla musi być rozpatrywany w jego ekonomicznym wymiarze, bez kierowania się, jak to ma miejsce obecnie, emocjami lub co gorsze w oparciu o prymitywne wnioski wypływające z nieznajomości, bądź błędnej interpretacji praw ekonomicznych.
Dzięki wytycznym Banku Światowego oraz wysiłkom rodzimych „reformatorów” górnictwa w roku 2008 Polska z liczącego się na światowych rynkach eksportera stała się praktycznie importerem węgla. Jest rzeczą paradoksalną, że nasz kraj mający największe w Europie zasoby węgla, dzięki nieodpowiedzialnej polityce stał się per saldo jego importerem (w 2008 r. import węgla do Polski wyniósł ok. 10,0 mln ton zaś jego eksport ok. 7,0 mln ton). Sytuacja taka wystąpiła po raz pierwszy w powojennej historii naszego kraju. Zadziwiające są jednak kulisy procesów, jakie towarzyszyły eliminowaniu eksportu polskiego węgla. Jak już wspomniano, kilka lat temu misja amerykańska jaka bawiła w Europie starała się przekonać tradycyjnych odbiorców naszego węgla do przejścia przez nich na dostawy węgla amerykańskiego. Zabiegi te nie dały jednak oczekiwanych przez stronę amerykańską rezultatów. Obecnie osiągnięto ten cel w odmienny sposób, a mianowicie poprzez zaangażowanie do tego Banku Światowego. Pod mocno nagłaśnianym hasłem restrukturyzacji przemysłu węglowego przeprowadzono faktycznie intensywną likwidację jego potencjału produkcyjnego w stopniu uniemożliwiającym nie tylko znaczący eksport polskiego węgla, ale także stwarzający potrzebę jego rosnącego importu. Powszechnie znanym jest fakt, iż Bank Światowy działa głównie w interesie środowisk przemysłowych Stanów Zjednoczonych. Przypomnieć także należy, że koszty faktycznego procesu dewastacji polskiego górnictwa węglowego będą musieli pokryć polscy podatnicy, bowiem zaciągane na ten cel pożyczki z Banku Światowego muszą być spłacone ze środków publicznych. Tak więc w miarę likwidacji polskiego eksportu rynek Europy Zachodniej został otwarty głównie dla importu węgla amerykańskiego. A chyba o to głównie chodziło.
Warto podjąć próbę oceny skutków gospodarczych wywołanych likwidacją eksportu polskiego węgla. Szczytową wielkość eksportu węgla kamiennego zanotowano w roku 1984. Wyniósł on wówczas 42,4 mln ton. Wielkość ta uplasowała nasz kraj na 4 miejscu wśród światowych eksporterów węgla kamiennego przy czym udział Polski stanowił w tym okresie 14% światowego eksportu. Z uwagi na rosnące wewnętrzne zużycie węgla eksport uległ pewnemu spadkowi, stanowił jednak nadal ważną pozycję w bilansie handlowym kraju. W 1997 r. eksport węgla wyniósł 30,6 mln ton. Wartość eksportowa węgla kamiennego w okresie lat 1997÷1999 wynosiła (wg. ówczesnych cen)
w 1997 – 3.688,5 mln zł
w 1998 – 3.349,7 mln zł
w 1999 – 3.034,0 mln zł
W dokumencie rządowym „Założenia polityki energetycznej Polski do 2020 r.” przyjętym przez Radę Ministrów RP w lutym 2000 r. założono całkowitą likwidację eksportu węgla we wszystkich prezentowanych w tym dokumencie scenariuszach makroekonomicznych rozwoju kraju nie podając jednocześnie żadnego uzasadnienia tej propozycji. Te założenia były w minionych latach konsekwentnie realizowane.
