Vivat Akademia
Periodyk Akademii Górniczo-Hutniczej
07 listopad 2024

Górnik poeta – Józef Krupiński

Wśród górników – ludzi wykonujących na co dzień ciężką, trudną i bardzo niebezpieczną pracę pod ziemią – znane są osoby o różnych zainteresowaniach. Gdyby ten temat zgłębić – przyjrzeć mu się bliżej – skonstatujemy, że górnicy to na przykład zapaleni sportowcy, sami uprawiają sport czynnie i amatorsko w wielu dziedzinach, kibicują imprezom sportowym, uwielbiają zwycięzców, mistrzów – swoich idoli. Górnicy lubią muzykę, sami czynnie grają w kopalnianych orkiestrach, wspierają miesięczną składką ten rodzaj górniczego hobby. Malują obrazy i rzeźbią w drewnie, kamieniu i węglu. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku obrazy i rzeźby górników prezentowane były na licznych wystawach krajowych i za granicą, np. w Chinach – Pekin. Górnicy projektują, konstruują, – piszą – uprawiają epikę, piszą wiersze.

Kolegom z naszego Koła Grodzkiego „Czeczott” w Tychach zdarzyło się, że ich zawodowe życiorysy ubogaciły się kontaktem i osobistymi relacjami z górnikiem niezwykłym, wrażliwym, humanistą, ale twardo stąpającym po życiowych ścieżkach i w podziemnych wyrobiskach kopalni Ziemowit.

Tym górnikiem poetą był Józef Krupiński urodzony w 1930 roku na Kujawach. Na Śląsk przybył z początkiem lat pięćdziesiątych, by zdobyć zawód nauczyciela w pszczyńskim Liceum Pedagogicznym i być nauczycielem w szkole w Tychach-Paprocanach.

fot. arch.

Gdy założył, rodzinę i urodziły się dzieci w trosce o ich byt codzienny i przyszłość podjął decyzję o zmianie pracy. Zatrudnił się jako pracownik pod ziemią w kopalni Ziemowit. Pracował ciężko – jak sam mówił – harował pod ziemią jako ładowacz, a potem rębacz.

W 1959 roku z inicjatywy dr inż. Henryka Łabanowicza otwiera podwoje Technikum Górnicze dla Pracujących w Tychach, a jego dyrektorem zostaje inicjator dr inż. Henryk Łabanowicz. To on po wnikliwiej rozmowie z Józefem Krupińskim przyjmuje go do nauki w technikum. Krupiński – jako niezwykle wymagający, przede wszystkim od siebie – zapewnia dyrektora Łabanowicza, że będzie ciężko pracował i w kopalni, i w technikum. Słowa dotrzymał; technikum ukończył dyplomem technika-górnika. Cały czas pracował w kopalni Ziemowit. Górnicy kopalni poznają Józka nie tylko jako rębacza, ale także jako osobę dozoru – sztygara. Poznają także jego poezję, jego wiersze, które robią wrażenie.

Drugim członkiem naszego Koła SW AGH, który zetknął się z poetą Józefem Krupińskim, był dyrektor kopalni Ziemowit mgr inż. Antoni Piszczek. Dyrektor Antoni Piszczek rozpoczął swoje włodarzenie w Ziemowicie w niezwykle trudnym czasie – w 1980 roku. Gdy usłyszał o poecie Józefie Krupińskim poprosił go na rozmowę. Pozostał pod silnym wrażeniem i osobowości, i twórczego natchnienia J. Krupińskiego. Wielokrotnie i chętnie wznawiał i prowadził z poetą-górnikiem interesujące rozmowy.

Osobiste relacje i wspomnienia o górniku – sztygarze – poecie, wypowiadają poniżej dr inż. Henryk Łabanowicz i mgr inż. Antoni Piszczek, członkowie Koła SW AGH w Tychach.

mgr inż. Jerzy Strzempek


Józef Krupiński – górnik – poeta

Rok 1980 był dla Polski rokiem zrywu powszechnej solidarności narodowej, który zainicjowany został w wyniku wydarzeń sierpniowych na wybrzeżu w stoczni Gdańskiej i Szczecińskiej.

