Poznajemy smaki i klimaty Indochin
- Szczegóły
- Kategoria: Numer 13
- 19 czerwiec 2015
Zarówno Towarzystwo Wietnamsko-Polskie jak i SW AGH w Wietnamie od paru lat zintensyfikowały swoją obecność w Polsce . Obecność około 60 tys. Wietnamczyków w Polsce czyni tę społeczność jedną z najważniejszych cudzoziemskich diaspor. Po Anglii i Francji, Polska stała się dla Wietnamczyków najbardziej przyjaznym krajem Unii Europejskiej.
Po odnowieniu tych związków na szczeblu uczelnianym (absolwenci AGH z Wietnamu) w SW AGH powstał pomysł odwiedzenia kraju naszych kolegów.
Dwunastu chętnych wpisało się do 16-dniowego programu wycieczkowego obejmującego południkowo rozciągnięty wzdłuż morza Południowochińskiego na 3500 km Wietnam, kraj Półwyspu Indochińskiego oraz Kambodżę ze stolicą Phnom Penh i ośrodkiem Siem Reap w pobliżu zespołu zabytków świątynnych Angkor.
Pierwsza wycieczka w Hanoi
Z uwagi na przekrój wiekowy grupy oraz tropikalny klimat tych krajów, mnogość atrakcji zwiedzanych miejsc i zabytków, był to wyczyn znaczący.
Zaczęło się od lotu Warszawa – Doha (w Katarze) – Bangkok – Hanoi trwającego prawie dobę z przesiadkami. 16 listopada 2014 r. późnym popołudniem zakwaterowaliśmy się w hoteliku w samym sercu Hanoi, w sąsiedztwie katedry św. Józefa, zbudowanej na wzór paryskiej katedry Notre Dame, w której trwała celebracja wystawienia relikwii świętego (w Wietnamie około 10 proc. ludności jest wyznania katolickiego).
W zatoce Ha Long
Wieczorem obejrzeliśmy spektakl baletu lalkowego na wodzie. Było to niezwykłe widowisko dla każdego z nas stanowiące nowość, bo biorące udział figury były zminimalizowane w stosunku 1:3. Jeszcze wieczorny spacer po śródmieściu tętniącym pełnią życia w ciasnocie zabytkowych uliczek i do spania. Noc spędziliśmy w hoteliku w pokojach z pełnym wyposażeniem sanitarnym i klimatyzacją, ale niektóre z pomieszczeń były bez okien… W tym kraju wilgoć powietrza jest wszechobecna, bez klimatyzacji nie da się wypoczywać. Mieszkaliśmy w dzielnicy Old Quarter w okolicy jeziora Hoan Kiem.
Meandry dorzecza Mekongu
W poniedziałek 17 listopada wyjechaliśmy busem nad Zatokę Ha Long, gdzie po zaokrętowaniu nas na statku odbyliśmy rejs wśród setek wysp zatoki. Zwiedziliśmy jaskinie z pięknymi krasowymi rzeźbami, które przyroda wewnątrz wysp nam ukazała, przepiękne utwory wśród wapiennych skał. Mieliśmy też czas na pływanie łódkami i kajakami wśród zakątków rozrzuconych wysp. Ze względu na piękno i unikalną wartość przyrodniczą zatoka jest na liście zabytków UNESCO.
Przygoda znakomita ze sporą dawką adrenaliny. Przez dobę mieszkaliśmy w kajutach statku.
18.11 – wtorek
Wtorkowy poranek 18 listopada powitał nas pięknym widokiem wschodzącego słońca. Po krótkim rejsie po zatoce wróciliśmy busem do Hanoi. Spacerem wokół jeziora dotarliśmy do hotelu, gdzie opiekująca się nami wietnamska pilotka wymieniła nam naszą walutę na dolary po przyzwoitym kursie (1$ – 21 000 dongów).