Porównując wielkości eksportu węgla z roku 1997 ze zrealizowanym w roku 2008 należy stwierdzić, że uległ on zmniejszeniu o około 25,0 mln ton. Świadoma rezygnacja z eksportu w tej wysokości to w konsekwencji nieuzasadniona likwidacja potencjału produkcyjnego 10–12 kopalń i obciążenie budżetu państwa znacznymi kosztami ich likwidacji. Dalszą konsekwencją likwidacji tych kopalń to zmniejszenie w górnictwie ilości miejsc pracy o około 35 tys. (przyjmując wydajność na 1 zatrudnionego w wysokości 700 t/rok), a ponadto, jak wykazują wieloletnie doświadczenia, trzy do czterokrotnie więcej poza górnictwem czyli 105–140 tys. miejsc pracy. Szerokie skutki społeczne, obok konsekwencji finansowych wystąpiły także po stronie kolei, przedsiębiorstw portowych oraz innych jednostek obsługujących morski eksport węgla. Tak więc utrzymywanie eksportu węgla na poziomie około 25 mln ton rocznie dawało w skali kraju (głównie na Śląsku) możliwość utrzymywania 140–175 tys. miejsc pracy. W roku 2000 PKP uzyskało wpływy z tytułu przewozu węgla przeznaczonego na eksport 770 mln zł nie licząc wpływów uzyskanych przez firmy portowe uczestniczące w realizacji tego eksportu. Pełną analizę konsekwencji ekonomicznych, socjalnych i społecznych wywołanych zaniechaniem eksportu węgla drogą morską dla przedsiębiorstw obrotu portowo-morskiego przestawił w swej publikacji prof. Jerzy Kubicki (Przegląd Górniczy Nr 11 2001 r.). Jednak tego rodzaju opinii „reformatorzy” polskiego górnictwa nie brali pod uwagę. Ważne były wyłącznie „wytyczne” Banku Światowego. Przy założeniu utrzymania wielkości eksportu na poziomie 25 mln ton i sprzedaży węgla po cenach uzyskiwanych przez Kompanię Węglową (w ciągu trzech kwartałów 2008 r. – 282 zł/t) wartość tego eksportu wynosiłaby ponad 7 miliardów złotych. „Reformatorzy” naszego górnictwa uznali widocznie, że jest to budżetowi państwa nie potrzebne. Decyzję o likwidacji eksportu węgla należy uznać za pozbawioną sensu ekonomicznego i znacznych negatywnych skutkach gospodarczych.
Rodzimi „reformatorzy” górnictwa dla uzasadnienia swej fałszywej tezy o nieopłacalności eksportu węgla posługiwali się między innymi argumentem, że za węgiel kierowany na eksport uzyskuje się niższe ceny niż za węgiel sprzedawany w kraju i w związku z tym podatnicy muszą do tego eksportu dopłacać.
Jak wynika z doniesień prasowych („Trybuna Górnicza” z 30 października 2008 r.) w okresie trzech kwartałów 2008 r. kopalnie Kompanii Węglowej uzyskały średnią cenę zbytu za węgiel sprzedawany w kraju 215,06 zł/t, zaś za eksportowany 281,78 zł/t. Ciekawe czy rodzimi „reformatorzy” posługując się nadal swymi prymitywnymi porównaniami dojdą do wniosku, że w tej sytuacji sprzedaż węgla w kraju jest nieopłacalna i podatnicy muszą do niej dopłacać.
Bank Światowy udzielając kolejnych pożyczek na tzw. „restrukturyzację górnictwa” każdorazowo obwarowywał je wymogami likwidacji określonej ilości kopalń oraz znaczną redukcję stanu zatrudnienia w górnictwie. W wytycznych Banku Światowego opracowanych przez „ekspertów tego banku, dotyczących „perspektywicznej wizji programu restrukturyzacji polskiego podsektora węgla kamiennego” znalazł zapis stwierdzający konieczność redukcji zatrudnienia w górnictwie o 193 do 302 tysięcy pracowników. Rodzimi „reformatorzy” proces odgórnie ustalonego zakresu redukcji zatrudnienia nazwali szumnie „procesem restrukturyzacji zatrudnienia”. Wg. danych statystycznych w roku 1990 zatrudnionych było w górnictwie 3887,9 tys. osób, zaś w końcu roku 2008 – 118,9 tys. Tak więc w okresie lat 1990–2008 wielkość zatrudnienia w górnictwie zmalała o 269 tys. osób. Są to dane statystyczne ale prawda jest nieco inna. Wprowadzenie rozwiązań zachęcających do rezygnacji z pracy w ramach tzw. „pakietu socjalnego” spowodowało, że z górnictwa odeszła znaczna rzesza wysoko wykwalifikowanych i doświadczonych pracowników mających z racji posiadanych kwalifikacji największe szanse na zatrudnienie poza górnictwem. Ponadto odgórnie ustalane wielkości redukcji zatrudnienia w oderwaniu od realiów technologicznych wywołało konieczność nowych rozwiązań zabezpieczających ciągłość ruchu zakładów górniczych.