Ten ogólnopolski zryw wolnościowy, objął miliony pracowników zakładów pracy, którzy chcieli w swoich zakładach Niezależnych Wolnych Związków Zawodowych. Fala żądań wolnościowych dotarła też na Śląsk i objęła huty i kopalnie.

Górnicy Kopalni Węgla Kamiennego „Ziemowit” solidaryzując się z postulatami sierpniowymi, również zorganizowali strajk, włączając się czynnie w walkę o realizację 21 postulatów. Utworzył się Komitet Strajkowy.

Dla Komitetu Strajkowego – Strajk w kopalni „Ziemowit” był bardzo wielkim i ciężkim doświadczeniem, bowiem nikt z członków komitetu nie miał żadnego doświadczenia strajkowego. Głównym postulatem było odwołanie dyrektora kopalni i jego dyktatorskiego zarządzania kopalnią. Były również inne postulaty o charakterze socjalnym i politycznym. Strajk w Kopalni „Ziemowit” zakończył się dopiero po podpisaniu porozumień w Jastrzębiu 3 września 1980 roku. Wówczas Komitet Strajkowy w Kopalni „Ziemowit” przekształcił się w Komitet założycielski Niezależnego Wolnego Związku Zawodowego „Solidarność”.

fot. arch.

Po zakończeniu strajku życie załogi kopalni „Ziemowit” stało się bardziej otwarte. Górnicy masowo wstępowali do nowego związku, członkowie partii składali swoje legitymacje partyjne, na cechownię wróciła figura św. Barbary, kwiaty oraz świece. Nowym Dyrektorem kopalni został doświadczony w sprawach górniczych i umiejący współpracować z załogą mgr inż. Antoni Piszczek – absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. W kopalni sukcesywnie realizowano postulaty strajkowe. Górnicy z „Ziemowita” już wiedzą, że wśród nich jest górnik, sztygar – poeta, który pięknymi strofami poezji opisuje ich ciężką górniczą pracę i razem z nimi walczy ze starym systemem politycznym. Józef Krupiński pisze liczne wiersze, a górnicy je czytają i akceptują ich filozofię, rozumiejąc, że wyrażają ich wolę i pragnienie wolności słowa i życia.

Pod koniec 1981 roku sytuacja ogólna w kraju pogarsza się na skutek niedotrzymania przez rząd i partię obietnic zawartych w postulatach strajkowych. Wybuchają liczne strajki. Służba bezpieczeństwa aktywizuje się. W dniu 13 grudnia 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski ogłasza stan wojenny. Na kopalni „Ziemowit” pojawia się Komisarz Wojskowy. Stan wojenny i jego ostre rygory wywołują powszechny sprzeciw. Na kopalni „Ziemowit” załoga podejmuje podziemny strajk, który trwa 10 dni, a na kopalni „Piast” o dwa dni dłużej. W pamięci ludzkiej zapisał się również zryw górników kopalni „Wujek” zakończony śmiercią 9 górników.

Józef Krupiński – górnik – poeta przeżywał strajk w grudniu 1981 roku wspólnie ze swoimi kolegami łącząc się z nimi słowami swoich wierszy.

Henryk Łabanowicz – były dyrektor Technikum Górniczego MGiE dla Pracujących w Tychach tak wspomina Józefa Kurpińskiego:

Gdy zjawił się w szkole w sprawie przyjęcia do technikum zobaczyłem mężczyznę dojrzałego, wysokiego i szczupłego o długich rękach i dłoniach oraz o żarzących oczach. Zaciekawił mnie wysławianiem się i piękną polszczyzną

