O Kolumnie Zygmunta III Wazy
- Szczegóły
- Kategoria: numer 3
- 03 listopad 2010
Po ukazaniu się książki mojego autorstwa Górnicza lampa się pali… O tradycjach górniczych i hutniczych w Akademii Górniczo-Hutniczej – i nie tylko – bogato ilustrowany przewodnik subiektywny, w której wspomniałem o wydobywaniu marmuru i bloku na trzon do kolumny Zygmunta, uważni czytelnicy zadali mi pytanie: na co dzisiaj patrzymy? Właśnie. Patrzymy na pomnik Zygmunta III Wazy składający się z wielu elementów, nas natomiast interesuje trzon czyli po prostu kolumna na której ustawiono mierzącą ponad 2,75 m spiżową postać króla w zbroi i płaszczu koronacyjnym, z szablą i krzyżem w ręku oraz koroną na głowie.
Zapisałem w książce tak: „Co się tyczy marmurów chęcińskich, rola ich w budownictwie późnorenesansowym oraz barokowym jest również niemała. Sprzyjało temu budownictwo pałacowe, czego pięknym przykładem jest Pałac Biskupów Krakowskich w Kielcach.
Lustracja dóbr królewskich z 1615 roku wspomina, że w Górze Zamkowej na ten czas tam tylko marmur łamią na potrzebę Króla Jego Mości, a najwięcej „kamiennicy” na swą potrzebę, nie mając na to prawa, ani wolności żadnych, skąd Jego Królewskiej Mości ani Rzeczypospolitej pożytek żaden nie idzie, tylko osobom prywatnym, którzy wielkie stąd, zyski i pożytki mają”. W tej lustracji zaznaczono, że „w górze Jerzmaniec wydobywany jest marmur, który na potrzebę Króla Jego Mości zastawiono”. Z tego ta kamieniołomu pochodziła pierwotna kolumna Zygmunta III postawiona w Warszawie. Jako materiał wykorzystano część bloku wydobytego przed około czterdziestu laty. Obrobiony blok marmurowy długości 8,55 m przeznaczony na kolumnę, przewieziona z kamieniołomu, do brzegów Wisły, odległej około 97 km na specjalnie skonstruowanym wozie.
Wyłamanie tego olbrzymiego monolitu było z pewnością największym przedsięwzięciem epoki w zakresie prac górniczych. Jeszcze w XIX w. Julian Ursyn Niemcewicz widział prostopadły wyłom na skale po wydobytym monolicie. Pozostał też napis na skale pochodzący z nieco późniejszego okresu, świadczący jednak, że „anno 1689 Michaelis Soban”, kamieniarz chęciński czuł się spadkobiercą świetnych tradycji sprzed pół wieku.
Warto nadmienić, że przy pierwszej inwentaryzacji zabytków na terenie Kielecczyzny w 1827 roku, kamieniołom na Jerzmańcu zaliczono do pamiątek narodowych jako miejsce wielkiego osiągnięcia techniki górniczej”.
Podkreślić należy, że Kolumna Zygmunta III Wazy w Warszawie pochodząca z 1644 roku jest najstarszym świeckim pomnikiem w Warszawie i została wystawiona z fundacji jego syna Władysława IV Wazy, który chciał w ten sposób uczcić pamięć swojego ojca, który Warszawę uczynił stolicą Polski. Miał to być pomnik jeden z najwyższych pomników w ówczesnym świecie i miał mieć wysokość 44 metry. Zaczęło się jednak w 1608 roku od niepowodzeń, bowiem monolit na trzon wyłamany z kamieniołomu Jerzmaniec, którego z upływem czasu nazwano „Zygmuntówką”, pękł w połowie jeszcze w kamieniołomie w czasie wykonywania kolumny. Pomnik ten …byłby pierwszeństwo odjął wspaniałości wszystkim rzymskim pomnikom, gdyby szpara w połowie przypadająca nie była go rozdwoiła.