Rodzimi „reformatorzy” wykazując się jak widać, niezwykle skromną znajomością warunków funkcjonowania kopalń, nie wzięli pod uwagę faktu, że prowadzenie ruchu zakładu górniczego wymaga między innymi spełnienia wymogów wynikających z obowiązujących przepisów górniczych a tym samym utrzymania odpowiednich normatywów zatrudnienia. Odgórne ustalanie wielkości redukcji zatrudnienia w oderwaniu od realiów technologicznych (pisałem już o tym wcześniej) spowodowało, że szereg czynności wykonywanych dotychczas w ramach kopalni, przejętych zostało przez powołane do życia podmioty gospodarcze wykonujące nadal te same, niezbędne prace na zasadach podwykonawstwa. Znaleźli w nich zatrudnienie głównie zwalniani pracownicy kopalń. Wpłynęło to niestety negatywnie na stan bezpieczeństwa pracy. Przypomnę ponownie tragiczny wypadek w kopalni „Halemba”.
Tego typu firm działających na rzecz kopalń jest znaczna ilość. Nieznane są dokładne dane ale, jak już uprzednio wspomniałem, szacuje się, że znalazło w nich zatrudnienie kilkadziesiąt tysięcy byłych pracowników kopalń. Tak więc mówiąc o znacznym zmniejszeniu wielkości zatrudnienia w górnictwie należy rozróżnić wielkości statystyczne od faktycznych.
W procesie nazwanym umownie „reformowaniem górnictwa” jego autorzy podjęli szereg niezbyt odpowiedzialnych decyzji, których negatywne gospodarcze skutki wystąpiły w wielu obszarach działalności tej branży. Wymienić tu można następujące przykłady:
– Twórcy koncepcji „samodzielnych, samorządnych i samofinansujących się kopalń” zburzyli poprawnie funkcjonujący od wielu lat system obrotu węglem przez scedowanie tego zadania na kopalnie, które do tego nie były przygotowane kadrowo jak również organizacyjnie. Chaos wywołany tą decyzją spowodował, że inicjatywę w zakresie handlu węglem przejęła liczna grupa tzw. „pośredników”, którzy wykorzystując krytyczną sytuację finansową kopalń wymuszali na nich, między innymi, upusty cenowe względnie wydłużone terminy płatności na sprzedaży węgla. Ten wprowadzony odgórnymi decyzjami system stworzył warunki do licznych nadużyć i afer korupcyjnych, o czym niejednokrotnie donosiły media.
– W następstwie realizowanej koncepcji restrukturyzacji krajowego górnictwa węgla kamiennego wystąpił także proces dramatycznego tempa zmniejszania się wielkości zasobów węgla. Fizyczna likwidacja kopalń i związana z tym bezpowrotna utrata znajdujących się w nich zasobów, a ponadto niezrozumiałe regulacje prawne, pozostawiające praktycznie w gestii przedsiębiorstwa prowadzącego eksploatację złoża ustalanie kryteriów bilansowości wywołały proces alarmującego wręcz ubytku zasobów.
– Jak stwierdził to prof. A. Lisowski („Przegląd Górniczy” Nr 1 2003 r.) „w okresie 12 lat rynkowej transformacji, od roku 1990 do 2001 zasoby bilansowe czynnych kopalń (węgla kamiennego) zmniejszyły się z około 30 do 16 miliardów ton, zasoby przemysłowe z 17 do 7, a zasoby operatywne z 12 do około 5 miliardów ton. Na każdy uzyskany w tym okresie – milion ton produkcji netto – w ewidencji zasobów ubywało 9 milionów ton zasobów bilansowych, 6 milionów ton zasobów przemysłowych i około 4,7 miliona ton zasobów operatywnych”.