Chcąc czegoś więcej się dowiedzieć o kandydacie do technikum, poprosiłem go o opowiedzenie krótkiego swojego życiorysu. Uczynił to bardzo chętnie i zaczął opowiadać: Urodziłem się 24 września 1930 roku na Kujawach we wsi Skarbanowo. Szkołę podstawową ukończyłem w czasie okupacji. Po wojnie uczęszczałem do Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie, a następnie przeniosłem się na Śląsk do Pszczyny, gdzie ukończyłem liceum pedagogiczne. Pierwszą pracę w charakterze nauczyciela języka polskiego podjąłem w 1953 roku w szkole podstawowej w Tychach-Paprocanach. Ożeniłem się w 1956 roku i z małżeństwa tego urodziło mi się troje dzieci. Było ciężko. W szkole były niskie płace, a koszty utrzymania rodziny wysokie. Trudne warunki życia zmusiły mnie do podjęcia pracy bardziej popłatnej w kopalni węgla kamiennego „Ziemowit”. Pracuję ciężko fizycznie od sześciu lat jako ładowacz i rębacz.

Powiedziałem mu wówczas, że będzie mu w technikum bardzo ciężko, ponieważ on jest humanistą, a szkoła jest szkołą techniczną. Odpowiedział: „Panie Dyrektorze, ja będę ciężko pracował na kopalni i w technikum, bowiem pragnę dla mojej rodziny i dla mnie zabezpieczyć lepszy byt”. Nie wiedziałem, że On już wówczas zaczął zajmować się poezją.

Przyjąłem go do szkoły, nadrabiał zaległości z przedmiotów zawodowych i w 1964 roku ukończył naukę w Technikum Górniczym MGiE dla Pracujących w Tychach oraz uzyskał tytuł technika górnika w specjalności górnictwo.

Obserwowałem jego dalszy rozwój i przebieg pracy zawodowej w kopalni „Ziemowit”, bowiem z tą kopalnią związał swoje życie zawodowe.

W wyniku ukończenia technikum górniczego i uzyskania średniego wykształcenia górniczego, awansował do dozoru na stanowisko nadgórnika, a następnie sztygara zmianowego. Opowiadano mi, że w pracy jest nadmiernie uwrażliwiony i źle znosi twardą gwarę górników i ich przekleństwa. Był inny od wszystkich, dlatego go też często wyśmiewano.

Nie ustawał w pisaniu poezji. Często publikował swoje wiersze. Pięknie zapisał się w oczach górników kopalni „Ziemowit” w okresie sierpnia 1980 roku i grudnia 1981 roku, dając górnikom strofy poezji jak kromkę chleba. Cała jego poezja jest pochwałą pracy.

Koledzy Józefa Krupińskiego z kopalni „Ziemowit”, którzy z nim razem współpracowali, tak go wspominają:

Józef Sobczyk. Był inny, różnił się od kombajnistów, cieśli, sztygarów i inżynierów, z którymi współpracował. Zastanawiałem się kiedyś skąd brała się ta inność. Przecież ani twarz, ani sylwetka, ani zachowanie nie zdradzały szczególnego znaku Jego duszy. W pierwszych dniach stanu wojennego, w groźne, zimne dni i noce grudnia 1981 roku zrozumiałem, że wyróżnia go niezwykła, niepojęta dla innych wrażliwość. Szalał z niepokoju o los innych, o Polskę. Banalne przesłuchiwanie przez jakiegoś esbeka stało się dla niego dramatem… Tak, ta inność to jego nadwrażliwość. Z niej, jak ze źródła wybijało piękno jego poezji, poezji nie pisanej, a rytej całą duszą, poezji oszczędnej w słowie, ale tak bogatej w treści.

Rafał Bula, Alojzy Lysko

Bliżej Józka poznałem pod koniec lat siedemdziesiątych. Zetknęliśmy się czekając na wyjazd klatką z dołu. Grupa górników wokół nas „świntuszyła” i co jakiś czas wybuchała rozpasanym rechotem. On, zwracając się do mnie ściszonym głosem zaczął ubolewać nad upadkiem moralnym braci górniczej. Nie umiał się pogodzić z plugawym językiem stosowanym wówczas na dole. Mówił do mnie z takim przejęciem, że zrodziło się we mnie pytanie: Skąd ten człowiek się tutaj wziął? Co on robi na dole?