Pierwszy trzon kolumny został wykonany z jednego bloku marmuru chęcińskiego, należącego do grupy wapieni tzw. cechsztyńskich o strukturze zlepieńcowatej i charakterystycznym wzorem „salcesonowym”, wyłamanego w kamieniołomie Czerwona Góra pod Chęcinami. Obrobiony wysokim kunsztem kamieniarskim trzon kolumny miał 22 metry długości.
W 1887 roku pod nadzorem Edwarda Cichockiego dokonano gruntownej naprawy pomnika. Marmurowy trzon i inne części zastąpiono granitowymi monolitami. Zniszczony trzon z czerwono-różowego marmuru zastąpiono różowym granitem z włoskiej kopalni Baveno, pozostałe granity z kopalni Mauthausen koło Linzu. Prace przeprowadziła wiedeńska firma Union – Bau Gesellschaft.
Kolumna Zygmunta przechodząc kilka renowacji dotrwała do 1939 roku, a nawet bez uszkodzeń wyszła z działań wojennych we wrześniu tegoż roku. W nocy z 1 na 2 września 1944 roku hitlerowcy zniszczyli pomnik trafieniem w niego pociskiem z niemieckiego działa czołgowego.
Po wojnie w 1948 roku studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego zapoczątkowali zbiórkę funduszy na odbudowę kolumny. Nastąpił okres odbudowy, rekonstrukcji i konserwacji pomnika. Nadzór nad całością prac sprawował Stanisław Hempel. W pracach renowacyjnych zatuszowano około 200 uszkodzeń figury, dorobiono lewą dłoń, szablę i krzyż, a zniszczony trzon figury został wykonany z granitu strzegomskiego gdzie udało się uzyskać odpowiedni monolit. O ponownym wydobyciu tak dużego marmurowego monolitu nie mogło być mowy gdyż złoże utraciło swoją zdolność a więc oczy skierowano na kamieniołomy granitu. Jak podaje J.I. Korzeniowski 1 z trudem doszukano się wśród wszystkich kamieniołomów granitu Dolnego Śląska możliwości wydobycia w całości tak dużego monolitu (kolumna musiała mieć wymiar 11 × 1,15 × 1,15 m). Tylko w kamieniołomie w Strzegomiu znaleziono ławę granitową o długości 15 m i odpowiednim przekroju. Monolit oderwano od calizny prochem strzelniczym. Pracami wydobywczymi i później transportowymi w kamieniołomie w Strzegomiu kierował Władysław Orłowski, który wraz z załogą tak opisywał prace związane z wydobyciem ciosu (monolitu) granitowego, co na owe czasy było prawdziwym majstersztykiem.2
„Na wiosnę w 1948 r. otrzymaliśmy zlecenie ze Zjednoczenia Kamieniołomów Śląskich w Świdnicy na dostarczenie do Warszawy 3-ch ciosów granitowych dla wykonania Kolumny Zygmunta, przywiózł je inspektor kamieniołomów granitu w Strzegomiu, inż. Sierakowski.
Po powrocie w Świdnicy inż. Sierakowski wezwał dział techniczny na naradę wykonania i jednocześnie poinformował nas, tj. Kamieniołomy w Grabinie, że spotkał nas zaszczyt otrzymania tak cennego zamówienia, zaznaczył przy tym, że po dokonaniu prób wydobycia w Strzelińskich Kamieniołomach i w Szklarskiej Porębie – niestety nie udało się takiej długości ciosu granitowego otrzymać bez widocznych usterek.
Pełniłem w tym czasie funkcję kierownika produkcji już z praktyką 2-letnią w kamieniołomach, w dodatku jako oficer 4 Brygady Saperów II Armii Wojska Polskiego miałem do czynienia z materiałami wybuchowymi i zapoznany byłem z siłą ich działania, co w dużej mierze ułatwiło mi pokonanie trudności z wydobyciem bloków, gdyż na mnie przypadło prowadzenie tego dzieła.