Spotkaliśmy się z naszymi wietnamskimi przyjaciółmi i wieczorem na wspólnej kolacji w domu wietnamskim u pani Tran poznaliśmy organizację życia trójpokoleniowej rodziny. Przy obficie zastawionym stole (podłodze) degustowaliśmy miejscowe wina, trunki i napoje. Do późnych godzin wieczornych trwała znakomita integracja, w której pomagała nam nasz urocza i bystra pilotka Iwona Drahan. Warto nadmienić, że gospodarze świetnie porozumiewali się z nami w języku angielskim.
I takie przejścia nas czekały
19.11 – środa
Po wczorajszym spotkaniu wietnamsko-polskim w hotelu, w którym uczestniczył też członek Wietnamskiego Stowarzyszenia Wychowanków AGH kolega Ngo Van Hung – były dyrektor kompleksu zatoki Ha Long oraz dwie wietnamskie absolwentki AGH z Ceramiki – koleżanki Le Hong Anhi i Neuye Thi, spotkaliśmy się z I Sekretarzem Ambasady Polskiej w Hanoi.
Z uwagi na napięty program było to krótkie spotkanie, po którym czekało nas zwiedzanie świątyń, ze słynną pagodą na Jednym Filarze i zespołów pałacowych.
Nie zwiedziliśmy mauzoleum Ho Chi Minha – kultowego przywódcy narodu wietnamskiego, za którego przyczyną zarówno Francuzi jak i Amerykanie wynieśli się z tego kraju. Trwała doroczna konserwacja zwłok wodza.
Zwiedziliśmy katedrę katolicką oraz więzienie Hoa Lu, które przetrzymywani tam amerykańscy jeńcy nazwali „Hiltonem z Hanoi”. Zespół tych więziennych budynków został przekształcony w Muzeum Pozostałości Wojennych, a raczej okropności.
Był to męczący dzień z długim pieszym zwiedzaniem zabytków, a jeszcze czekała nas nocna jazda do Hue sypialnym autobusem.
Nasza Halinka sprawdza kanały Mekongu
20.11 – czwartek
Tuż nad ranem przekroczyliśmy słynną strefę demilitaryzacyjną między Wietnamem Północnym a Południowym. Po przybyciu do Hue i posiłku, zwiedziliśmy lokalną cytadelę. Jest to największa obronna budowla w Wietnamie z XIX wieku. Na ogół wszystkie zwiedzane zabytki, poza katolickimi, mają tysiącletni i więcej wymiar czasowy. W tej cytadeli oglądaliśmy piękną zabudowę pałacową i świątynną. Po obiedzie popłynęliśmy łodzią po Perfumowej Rzece do grobowca cesarza Minh Manga z XIX wieku oraz do pięknej pagody Thien Mu.
Nocleg w Hue spędziliśmy w hotelu. Panie intensywnie zabezpieczały się specyfikami chroniącymi przed komarami.
21.11 – piątek
Autobusem z miejscami leżącymi pojechaliśmy do Hoi An mijając dużą aglomerację miejską Da Nang. Znaleźliśmy się w starym portowym mieście, przez które przepływa rzeka (często wylewająca) ozdobiona przepięknymi mostkami. W tradycyjnej ciasnej zabudowie jest masa wąskich uliczek, galerii sztuk, teatrzyków i uroczych kafejek. Uczestniczyliśmy w spektaklu baletowym.
Ten staromiejski kompleks ocalał dzięki inicjatywie polskiego archeologa Kazimierza Kwiatkowskiego „Kazika” i został wpisany na listę zabytków UNESCO. Jego upór wobec zakusów modernistycznych, pozwala podziwiać to cudowne miasteczko w jego pierwotnej formie. Chciano wszystko wyburzyć i postawić budowle w stylu socrealistycznym. Wdzięczna społeczność Hoi An postawiła pomnik naszemu rodakowi.