Przyjrzałem mu się lepiej. Wysoki, szczupły, twarz zabrudzona pyłem, dłonie chude, długie jak u zawodowego wiolonczelisty, ale oczy gorące. Mówił wysokim dyszkantem, posługując się językiem jakby natchnionym, jakże innym od górniczego żargonu.

Połączyły nas następne spotkania. Zostaliśmy przyjaciółmi do końca jego dni. Przyjaźń tę ceniłem bardzo, gdyż każde z nim spotkanie pozwalało oderwać się od niewesołej wówczas rzeczywistości: wędrować po innym świecie, pięknych krajobrazów Kujaw, po zaułkach Krakowa, po słonecznej Francji, po niebie, które penetrował Kopernik, po Wadowicach, gdzie urodził się Karol Wojtyła. Ponadto Józef potrafił w poetyckiej formie łączyć wprost genialne wątki uniwersalne z górniczą pracą, z szarzyzną górniczego żywota.

Józek był tak mocno zanurzony w poezji, że czasem pod ziemią zapominał o swoich obowiązkach zawodowych. Baliśmy się o niego, że w tym zapomnieniu narazi siebie i podległych mu ludzi na niebezpieczeństwo. Opatrzność jednak nad nim czuwała. W swojej opiece miała go zwłaszcza patronka górniczego stanu św. Barbara, której poświęcił chyba najpiękniejsze strofy swej poezji. Żarem swego serca potrafił, tam w ciemnościach wszystko oswoić, uczynić ludzkim, przyjaznym.

Najpiękniejszy rozdział swego życia Józef Krupiński zapisał w „Solidarności”. Nie było większego od niego, co by tak proroczo wieścił, tak porywał do czynu, podgrzewał serca. Był prawdziwym przywódcą duchowym okresu Sierpnia 1980 – grudnia 1981. Przeżycia związane z wieloletnią pracą w kopalni tak mocno przeorały jego duszę, że śladów tych nie potrafiło wyrównać kilkanaście lat spokojnego życia na emeryturze. Ciągle wracał do Lędzin, do podziemi lędzińskich, do ludzi, z którymi zetknął go górniczy los. O wszystkich, w których postrzegał nawet odrobinę dobra chciał pisać wiersze. Dzielił się z ludźmi poetyckim słowem jak z głodnymi chlebem.

Mieszkał w Tychach. Żył samotnie, bo tak chciał. Całe swe życie osobiste i rodzinne poświęcił poezji, czyli ogromnie wyczerpującej rozmowie ze swoim duchem. Dręczyły go apatie i nieznośne chwile samotności. Zdrowia nigdy nie miał najlepszego. Jesienią 1997 roku zachorował.

W odpowiedzi na piękne strofy poezji o umieraniu poety:

Ja nie umrę podczas umierania
wcale nie zgasnę
tylko ten płaszcz nazywamy ciałem
i dany mi tutaj
na krótką przechadzkę
brzozom oddam na własność
w chwili odlotu
w wieczne trwanie.

Koledzy jego Rafał Bula i Alojzy Lysko odpowiadają:

Nie umrzesz Józefie. Wszystko zniknie co nosi ten świat. Zniknie kopalnia „Ziemowit”, podobnie jak zniknęła kopalnia staruszka – „Piast”, odejdą ludzie, z którymi żyłeś, zgasną nasze serca. Ale Twoja poezja zostanie… Ona nigdy nie zgaśnie.

Józef Krupiński zmarł 1 września 1998 roku.

Poezja Józefa Krupińskiego górnika poety nigdy nie zgaśnie, bowiem zrodziła się z trudu ciężkiej górniczej pracy i służy ku jej pokrzepieniu.

