Vivat Akademia
Periodyk Akademii Górniczo-Hutniczej
13 grudzień 2024

Duchem ciągle młodzi

Jestem tym kim jestem dzięki wszystkim,
których spotkałem.
Bez nich byłbym nikim,
z nimi mogę wszystko.

(autor nieustalony)

Mija 45 lat od pierwszego spotkania – spotkania, które połączyło losy wielu młodych ludzi na długie pięć lat. Przybyli do najbardziej studenckiego ze wszystkich akademickich miast w Polsce z różnych stron kraju – dużych miast, takich jak: Warszawa, Katowice, Sosnowiec, Świdnica, Rzeszów; ale także z mniejszych, jak: Włoszczowa, Żory, Mysłowice, Trzebinia, Wadowice, Tymbark; i całkiem małych miejscowości, jak: Łosień, Ponikiew, Kobylanka, Lisów, Książnice Wielkie, Krzyż czy Bolesław, aby w krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej z dniem 1 października 1969 r. rozpocząć studia. Wszyscy oni często w myślach powracają do tamtych, odległych już październikowych dni. Aby je sobie przybliżyć, niech w dalszej części wspomnień trzecią zastąpi pierwsza osoba w liczbie mnogiej, bo to my właśnie występowaliśmy wtedy na scenie teatru życia i najlepiej zapamiętaliśmy grane w nim role.

Nasza pora, nasz czas

Powróćmy, zatem na chwilę w tamten odległy już czas. Zaobserwować wówczas można było znaczące postępy w elektronice, technice, w dziedzinie podboju kosmosu. Uważa się, że na ten wycinek czasu przypada symboliczny początek funkcjonowania Internetu. To właśnie w tym 1969 roku rozpoczęto misję Apollo 10, w czasie której moduł księżycowy „Snoopy”, z dwoma astronautami na pokładzie, odłączył się od modułu dowodzenia i przeleciał 15 kilometrów nad powierzchnią Księżyca. W nieco późniejszym czasie nastąpiły kolejne misje: Apollo 11 i Apollo 12, podczas których ludzie lądowali na Księżycu. Po raz pierwszy nogę na jego powierzchni postawił Neil Armstrong. Było to 21 lipca 1969 roku. Przecież to właśnie wtedy otrzymaliśmy wiadomość o przyjęciu na studia! Czy to nie piękny zbieg okoliczności? To tylko te najbardziej spektakularne osiągnięcia ludzkości i osobiste – nasze.

Pierwszy zjazd po 20 latach, od lewej: J. Kowal A. Siemieniec, A. Bęben i J. Hansel - fot. H. Musiał

Pierwszy zjazd po 20 latach, od lewej: J. Kowal A. Siemieniec, A. Bęben i J. Hansel

A co się w tym czasie działo w Polsce?

W 1969 roku I Sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej był Władysław Gomułka. PZPR nazywała siebie przewodnią siłą narodu. Chociaż istniały konstytucyjne organy państwa, to ona, a właściwie jej I Sekretarz trzymał władzę w swoim ręku. Był oczywiście Rząd PRL z Premierem Józefem Cyrankiewiczem i była Rada Państwa z Przewodniczącym Marianem Spychalskim na czele. Był także Sejm, ale zupełnie zależny od robotniczej partii. O jakichś specjalnych sukcesach w dziedzinie nauki w tamtym okresie niewiele można powiedzieć. Na pierwszy plan wysuwały się zagadnienia innej natury.

Przed B-2 na 40-lecie ukończenia studiów – ściskamy w dłoniach książkę prof. A. Bębena z jego dedykacją - fot. R. Równicki

Przed B-2 na 40-lecie ukończenia studiów – ściskamy w dłoniach książkę prof. A. Bębena z jego dedykacją

Rok 1969 otrzymał od swojego poprzednika trudne zadanie uporania się z siłami wstecznymi, rewizjonistycznymi. Siły te rozpierały „rozwydrzoną” brać studencką. Dotychczas studenci w większości pochodzili z rodzin inteligenckich. Na najwyższych szczeblach władzy ludowej uznano, że w tym tkwi sedno problemu. Postanowiono uczelnie w większym stopniu wypełnić młodzieżą wywodzącą się ze środowisk robotniczych i chłopskich. Od niej oczekiwano pełnej lojalności wobec władzy. Wprowadzono punktowy system naboru studentów na studia dzienne. Punkty należały się za wyniki egzaminu wstępnego, ale do nich doliczano także te za oceny na świadectwie maturalnym i dodatkowo – związane z pochodzeniem, przynależnością do organizacji młodzieżowych i może z czymś innym, o czym już nie pamiętamy. Łączna liczba punktów różnego pochodzenia dawała miejsce na liście przyjętych. W takich okolicznościach nie wystarczyło być dobrym jedynie z przedmiotów egzaminacyjnych, bo przy równej, uzyskanej z nich przez „inteligenta” i „robotnika” ilości punktów, w ogólnym rozrachunku system nobilitował tego drugiego.