Z mistrzem wydobycia Franciszkiem Żbikiem wyszukaliśmy odpowiadający zadaniu pokład skalny na łomie nr 25, pokład ten miał wysokość 1,85 m, odkrycie około 5 m, z jednej strony pokładu była wcinka strzelana amonitem, a z drugiej calizna pokładu granitowego. Ława granitu do wcinki mierzyła 15 m długości, więc spodziewaliśmy się, że spękania od wcinki nie sięgną dalej jak 3 do 4 m i pozostała część będzie nadawała się na kolumnę, której długość wynosiła 11 m. Wytyczyliśmy linię o zabiorze złoża na 2,5 m i ustaliliśmy, że dla osłabienia spójności granitu wzdłuż zabioru wywierci się co 0,5 m otwory wiertłem „Vidia” o Ø 6 cm do podeszwy calizny zabioru, tj. do głębokości 1,85 m.
Po wywierceniu otworów zostały one załadowane niewielką ilością prochu strzelniczego (czarnego), uzbrojono przygotowane otwory spłonkami elektrycznymi i połączono w jeden przewód wszystkie otwory, by wybuch nastąpił jednocześnie. Z wielkim napięciem oczekiwaliśmy odpalenia, a jednocześnie wyniku wybuchu, szczęście dopisało, gdyż po odpaleniu na wytyczonej linii zabioru powstało prawidłowe pęknięcie na długości 15 m o rozchyleniu około 1 cm.
Były to słoneczne dni maja lub czerwca, więc łatwo było sprawdzić czy nie powstały niepożądane pęknięcia poprzeczne. Próbę przeprowadzono polewając cały odstrzelony cios wodą, na powierzchni woda szybko parowała, a w miejscach pęknięcia rysa pozostawała długo, co miało miejsce wyłącznie od strony wcinki, tj. na 4 m, reszta bloku nie wykazywała żadnych pęknięć. Pierwszy etap wydobycia był ukończony ku naszemu zadowoleniu i radości.
Dla osunięcia odstrzelonego bloku od calizny skały użyto klinów stalowych i lewarów 20-tonowych pozbieranych ze wszystkich zakładów w Strzegomiu Dla ułatwienia odsunięcia przed front bloku podłożono pręty stalowe. Ø 50 mm, ciężar był to duży, około 85 ton. Żmudna to była praca, ale w rezultacie dała dodatnie wyniki i odsunięto odstrzelony blok na odległość 1 m. Ponowiono próby wodne od odsłoniętej strony ciosu, ale pęknięć nie stwierdzono.
Do obróbki na potrzebne wymiary 1,15 × 1,15 postawiono sześciu najlepszych kamieniarzy, w tym dwóch Niemców i okrzesano blok na wymaganą miarę. Od strony wcinki przycinano blok trzykrotnie i wreszcie przy długości 11,0 m pęknięć nie stwierdzono. Uroczystość była wielka, całe kierownictwo kamieniołomów i Zjednoczenia było zadowolone, że udało się potrzebny cios na kolumną otrzymać, ale to jeszcze nie koniec kłopotów, trzeba blok przetransportować na 500 m (odległość do rampy załadowczej) i wywindować z wyrobiska z głębokości 50 m. W dodatku w żadnym z polskich podręczników nie mogłem znaleźć wytrzymałości granitu średnioziarnistego na zginanie, obawiałem się, że blok długi podparty na końcach na wałkach lub na środku ciosu może złamać się od własnego ciężaru, przecież to 11 mb i 30 ton wagi. Wymyśliłem sposób pośredni, praktyczny, wiemy że uwarstwienie granitu jest poziome, tak jak poziom wody i w tym kierunku najłatwiejsza łupliwość, więc dla przykładu weźmy książkę na płask – łatwo ją zgiąć, lecz na sztorc stawia duży opór, kazałem wiec blok odwrócić o 90˚. Po odwróceniu bloku zostały podłożone rolki z drzewa twardego o Ø 30 cm, które przy przesuwaniu bloku zmiażdżyły się jak zapałki, więc stale trzeba było wymieniać na nowe.
W tym czasie wyszukałem w książkach technicznych niemieckich wytrzymałość granitu na zginanie, po wyliczeniu okazało się, że mamy 100 % zapasu wytrzymałości do złamania, obawa minęła i rozpoczął się transport.