Płaskorzeźby na murach Angkoru
Zwiedziliśmy zabytki miejskie: kryty most japoński, świątynie chińskie, muzeum ceramiki, tradycyjny dom kupiecki. W swej ogromnej większości domy nie przekraczają trzech metrów szerokości, stąd wyglądają na jak zabudowane oknami „żyletki”; wynika to z dawnego prawa budowlanego, aby właściciele nie płacili podatku od nieruchomości.
Hoi An słynie z warsztatów i sklepików konfekcyjnych. Modne jest tutaj szycie ubrań z jedwabiu „na poczekaniu”, tzn. z dnia na dzień. Doświadczyła tego jedna z naszych uczestniczek – Terenia.
22.11 – sobota
W czasie krótkiego wypadu do My Son zwiedziliśmy tajemniczy kompleks hinduistycznych świątyń położonych w cichej dolinie u stóp gór porośniętych dżunglą. Widoczne są tu skutki bombardowań dywanowych z czasów ostatniego konfliktu, ale też zaangażowania społeczności europejskiej w renowację zniszczonych zabytków.
Spotkaliśmy dwie grupy naszych rodaków z innych biur podróży.
Wieczorem nastąpił przejazd do Da Nang i przelot do Ho Chi Minh City, dawniej Sajgon, ale przedtem „zaliczyliśmy” piaszczystą plażę nad Morzem Południowochińskim.
Nawiasem mówiąc osobowość Ho Chi Minha jest w wielkiej estymie wśród całej wietnamskiej społeczności. Obecnie Wietnam jest Republiką Socjalistyczną z głową państwa prezydentem, liczącą około 90 mln mieszkańców. Wszechobecność młodych ludzi jest rzucająca się w oczy.
23.11 – niedziela
Ho Chi Minh City jest 9 milionową aglomeracją, tętniącą życiem i nieprawdopodobnym nasyceniem mechanicznych pojazdów z przewagą jednośladów, których zarejestrowanych jest ponad 25 mln w całym Wietnamie.
U stóp monumentu prof. K. Kwiatkowskiego w Hoi An
Dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania olbrzymiego kolorowego targu. Są to stoiska handlowe pod ogromnym zadaszeniem, a wokół branża spożywczo-gastronomiczna. Nasze Panie znalazły tutaj ujście dla zaplanowanych zakupów. Zwiedziliśmy kompleks religii mniejszościowych: katedrę katolicką, meczet i świątynię hinduistyczną.
Oczywiście zwiedziliśmy też Pałac Reunifikacji i Muzeum Wojny, a w nich bardzo odczuliśmy historię konfliktu amerykańsko-wietnamskiego. Po stronie alianckiej (USA, Nowa Zelandia, Australia, Filipiny, Korea Płd.) w najgorszym 1969 roku walczyło około 750 tys. żołnierzy. Ponad 70 tys. Amerykanów zginęło w tym konflikcie. Od 1976 roku proklamowano Socjalistyczną Republikę Wietnamu z partią komunistyczną jako rządzącą siłą narodu.
Zwiedziliśmy jeszcze Teatr Miejski i Hotel de Ville (ratusz) – wszystko to tylko z zewnątrz z uwagi na prace renowacyjne. Złapała nas krótka tropikalna ulewa. Wieczorem syciliśmy się nocnym życiem Sajgonu. Nogi miały dość. Spać.
24.11 – poniedziałek
Przemieściliśmy się do miejscowości w Delcie Mekongu, My Tho, Can Tho, Ben Tre. Mekong to dwunasta rzeka w świecie pod względem długości, a jej powierzchnia ustępuje tylko Amazonce. Płyniemy statkiem i łodziami po licznych kanałach wśród uprawnych pól ryżowych, palmowych gajów z małymi bananami i wśród lokalnych wiosek podzielonych groblami i kanałami z domami na palach. Przy zwiedzaniu jednej z tych wiosek nasza przemiła koleżanka Halinka niechcący zorganizowała konkurs „miss mokrego podkoszulka”. Wpadła po pachy do błotnistej wody. Było dramatycznie, a na koniec wesoło.