Rok 1969 pozostanie charakterystycznym także z innego powodu – to w tym właśnie roku Akademia Górniczo-Hutnicza obchodziła jubileusz pięćdziesięciolecia istnienia.

Serdeczne przywitanie prof. A. Bębena na tegorocznym zjeździe - fot. A. Żołądź

Serdeczne przywitanie prof. A. Bębena na tegorocznym zjeździe

My w tym pamiętnym roku maturą kończyliśmy edukację na poziomie szkoły średniej. Finałem był uzyskany, wymarzony tytuł technika w różnych zawodach. Niektórzy, choć po liceum, także o pracę nie musieli się martwić – było o nią łatwo. Wielu z nas stało przed poważnym dylematem: zacząć zarabiać czy może kontynuować naukę. Wszyscy zdecydowaliśmy się na to drugie rozwiązanie – nie było żadnego ryzyka.

Vivat Academia, Vivant Professores!

W takich więc czasach przyszło nam stawać do walki o indeks. Wybraliśmy jeden z dziesięciu wówczas wydziałów – Wydział Maszyn Górniczych i Hutniczych. Dziekanem tego wydziału był prof. Eugeniusz Podoba. Egzaminy wstępne rozpoczynały się w środę 2 lipca 1969 roku. Przeżycie niesamowite. Ciągłe przerzucanie książek, setny raz powracanie do notatek, nasłuchiwanie odnośnie wyników i szans, przeliczanie punktów, stres i poznawanie przy tym nowych ludzi. Czy się uda? Przecież wszyscy są lepsi ode mnie! To nurtujące pytanie nie pozwalało zasnąć. Wtedy całkowicie sobie obcy, poznawaliśmy się, byliśmy zjednoczeni w myślach i dążeniu do tego samego celu. Wtedy zawiązywały się przyjaźnie, które miały przetrwać nieraz długie dziesiątki lat. Na wywieszenie list przyjętych wielu z nas już nie czekało pod dziekanatem. Często wypaleni, wracaliśmy do domów, mając chyba słabą nadzieję na sukces. Tym bardziej radosna okazała się chwila, gdy pocztą otrzymaliśmy decyzję o przyjęciu na pierwszy rok studiów i o praktyce „zerowej”, która czekała nas w zbliżającym się sierpniu. Przecież to było coś tak bardzo oczekiwanego! W ówczesnych czasach dostanie się na studia, w niejednym przypadku, graniczyło z cudem. Wielu nam podobnych było tego przykładem. Uczelnie nie prześcigały się w pomysłach, jakim sposobem „złapać” jak największą liczbę studentów. To my o miejsce na liście przyjętych musieliśmy zabiegać, a często wywalczyć go w ciężkim boju. Szczęśliwi wygrani, w liczbie kilkudziesięciu osób przybyliśmy później do Żukowic, gdzie w ramach praktyki robotniczej dostaliśmy zadanie budowania od fundamentów Huty Miedzi Głogów. Było gorąco, mieszkaliśmy w barakach na całkowitym odludziu. Nieopodal przepływała Odra.

Przed B-2 w 30-ta rocznicę ukończenia studiów - fot. H. Musiał

Przed B-2 w 30-ta rocznicę ukończenia studiów

Pierwszy nasz rok akademicki (1969/ 1970) rozpoczynał się w środę 1 października. Była uroczysta akademia, na której z przejęciem odśpiewaliśmy Gaudeamus Igitur… Wręczono nam indeksy. Byliśmy studentami pierwszego roku Złotej Jubilatki – Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica. Rektorem właśnie został wybrany prof. zw. inż. Jan Anioła, a dziekanem naszego wydziału doc. dr inż. Adam Siemieniec. My mieliśmy za zadanie zdobyć zawodowy tytuł magistra inżyniera.