Antoni Piszczek były dyrektor KWK „Ziemowit” wspomina poetę Józefa Krupińskiego tak:

Wkrótce po objęciu stanowiska dyrektora kopalni powiadomiono mnie, że wśród członków załogi jest poeta, który pisze wiersze o tematyce górniczej. Zaraz też pragnąłem go poznać, wysłuchać jego opinii o kopalni. Nie była to rzecz jasna jedyna rozmowa jaka miała miejsce w tych 4 latach (1980–1983). Od razu mogłem się przekonać, że Józef Krupiński jest niezwykłym poetą, twórcą natchnionym. Myśli jego krążyły nieustannie wokół węgla, górotworu i ludzi pod ziemią pracujących, wokół postaci św. Barbary, patronki górniczego stanu.

Aby umożliwić mu pogodzenie obowiązków zawodowych, to znaczy sztygara zmianowego górniczego z czasem przeznaczonym na rozmyślania o poezji, skierowałem go do działu wentylacji kopalni. Tam było najlepsze miejsce dla niego. Prowadził stałe kontrole głównych dróg wentylacyjnych kopalni mając za towarzysza cieślę górniczego. Obchody dróg powietrza zużytego oraz wykonywanie pomiarów i zapisów to było zadaniem tej dwójki pracowników.

Sam poeta pytany o początki swej twórczości tak to scharakteryzował: „W latach sześćdziesiątych (XX wieku) poczułem pierwszy, elektryzujący pocałunek czarnej muzy. Pamiętam, gdy spragniony czołgałem się pod ziemią i gdy nagle czarna muza pokazała mi stropową wodę. Piłem z taką radością jakbym smakował wino z amfory – z pokładów Średniowiecza i Odrodzenia…, doznałem prawie doskonałej radości Lędziński węgiel przemówił do mnie milionami znaków paproci.”

I dalej poeta tak odsłania tajniki swego powołania: „Najsilniej przemówiła do mnie lędzińska ziemia z górką św. Klemensa, z szybami starego Piasta, z szybami – maczugami Ziemowita, z kościółkiem – barakiem tak cichym i ubogim, jak ów grosz biblijnej wdowy, ziemia z węglem, tu i tam z leszczynami… z bożą męką.”

Usłyszałem jego głos w natarczywym nakazie refleksji i pisania. W moich podziemiach, poza dotykalną rzeczywistością, ujrzałem mnóstwo innych rzeczywistości… niezliczoną ilość światów ujrzały moje oczy w kopalni „Ziemowit” w Lędzinach pod Klemensową Górką.

I oto, tak niezwykły człowiek żył wśród nas – załogi kopalni przez całe 26 lat swojej górniczej pracy. To był prawdziwy skarb wśród nas, a moce jego ducha i jego wierszy wzbogacały nasze życie w sposób nadzwyczajny. Prawdziwa sztuka słowa ujętego w krótki, wymowny w swej treści wiersz dodawała nam sił do wykonywania codziennych obowiązków.

Jego wiersze często publikował między innymi, „Kalendarz Górniczy” kopalni „Ziemowit”, który był wydawany przez kolejnych 19 lat (1984–2002), a że miał duży nakład toteż docierał do lokalnej społeczności, a razem z nim poezja Józefa Krupińskiego.

Można z całą pewnością powiedzieć, że od czasu powstania „Solidarności”, od 1980 roku, poezja Józefa stała się powszechnie znana i uznana, ponieważ w dużej mierze wyraża myśli wszystkich ludzi związane z ideą solidarności, z ideą pracy wspólnej, dla dobra wspólnego. Józef był bardem związku solidarności, jemu też powierzano przygotowanie najważniejszych wystąpień w ważnych chwilach. Jego głos, jego płomienne słowa pełne mocy to był głos solidarności, tak prawdziwy tak przekonujący. Obecnie zbliża się 14-lecie śmierci poety i zamiarem naszym jest doprowadzić do wydania antologii jego wierszy w 2012 roku, z pomocą kopalni „Ziemowit” i Miasta Tychy, którego był długoletnim mieszkańcem.