– Jak już wspomniano, w następstwie kuriozalnych decyzji wprowadzonych w konsekwencji realizacji tzw. „planu Balcerowicza” górnictwo węgla kamiennego znalazło się w katastrofalnej sytuacji finansowej. Mimo tego, przy wzrastającym zadłużeniu branży „Warszawa” wprowadziła dla górnictwa kolejne formy danin publiczno-prawnych obciążających dodatkowo koszty wydobycia węgla. Ten gwałtowny i nie kontrolowany w trakcie reform wzrost danin publiczno-prawnych skutecznie niwelował wyniki działań w zakresie ograniczenia kosztów produkcji i miał zasadniczy wpływ na stan zobowiązań górnictwa. W tym przypadku nieodpowiedzialna koncepcja filozofii tzw. „niewidzialnej ręki rynku” wzięła górę nad racjonalnymi działaniami. W sytuacji permanentnego braku środków kopalnie nie były w stanie realizować elementarnych zadań inwestycyjnych pozwalających na odtworzenie ubytków wywołanych bieżącą eksploatacją. Efektem takiej polityki jest fakt, że prawie 50% aktualnego wydobycia węgla kamiennego uzyskiwane jest z tzw. eksploatacji podpoziomowej, co z punktu widzenia bezpieczeństwa pracy jest rzeczą niepokojącą.
– Rodzimi „reformatorzy” w oparciu o fałszywą tezę o nadmiernych przerostach zatrudnienia w górnictwie doprowadzili do praktycznej likwidacji szkolnictwa zawodowego. Zapomnieli oni o tym, że praca w górnictwie, z uwagi na swoją specyfikę, wymaga odpowiednich kwalifikacji. Mimo, że w chwili obecnej reaktywowane są na nowo zawodowe szkoły górnicze, skutki podjętych wcześniej nieprzemyślanych decyzji odczuwalne są w górnictwie do dnia dzisiejszego, bowiem kwalifikacje załóg górniczych mają bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo pracy.
– Wbrew głoszonym często, w wystąpieniach naszych krajowych decydentów, hasłach o konieczności utrzymania wysokiego poziomu bezpieczeństwa energetycznego kraju, praktyczne działania tym deklaracjom przeczą. Potwierdzeniem tego jest realizowany na przestrzeni ostatnich lat program znaczącego (trwałego) ograniczenia potencjału produkcyjnego polskiego górnictwa węglowego odbywający się pod hasłem „restrukturyzacji górnictwa” – zgodnie z wytycznymi Banku Światowego. W sposób bezkrytyczny, przeprowadzono fizyczną likwidację licznych zakładów górniczych, pozbawiono pracy ogromną rzeszę pracowników kopalń oraz przedsiębiorstw pracujących na rzecz górnictwa a ponadto wbrew logice i w sprzeczności z elementarnymi zasadami ekonomii zlikwidowano praktycznie możliwości eksportu polskiego węgla. W efekcie tych działań począwszy od roku 2008 Polska stała się per saldo importerem węgla z tendencją jego zwiększania. Do tej pory, mówiąc o bezpieczeństwie energetycznym Polski, podkreślano zależność naszego kraju od importu ropy i gazu ziemnego, surowców energetycznych których wydobycie nie pokrywa potrzeb gospodarki narodowej. Jak już powiedziano, począwszy od roku 2008, Polska mająca największe zasoby węgla kamiennego w Europie, na własne życzenie, uzależniła się także od jego importu.