Można by uogólniać i podjąć w tym miejscu próbę opisania tego, co działo się w kolejnych pięciu latach naszego życia, ale lepiej uniknąć spisu dobrze znanych truizmów, których czytanie byłoby nudne. Tych pięć lat zapisanych jest dla każdego z nas w innej księdze. Wypełniają ją osobiste sukcesy i porażki. W przypadku jednych jest ona cienka, a w przypadku innych – gruba. Dla jednych studia były cięższą, dla innych – lżejszą pracą; dla jednych niekończącym się stresem, dla drugich – demonstracją luźnego podejścia do otaczającego świata. Każdy z nas inaczej widział rzeczywistość i swoją w niej osobę, dlatego uogólnienia nie będą w tym miejscu wskazane. To miejsce wypełnić należałoby osobistym wypisem z księgi życia zapamiętanych chwil. Wspomnień jest tyle, ilu chcących się nimi podzielić.

W Krynicy w 35-tą rocznice ukończenia studiów - fot. A. Żołądź

W Krynicy w 35-tą rocznice ukończenia studiów

Znakomitym przykładem takiego podejścia do tematu jest książka, którą napisał nasz profesor Artur Bęben, a której tytuł brzmi: Nie tylko z przymrużeniem oka – wspomnienia i anegdoty uczelniane przez życie pisane. Otrzymaliśmy ją w dniu naszego jubileuszu 40-lecia ukończenia studiów z osobistą dedykacją wspaniałego Profesora i Wychowawcy. Dedykację rozpoczynają słowa: „Drogiemu koledze i przyjacielowi…” – dziękujemy Panie Profesorze za nie.

Ta książka to przykład godny naśladowania. Podziwiać w nim należy precyzję w operowaniu faktami, niezwykłą umiejętność odtworzenia uczelnianej atmosfery, ale przede wszystkim doskonałą pamięć autora. Kto z nas dzisiaj pamięta, jakie pytania miał na danym egzaminie? Albo dialogi prowadzone pomiędzy nauczycielem akademickim a studentem? Kto potrafiłby tak dogłębnie odczytać cechy osobowe swojego nauczyciela, jak czyni to Autor wspomnianej książki? Wysoko poprzeczka została zawieszona, ale tym bardziej powinna ona nas mobilizować. O dorównaniu profesorowi nie ma mowy, lecz uzupełniająco można spróbować coś od siebie dodać.

……………………………………

Niech te kropki zachęcają nas do odkurzenia własnych niezatartych wspomnień osobistych. Każdy z nas ma zapisany w pamięci inny fragment z tego bogatego w wydarzenia, pięknego okresu w życiu. Przecież potrafi coś powiedzieć o sobie, swoim przyjacielu, czy nauczycielu akademickim. Może pamięta jakieś ważne, ciekawe czy śmieszne zdarzenia. Wystarczy – nie koniecznie rozpisując się – przelać na papier dosłownie kilka zdań, rzucić hasło, a inni go podchwycą i z tych drobiazgów może powstać coś większego. Naprawdę warto spróbować! Ale to tylko taki niezobowiązujący apel na marginesie…

Wsłuchani w opowieści prof. A. Bębena – pierwszy zjazd 1996 rok - fot. H. Musiał

Wsłuchani w opowieści prof. A. Bębena – pierwszy zjazd 1996 rok

Towarzyskie spotkania po latach

Rozpocznijmy od ostatniego, które miało miejsce w dniach 11 i 12 października 2014 roku i zgromadziło 32 osoby. To bynajmniej nie jest mało mając na względzie fakt, że nasze zdrowie pozostaje dobre proporcjonalnie do wieku. Punktualnie (jak zawsze) zebraliśmy się w piękną, słoneczną sobotę przed pawilonem B-2. Nie da się ukryć, że zawsze stawiamy się tutaj ze szczególnym wzruszeniem. Przez wiele lat spotykaliśmy się w tym właśnie pawilonie w czasie studiów, a jednak nie spowszedniał nam wcale. Choć stanowi tylko cząstkę całego, znacznie dzisiaj rozbudowanego, kompleksu budynków AGH, to gmach B-2 jest dla nas miejscem wyjątkowym. To tutaj mieścił się nasz dziekanat, większość sal wykładowych, sal ćwiczeń i laboratoriów. Choć wewnątrz mocno zmieniony to przecież dzisiaj z zewnątrz zastajemy go takim, jaki był kiedyś. I wracają najlepsze wspomnienia.