Sprowadziliśmy trzy windy bębnowe, które kręcone korbami ręcznie przesuwały powoli blok do pochylni . Stosować trzeba było różne pomosty wyrównujące poziom wyrobiska, więc szło to opornie i zabierało dużo czasu. Po doprowadzeniu ciosu do pochylni, podbudowano szyny drzewem, wybudowano nowy most w wyrwie pochylni i tak powoli po kilka centymetrów wyciągnęliśmy kolumnę na powierzchnię wyrobiska. Dalszy transport do rampy i bocznicy kolejowej był znacznie lżejszy, gdyż teren prowadzący do rampy znacznie się obniżał. Kolumnę ustawiono wzdłuż rampy i torów kolejowych, gotową do załadunku na wagon.
Prace przy wydobywaniu, obróbce i transporcie trwały trzy miesiące, radość panowała w całych kamieniołomach, mając na uwadze spełniony w terminie czyn dla odbudowy Warszawy a również wpływ na premiowanie, gdyż wartość kolumny wynosiła 1 milion złotych, co stanowiło całoroczny plan produkcji Strzegomskich Zakładów Kamienia Budowlanego w Grabinie.
Zawiadomiona telegraficznie Warszawa wkrótce przysłała przygotowany zestaw transportu składający się z dwóch parowozów, trzech wagonów, tj. platform i wagonu krytego dla obsługi. Grupa załadowcza „Hartwig” miała w planie 3 doby do załadunku, po porozumieniu się z kierownikiem grupy załadowczej „Hartwig” zaproponowałem zakład o 10 tys. zł, że kolumna będzie za 4 godziny na wagonie. Zakład przyjęto, moi pracownicy w ciągu tych czterech godzin kolumnę załadowali na wagon, zabezpieczyli a nawet przystroili gałęziami brzozy i tak z napisem: „Dolny Śląsk dla Stolicy” – gotowa była do wyjazdu.
Po otrzymaniu wygranych 10 tys. zł zakupiono wiktuały i wodę ognistą i wspólnie z załogą „Hartwiga” uczta trwała do wieczora. Załoga „Hartwiga” była zadowolona z przyspieszenia roboty, oszczędzono bowiem postój 2 parowozów i 4 wagonów, a również diet dla przysłanej załogi. Po uczcie z głośnym śpiewem pożegnaliśmy transport Kolumny Zygmunta, która wyruszyła do Warszawy jeszcze tego samego dnia. Do kolumny, jako podstawa, wydobyte były jeszcze dwa ciosy o wadze 10 ton, które też przyczyniły trochę kłopotów z wyciagnięciem na powierzchnię wyrobiska, trzeba było wyciągać ręcznie tak jak kolumnę, gdyż podnośniki linowe zainstalowane nad wyrobiskiem miały udźwig tylko do 5 ton, więc nie były przydatne”.
Jak podaje J.J. Korzeniowski, z przytoczonego opisu dawnych wydarzeń przebija radość i duma z wykonanego zadania, wielka satysfakcja z daru dla ciężko zranionej wojną Warszawy. Opis nie tylko przekazuje entuzjazm i ambicje dawnych skalników, ale również pomysłowość radzenia sobie w tamtejszych powojennych prymitywnych warunkach, wielki wysiłek poniesiony w owych latach dla odbudowy Polski, tak często lekceważony i niedoceniany, a nawet wyśmiewany w dzisiejszych czasach.
Uroczysty powrót pomnika zwanego Kolumną Zygmunta II Wazy, nastąpił 22 lipca 1949. Jest on jednym z najpiękniejszych pomników w Polsce. W jego trzonie zamknęła się też cząstka wiedzy, kunsztu i potu naszych skalników i kamieniarzy. Na to właśnie też dzisiaj patrzymy.
• Artur Bęben
Przypisy:
1 J.I. Korzeniowski: Z historii kamieniarstwa Dolnego Śląska. Kopaliny Podstawowe i Pospolite Górnictwa Skalnego, nr 4/2006.(39).
2 J.I. Korzeniowski: Zarys dziejów górnictwa skalnego w Polsce. SITG Wrocław, 1992.