Ciekawą ocenę dotychczasowej twórczości „reformatorów” polskiego górnictwa przedstawił w swym artykule pt. „Górnicy mają prawo nie wierzyć władzy” redaktor Jerzy Domański na łamach „Przeglądu” (21 września 2003 r.). Piętnując słusznie chuligańskie ekscesy związkowców górniczych na ulicach Warszawy, w wyniku których ranni zostali policjanci, pisze on między innymi: „(…) Zamiast listy rannych powinna powstać czarna lista grabarzy Górnego Śląska, bo przecież nie tylko o górników tu chodzi – otwierać ją powinni ludzie władzy. Politycy z wielu kolejnych ekip rządowych, którzy z powodu niedołęstwa, braku kompetencji i odwagi produkowali absurdalne programy i eksperymentowali na ludziach oraz regionie. Wydawało im się, że rządzą. Udawali, że nie wiedzą, że z górnictwa cały czas dobrze żyją wszyscy z wyjątkiem górników, i budżetu państwa, setki prezesów, dyrektorów, pełnomocników i pośredników. Spółki które jak bluszcz obrosły region. To prawdziwi beneficjenci bałaganu …”
Konkluzja
W krajach rozwiniętych ekonomicznie, bazujących na gospodarce rynkowej – polityka energetyczna ma charakter strategiczny. Uważa się bowiem, że bez długofalowego określenia zapotrzebowania, na paliwa i energię, oceny kosztów inwestycyjnych, eksploatacyjnych i społecznych ich pozyskania oraz uwarunkowań wewnętrznych i zewnętrznych – nie można podejmować właściwych rozwiązań gwarantujących z jednej strony bezpieczeństwo energetyczne państwa, z drugiej zaś optymalnych z gospodarczego punktu widzenia. Zasługuje na podkreślenie fakt, że prace studialno analityczne związane tworzeniem założeń polityki energetycznej prowadzone są w sposób ciągły przez powołane do tego celu ośrodki. Większość uprzemysłowionych krajów świata posiada perspektywiczne założenia polityki energetycznej i wynikające z nich bilanse paliwowo-energetyczne z perspektywą kilkudziesięcioletnią. Do tworzonych długofalowych bilansów paliwowo-energetycznych wprowadzane są bieżące korekty wynikające ze zmieniających się warunków koniunkturalnych na rynku wewnętrznym oraz światowym.
Niestety w naszym kraju, w okresie transformacji gospodarczej Polski, nie stworzono profesjonalnych, kompleksowych i realnych założeń polityki paliwowo-energetycznej państwa. Doraźnie podejmowane próby opracowania kolejnych wersji założeń polityki energetycznej Polski charakteryzowały się bowiem ogólnikowym charakterem, brakiem spójności, a także licznymi sprzecznościami. Potwierdzają to, między innymi, niektóre banalne stwierdzenia w opracowaniu „Założenia polityki energetycznej Polski do 2010 r.” wniesione przez Rząd pod obrady Sejmu w styczniu 1996 r.: „…o kosztach energii w gospodarce decydują ich ceny i wielkość zużycia” (str. 12); „Racjonalne wykorzystanie zasobów węgla brunatnego, zwłaszcza w zagłębiu bełchatowskim, będzie jednym z ważniejszych zadań polityki energetycznej Polski” (str. 10).
W naszym kraju brak ośrodka, który wzorem większości uprzemysłowionych krajów świata, prowadziłby dla potrzeb rządu, w sposób ciągły, prace nad perspektywicznym bilansem paliwowo-energetycznym. Minister Gospodarki zobowiązany ustawowo (ustawa z 10 kwietnia 1997 r. Prawo energetyczne” do przygotowania długoterminowej prognozy rozwoju gospodarki paliwami i energią, wykonanie tego zadania zlecił Agencji Rynku Energii S.A., która wykonała w 2000 r. opracowanie pt. „Założenia polityki energetycznej Polski do 2020 r.” Opracowanie to, na wniosek Ministra Gospodarki zostało przyjęte przez Radę Ministrów w dniu 22 lutego 2000 r. jako „Dokument rządowy”. W niepełne dwa lata później, w dniach 6 i 7 marca 2002 r. odbyła się w Warszawie konferencja pod hasłem „Polityka energetyczna Polski w najbliższych latach”. W jej trakcie ówczesny Minister Gospodarki J. Piechota powiedział „(…) Należy stwierdzić, że zadania zawarte w «Założeniach polityki energetycznej Polski do 2020 r.» zostały zrealizowane w niewielkim stopniu. Wynika to częściowo ze złego ich zdefiniowania, częściowo zaś z wadliwej konstrukcji realizowanych założeń…”
W dniu 2 kwietnia 2002 r. Rząd skorygował przyjęte w 2000 r. założenia polityki energetycznej Polski do 2020 r. Jak zaznaczono, nowe założenia mają jednak charakter prowizoryczny, uznano bowiem, że polityka energetyczna państwa zostanie sformułowana od nowa co wymaga – między innymi nowelizacji prawa energetycznego. W doniesieniach prasowych relacjonujących ustalenia tego posiedzenia Rządu („Gazeta Wyborcza” Nr 79 z 4.4.2002 r.) napisano między innymi: „…W przyjętym teraz prowizorium zakłada się, że w bieżącej polityce rządu uwzględniony zostanie postulat wykorzystania w rozwoju energetyki rodzimych zasobów surowców energetycznych, wśród nich zaś węgla kamiennego, węgla brunatnego, gazu i biopaliw…” oraz „… z rządowego dokumentu wynika, że polska energetyka wciąż będzie oparta na węglu kamiennym i brunatnym”. Autorzy opracowania tłumaczą to m.in. znacznymi zasobami tych paliw oraz tym, że gaz nadal będzie zbyt drogim źródłem, by go masowo użytkować. Co więcej, przebudowa elektrowni na takie źródło zasilania pochłonęłaby zbyt duże środki. W związku z tym zużycie węgla może nie tylko pozostać na obecnym poziomie, ale nawet nieznacznie się zwiększyć. „W praktyce oznacza to, że nie będą zamykane żadne kopalnie oprócz tych, których likwidacja już trwa…”.