Powitaniom i uściskom nie było końca, lecz napięty program mobilizował. Nad jego realizacją czuwał kolega dr hab. inż. Tadeusz Pająk, aktualnie pracownik Wydziału IMiR. Zwiedziliśmy więc laboratoria pozostałych naszych kolegów z wydziału: dr. hab. inż. Jana Targosza i dr. inż. Janusza Pluty. Nieco oszołomieni skalą nowości udaliśmy się następnie na spotkanie z dziekanem i „naszymi” profesorami. Notabene dziekan także okazał się „naszym” człowiekiem, gdyż tylko rok później od nas kończył ten sam, co my wydział. Profesor Antoni Kalukiewicz w swoim przemówieniu powitalnym przybliżył nam aktualną strukturę uczelni. Zaskoczeniem było to, że wchodzi w jej skład aż 16 wydziałów. My pamiętamy dziesięć. Ponadto zupełną nowością okazał się Wydział Humanistyczny. Wystąpienie dziekana w największym stopniu poświęcone było przybliżeniu problematyki dotyczącej Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki. To przecież nasz dawny Wydział Maszyn Górniczych i Hutniczych! Jego kondycją i przyszłością byliśmy szczególnie zainteresowani. Stan obecny, a także perspektywy rysował z wielką dumą, i choć zmęczony był całonocną drogą powrotną z Białorusi i ponaglany bieżącymi obowiązkami, nie pozostawił nas z niezaspokojoną ciekawością.

Powitania na tegorocznym zjeździe - fot. M. Żurek

Powitania na tegorocznym zjeździe

Po wystąpieniu dziekana głos zabrał prof. Adam Klich – za naszych czasów Prodziekan ds. Studenckich, którego atrybutem były linijka i czerwony ołówek. Używając ich, po każdym semestrze skreślał z listy studentów osoby, którym nie udało się zaliczyć sesji bądź te, których zachowanie nie mieściło się w studenckich standardach. Pomimo tej niewdzięcznej roli, jaką pełnił, jest do dzisiaj przez nas lubiany, a to dlatego, że nazwiska nasze szczęśliwie omijał sięgając po legendarną już linijkę.

Na zakończenie naszej uroczystej sesji głos zabrał prof. Artur Bęben. Jego pełna humoru opowieść przerywana była burzą oklasków, bo oprócz tego, że jest autorytetem w dziedzinie budowy i eksploatacji maszyn to jest także znanym gawędziarzem i wspaniałym humanistą. Dopełnieniem całości było wpisywanie dedykacji do książki, o której wspomniano wyżej.

Nasze spotkanie zakończyło się w pięknej scenerii zamku królewskiego w Niepołomicach. To tam w odległych już czasach bawili się królowie i książęta z dynastii Piastów, Jagiellonów, a także późniejsi władcy Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nam przyszło biesiadować w sali Centrum Konferencyjnego im. Lecha Wałęsy.

Młodzi też ciałem bo tylko 20 lat po studiach - fot. H. Musiał

Młodzi też ciałem bo tylko 20 lat po studiach

Pozostając jednak i dobrze się czując zanurzeni we wspomnieniach przywołujemy także nasze poprzednie spotkania. Pierwsze z nich miało miejsce 23 listopada 1996 roku – o dziwo 22 lata po ukończeniu studiów dopiero. Jak silne musiały być łączące nas więzi skoro nawet te dwie dziesiątki lat nie zdołały ich pozrywać? To spotkanie, rozpoczęte w murach naszego B-2, a później kontynuowane w zajeździe „Krystyna” pod Krakowem, zaowocowało decyzją o zwoływaniu podobnych w okrągłe rocznice, co pięć lat. Kolejne, więc były organizowane: 1–3 października 1999 roku w Rytrze, 2 października 2004 roku w Krakowie i Wieliczce, 26 i 27 września 2009 roku w Krynicy-Słotwinach. W Słotwinach spotykaliśmy się jeszcze w 2012 i 2013 roku, ale…