Na podstawie zapisów Solidarności 1980–2006 Miejskiego Ośrodka Kultury w Lędzinach, opracowali mgr inż. Antoni Piszczek, dr inż. Henryk Łabanowicz.


Kantata węgla

Henrykowi Łabanowiczowi

Milczeniem światów jesteś, gdy oczy
w ziemię
jak w sen
zapodzieją
i budząc ptaki
calizn i ciosów
krzykami stropnic
zatrzepoczą
grudą
gdy sól ocieka z ramion

Wleczesz się za mną
jak ogień
pod moimi brwiami
i łzawisz popiołem
i w kościach mi dzwonisz
pokładem.

Jak owoc dojrzały
na półkach
cię trzymam
z książkami
byś odpryskami dołów
oświecał noc dnia
i w drelichach ciał
trwał
jak płomień
gdy się krwi
upuści
jak zieleń
gdy światło
przemyci się z góry

Ty jesteś dniem
co chlebem napoczęty


Józef Krupiński

W zagrodzie Ziemowita
ukazała się
wielka rzeka
z zaproszeniem do wejścia
choćby z jedną kroplą
w ocean wspólnoty

Kiedy zjedziesz na dół
do Twoich napędów
wygoń obce myśli
byś zdołał usłyszeć kroki
Osiemdziesiątych lat
byś zdołał usłyszeć
podziemną górniczą mowę
świadków Ziemowita stamtąd

To oni
o których zapominasz
literka po literce
wystukali braciom
wezwania
przez twardość skał
głosami adwentu.
Wschodniej Europy.

Dzień żytni
Ponad ugorem nieba,
wypływa wieczór bezlistnych podwórek
wyludnionym stawów ziemi
dzień żytni umiera..

Śpiew kwiatów poległych,
przerywa milczenie gwiazd
majaczy noc żylasta.
na poduszkach winobrania
dzień żytni umiera.

Kości zbolałych rzek
bieleją jak cisza
jak wiatr drzew zachodu
jak pustka ulic bezbrzeżnych
dzień żytni umiera

Milknie uśmiech drzew
w sen zwiniętych
w oddechach pogodnych
dzień żytni umiera

Wypływa krwotok
nocy nieodpartych
krwawi młodość roślinna
dzień żytni umiera

Wejdę w ból
otępiałych potoków nieba
wejdę w drogę mleczną
twoich pełzań pierwszych
może dosłyszysz
może zaśpiewasz
że dzień mój żytni umiera.
„Boże nasz
który jesteś u góry pośród sosen
i na dole
wśród wycinanych korzeni
daj
odrobinę trzeźwiejącego powietrza
Doradź
jak mdlejącymi dłońmi
podtrzymywać strop pod Twoimi ogrodami.
Czuwaj nade mną
abym przez zaniedbanie
nieostrożność
czy chwilową nieuwagę
nie spowodował zburzenia
Twojej
podziemnej świątyni.
Przed opuszczeniem ręki
Zasil krew
Twoją krwią Boskiej Tętnicy”


Victoria nostra

Kiedy już niczego poradzić
podaj mi, Panie Boże
boską piłę z nieba
z ostrzem wypróbowanym
w skałach najtwardszych.

Za pomocą narzędzia Twego
pragnę odciąć ziemię polską
od granic obecnego trwania.

Kiedy już niczego poradzić
braciom moim nie potrafię
poślij mi, Panie Boże
aniołów Twoich na pomoc
i kosmiczny
latający talerz z nieba.

Panie Boże mój
użycz mi swojej energii
dla boskich
napędowych kół
pionowego cięcia
głębokości
ziemi polskiej

Przy śpiewie” Jeszcze Polska
nie zginęła”
obszary ojczyste
niby na mszalnej patenie
kosmicznego talerza
delikatnie położę
ze zbożami Polski całej.

A gdy rozwinę lot
w strefy już zupełnie bezpieczne
prześladowcom
palcami – kształt Victorii
i pożegnanie serdeczne
kwiatów wiązkę
i oklaski.