W dwa miesiące po wspomnianym posiedzeniu Rządu udostępnione zostało opracowanie Ministra Gospodarki (czerwiec 2002 r.) pt. „Reforma górnictwa węgla kamiennego w Polsce w latach 2003–2006” w którym, między innymi, stwierdza się potrzebę likwidacji w tym okresie dalszych 7 do 8 kopalń (15 mln ton zdolności produkcyjnych).
Przytoczone przykłady świadczą dobitnie o amatorskim podejściu i braku spójności w prezentowaniu koncepcji krajowej polityki paliwowo-energetycznej. Ze względu na wagę problemu jest rzeczą niezbędną by wzorując się na doświadczeniach krajów rozwiniętych gospodarczo został w naszym kraju wyznaczony ośrodek, który w sposób ciągły prowadziłby prace studialno-analityczne związane z kreowaniem długofalowej polityki energetycznej i opracowywaniem założeń bilansu paliwowo-energetycznego kraju, korygowanego w zależności od sytuacji na światowym rynku paliw oraz sytuacji gospodarczej kraju. W pracach tych uczestniczyć powinni, obok „ekspertów” warszawskich autentyczni i uznani powszechnie w swych środowiskach specjaliści reprezentujący branżę energetyczną, górnictwo węgla kamiennego i brunatnego, a także gazu i ropy naftowej.
Bezpieczeństwo energetyczne jest fundamentem rozwoju gospodarczego kraju.
Minister Gospodarki odpowiedzialny za ten obszar winien posiadać w swym otoczeniu profesjonalny zespół ekspertów, który na potrzeby Rządu dokonywałby oceny i weryfikacji materiałów opracowywanych w zakresie polityki paliwowo-energetycznej państwa i w sposób kompetentny doradzał ministrowi w podejmowaniu właściwych decyzji. Tego typu działań nie mogą zastąpić doraźnie opracowywane tzw. „opinie” wykonywane niejednokrotnie przez osoby uważające się, wbrew opinii środowiska, za wybitnych „ekspertów”.
Rozwiązaniem mogłoby być powołanie, wzorem dawniej działającej Państwowej Rady Górnictwa, grupy fachowców reprezentujących środowiska działające w obszarze gospodarki paliwowo-energetycznej. Zespół ten (nie instytucja!) jako gremium ministra gospodarki, działałby na zasadach podobnych na jakich działała w przeszłości Państwowa Rada Górnictwa.
Zadziwiające jest jednak zjawisko unikania przez „Warszawę” udziału autentycznych ekspertów – przy rozstrzyganiu podstawowych dla gospodarki narodowej spraw. Próbę wyjaśnienia tej kwestii podjął na łamach pisma „Polska Dziennik Zachodni” (10 stycznia 2008 r.) prof. socjologii Jacek Wódz pracownik Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego. W artykule pt. „Kolejny gabinet nie potrafi rządzić” napisał między innymi:
„(…) należy zdecentralizować polską politykę. Problemów występujących w poszczególnych rejonach Polski nie da się rozwiązywać, nie ruszając się z Warszawy”.