Najważniejsze były jednak nasze wspólne spotkania organizowane od pewnego czasu w każdą okrągłą rocznicę podjęcia studiów. Te posiedzenia to prawdopodobnie ewenement na niespotykaną skalę. Trudno powiedzieć, ale wydaje się, że jesteśmy jednym z nielicznych roczników, któremu przyszło tak często i tak licznie podtrzymywać tradycję. To chyba dzięki temu, że studiowaliśmy w grupach trzymając się programu przewidzianego dla danego kierunku, podczas gdy dzisiejsi studenci mają sporą dowolność i uczestniczą w wyselekcjonowanych przez siebie zajęciach. Taki system indywidualnego studiowania powoduje, że ludzie raczej mało się znają. W każdym razie nie czują takiej emocjonalnej więzi, jaka powstała pomiędzy nami i przetrwała do dnia dzisiejszego. Mimo wszystko i w naszym przypadku jej trwałość nie byłaby tak oczywista. To, że nie straciliśmy kontaktu, jest zasługą jednego z nas. Wszystkie dotychczasowe spotkania odbywały się dzięki zaangażowaniu kolegi Heńka Musiała, do którego później, jako organizator, dołączył kolega Gabryś Pustelnik. Będąc im wdzięczni nie zapominajmy także o sponsorach, dzięki którym między innymi powiększamy swoje archiwa cennych pamiątek z koleżeńskich zjazdów. Wymienić tu należy przede wszystkim kolegę Andrzeja Karola Lepaka. Dziękujemy jemu i jeszcze innym zapewne też.

Rozmyślając na temat kolejnego spotkania, uświadamiamy sobie, że za pięć lat czeka nas wyjątkowy zjazd, który wypadnie w 100. rocznicę powstania AGH i 50. rocznicę naszego rozpoczęcia studiów. Pamiętamy uroczystą inaugurację roku akademickiego 1969/70, która odbyła się w hali Wisły. Z ciekawością wtedy patrzyliśmy na grupkę kilkunastu osób – jubilatów przystępujących do ponownej immatrykulacji. Kto z nas wówczas zastanawiał się nad podobną ewentualnością z naszym udziałem? Na pewno nikt! Ale skoro podobny moment jest blisko, może warto już teraz zastanowić się nad formą uczczenia tej podwójnej rocznicy. Miejmy nadzieję, że w komplecie jej doczekamy. Wszelkie pomysły odnośnie przyszłego spotkania już od dzisiaj należy zgłaszać tak, aby mieć czas na ich analizę, konsultacje i późniejszą realizację. W tym momencie nasuwają się takie oto sugestie:

– Niewątpliwie pomocne w organizacji jubileuszu byłoby Stowarzyszenie Wychowanków AGH. Ilu z nas należy do tej organizacji?

– Może koledzy pracujący na uczelni mają rozeznanie, jak inne roczniki czy wydziały organizują tego typu jubileusz? Czy uczelnia w jakiś sposób włącza się w organizację i co proponuje?

– Może byłyby jakieś pomysły na formę pozostawienia trwałego śladu po nas studentach z lat 1969–1974?

– Może sporządzić tablo z aktualnymi podobiznami?

– Może rozpisać ankietę zawierającą pytania nas dotyczące, a pozwalające jeszcze bliżej poznać w szczególności koleje losów po opuszczeniu murów uczelni. Może zapytać w niej o osiągnięcia zawodowe, odznaczenia, wyróżnienia…

Tym, którzy opuścili już nasze grono na zawsze

Im należy się oddzielne miejsce w naszej pamięci. Wspominamy ich jako wspaniałych kolegów, wychowanków Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy przedwcześnie odeszli na „wieczną szychtę”. Cześć oddajemy im pozostając na chwilę w milczeniu i zadumie... Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie.

Na zakończenie wypada podziękować naszej Alma Mater za całe dobro, w które nas wyposażyła posyłając w dorosłe zawodowe życie. Czynimy to ze szczególną wdzięcznością, bo dzisiaj dopiero wiemy, jak trudno bez wiedzy tutaj zdobytej byłoby podołać problemom występującym w dorosłym życiu, które dla większości z nas górnictwu zostało podporządkowane. Życzyć należy naszej uczelni i kadrze w niej zatrudnionej wielu sukcesów w pracy dydaktycznej, jak również działalności naukowej. Sobie natomiast życzmy doczekania kolejnych okrągłych, pokrywających się rocznic: uczelnianych i naszych osobistych.

Odrobinę wspomnień własnych i cudzych zebrał oraz jubileuszowe spotkanie studentów rocznika 1969–1974 przybliżył jeden z nas

Jan Ryszard Chojowski