Na Żółwiej Wyspie w ogrodowym plenerze spożyliśmy obiad i dalej płynąc kanałami w Ben Tre wśród bujnej roślinności wodnej, dotarliśmy do małej fabryczki kokosowych cukierków, gdzie poznaliśmy technologię ich wyrobu.
Wieczorem dotarliśmy do hotelu w Can Tho i pełni wrażeń, po kolacji spakowaliśmy się, by rano kontynuować podróż po Mekongu.
25.11 – wtorek
Dotarliśmy do pływającego targu w Cai Rang, gdzie wszelkiego rodzaju warzywa i owoce w tym najlepsze ananasy w całej Azji są dostępne w sprzedaży hurtowej i detalicznej. Wędrując po rzece zwiedziliśmy przydomową fabrykę ryżowego makaronu.
Jest też tam plantacja tropikalnych owoców smoczych. Pozostał do zwiedzenia rezerwat ptaków. Płynąc po zarośniętych kanałach wśród lilii i wodnych rzęs oglądaliśmy ptactwo wodne i błotne.
Późnym popołudniem już o zmierzchu dotarliśmy do hotelu w Chan Doc na kolację i nocleg.
26.11 – środa
Pożegnaliśmy Wietnam – przeprawiliśmy się szybką łodzią w górę Mekongu do stolicy Kambodży – Phnom Penh.
Po załatwieniu formalności paszportowych (wiza kambodżańska to 34 $) przekroczyliśmy wodną granicę dzielącą Kambodżę od Wietnamu. Po południu zwiedziliśmy starożytną świątynię w Wat Phnom położoną na wzgórzu. Piechotą wróciliśmy do hotelu wzdłuż nadrzecznej promenady pełnej restauracyjek i kafejek, nabierając sił podczas w nocnego odpoczynku do zwiedzania stolicy Kambodży.
27.11 – czwartek
Rozpoczęliśmy dzień od zwiedzania królewskiego kompleksu pałacowego z licznymi świątyniami i okazałą Srebrną Pagodą. Po drodze zajrzeliśmy na lokalne targowisko i dotarliśmy do muzeum Tuel Sleng, gdzie Czerwoni Khmerzy w latach osiemdziesiątych torturowali i mordowali zatrzymanych obywateli. Wstrząsające obrazy nawet dla nas, którzy mają zapamiętane obrazy z hitlerowskich obozów zagłady. W czasach rządów Czerwonych Khmerów prymitywnymi, barbarzyńskimi metodami wymordowano 1,2 mln obywateli z 12 mln populacji kraju. Niewiarygodne, że w tej spokojnej, sympatycznej wiecznie ugrzecznionej społeczności zrodziły się takie ludzkie potwory.
Po południu ruszyliśmy w kierunku świątyń Angkoru, zatrzymując się w hotelu w Siem Reap. Jest to piękny hotel z basenem na 5 piętrze, sympatycznym personelem i dobrą kuchnią.
28.11 – piątek
Zwiedziliśmy Angkor – jeden z największych i najbardziej znanych kompleksów świątynnych na świecie, też na liście zabytków UNESCO. O 4 rano Iwona – pilotka wyrwała nas ze snu. Pojechaliśmy oglądać wschodzące słońce w otoczeniu ruin Angkoru. Jest to miasto-państwo w starożytności stolica królestwa Khmerów. Zwiedzamy świątynię Wat, i dalej przez monumentalną bramę weszliśmy na teren dawnego miasta Angkor Thom, gdzie wyróżnia się świątynia Bayon z płaskorzeźbami ludzkich twarzy. Podziwialiśmy też słynny Taras. Są tam liczni poganiacze słoni, którzy za 20 $ proponują przejażdżkę tymi majestatycznymi zwierzętami.