„(…) W Polsce politykę uprawia się wyłącznie na poziomie ogólnym. Partiom zależy przede wszystkim na istnieniu w mediach i na dobrych wynikach sondaży. Do mediów wysyła się polityków, tzw. frontmenów, którzy mówią na każdy temat i to na tyle ogólnie, aby przekaz trafiał do wszystkich.”
„(…) politycy żyją w przekonaniu, że przedstawienie wiedzy szczegółowej, eksperckiej, jest mało medialne i nie przyniesie im popularności. Efektem nastawienia polskiej polityki na medialność jest to, że działacze partyjni posługują się wiedzą gazetową, niczego naprawdę nie umieją, a kiedy przychodzi czas rozwiązania konkretnych problemów, są nieskuteczni. To nie jest zresztą zjawisko typowo polskie. Tak działają politycy na całym świecie, z tą różnicą, że zagraniczni politycy korzystają na co dzień z pomocy zespołów doradczych. Zarówno w trakcie sprawowania władzy, jak i w czasie pozostawania w opozycji mają do dyspozycji think tanki, czyli niezależne ośrodki analityczne skupiające ludzi, którzy się na czymś rzeczywiście znają i potrafią z wyprzedzeniem przygotowywać konkretne zmiany w prawie. Niestety w Polsce nie ma takiej tradycji. Przywódcy polityczni, zarówno z lewa jak i z prawa, obawiają się ekspertów i odsuwają ich od siebie. Pewnie dlatego, że wydaje im się, że specjaliści mogą obnażyć ich niekompetencje. Nie chcą, aby ktoś zagarniał sferę władzy, decydowania, która przynależy politykom, a nie ekspertom”.
Kto jeszcze ma nadzieję, że słowa prof. Jacka Wodza przekonają naszych decydentów o konieczności zmiany zasad postępowania przy rozstrzyganiu istotnych dla naszej gospodarki problemów?
• mgr inż. Jerzy Malara
Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Górnictwa
ul. Powstańców 25, 40-952 Katowice; (032) 256-37-45 begin_of_the_skype_highlighting (032) 256-37-45 end_of_the_skype_highlighting, (032) 757-27-42, (032) 757-27-44, fax: (032)255-41-32; e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Jerzy Malara
Urodził się 11 maja 1928 roku w Sosnowcu. Mieszka w Katowicach wraz z żoną Anną. Ma syna Wojciecha. Ukończył Wydział Górniczy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie ze specjalnością eksploatacja podziemna złóż. W latach 1953 – 1955 pracował w kopalni „Jowisz” jako osoba dozoru oraz kierownik kopalnianej stacji ratownictwa górniczego, w latach 1955 – 1956 w Dąbrowskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego jako inspektor do spraw wentylacyjno-pożarowych, w latach 1956 – 1969 był naczelnym dyrektorem kopalni „Generał Zawadzki”, w latach 1969 – 1974 pełnił funkcję wiceprezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Generalny Dyrektor, a następnie podsekretarz stanu w Ministerstwie Górnictwa i Energetyki (1974 – 1986), od 1986 roku prezes Wyższego Urzędu Górniczego. W 1990 roku przeszedł na emeryturę. Dwukrotnie (1975 – 1981 i 1983 – 1991) był prezesem zarządu głównego Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa, obecnie jest honorowym członkiem tego stowarzyszenia. Od 1975 do 2005 roku redaktorem naczelnym miesięcznika „Przegląd Górniczy”, wieloletni przedstawiciel Polski w Komitecie Organizacyjnym Światowego Kongresu Górniczego, honorowy członek Stowarzyszenia Inżynierów Indii.
– Najważniejszym doświadczeniem był dla niego okres pracy w kopalni i kierowanie zakładem pracy z prawie siedmiotysięczną załogą.
– Kieruje się dewizą życiową zaczerpniętą od Stanisława Staszica: „Być narodowi użytecznym”.
– Życiowymi autorytetami są dla niego Stanisław Staszic i profesor Bolesław Krupiński.
– Jego pasją jest filatelistyka, wędkowanie i majsterkowanie. Wolny czas spędza na czytaniu książek i robotach przydomowych.
– Sobie i innym życzy więcej optymizmu w życiu oraz mądrej i kompetentnej władzy w państwie.
Za „Kto jest kim w polskim górnictwie węgla kamiennego”
Wydawnictwo Górnicze sp. z o.o. Katowice