Przed nami było zwiedzanie mistycznej świątyni Ta Phrom znanej z ogromnych korzeni drzew wrośniętych w mury, w budowle, które przeplatają te cuda architektury oraz strzelistą świątynię Ta Keo.
Jeszcze jedna wspinaczka do świątyni Bakheng na szczycie wzgórza. Przepiękna panorama ujmująca zespół świątynny Angkoru i doliny.
Przed zachodem słońca wróciliśmy się do hotelu. Czas było odpocząć przed przeprowadzką do Bangkoku.
29.11 – sobota
Przed nami było zwiedzanie rzecznej świątyni Kbal Spean, świętego miejsca mieszkańców Kambodży, do której docieramy krętymi ścieżkami w otaczającej nas dżungli. Jest to dwukilometrowa uciążliwa trasa do świętego miejsca. Krystaliczna woda potoku przepływa przez rzeźbione skały pokazujące św. Trójcę Hinduizmu. Dopiero w połowie drogi (idąc w dół) dochodzimy do wodospadu, gdzie można zażyć orzeźwiającej kąpieli – czynią to Terenia, Romek i Henio. Cały ten kompleks omywanych skał jest miejscem kultu boga Sziwa.
Przed nami było jeszcze zwiedzanie Bauteay Srei – architektonicznej perły Angkoru (misterne, koronkowe rzeźby sprzed tysiąca lat) i powrót do Siem Reap do hotelu.
Wieczorem nastąpiło pakowanie się i wylot przez Bangkok do domu.
Ponieważ bagaż leciał poza nami od Sam Reap do Warszawy przez Dohę, Katar i Berlin, nasz niezawodny „kaletnik” Romek zaoferował swoje usługi. Już w Hanoi poratował autora tekstu misternie zszywając torbę podróżną. Po takim zdarzeniu wszyscy uważnie obejrzeli swoje bagaże, które były narażone na rzucanie w czasie przesiadek.
30.11 – niedziela
Ostatni nocleg mieliśmy w hotelu w Bangkoku i rankiem przez Katar (Doha) polecieliśmy do domu. Z okien samolotu widać było przepiękna panoramę Himalajów, Kaukaz ze strzelistą górą Ararat i cuda architektury Dubaju.
Warszawa o północy powitała nas chłodem i śniegiem. Mieliśmy nocny przystanek w hotelu „Gromada” i po śniadaniu rozjechaliśmy się do domów.
Na naszą eskapadę dobrała się grupa ludzi wzajemnie wyrozumiałych, obytych w tego rodzaju wyjazdach, a było to doświadczenie fizycznie uciążliwe.
Poznaliśmy obyczaje ludów tam zamieszkujących, zobaczyliśmy niewiarygodne dla nas natężenie ruchu pojazdów mechanicznych. Poruszaliśmy się niezłymi drogami różnymi pojazdami (motorynki, ryksze, tuki, autobusy, busiki, taksówki i rowery). Po wodzie pływaliśmy łodziami motorowymi, statkami, łodziami wiosłowymi i kajakami. Powiedzenie „ale Sajgon” nabrało dla nas zupełnie realnego znaczenia…
Per pedes też zapamiętaliśmy.
W pamięci pozostały nam obrazy zaradności i pokory tych ludów, ich zapobiegliwość i czystość. Nasza pilotka Iwona była dobrym duchem, wspierającym nas w informacjach i doradztwie. Dziękujemy. Serdecznie dziękujemy. Warto było z Tobą poznawać te odległe zakątki Ziemi. Zresztą jak i w doborowym towarzystwie wszystkich uczestników.
W podsumowaniu mogę stwierdzić, że stanowiliśmy dzielną grupę ludzi. Wspieraliśmy się wzajemnie radami „ekspertów” od zapobiegania zatruciom pokarmowym, odpowiednio dozując trunki. Jak już wspomniałem, był wśród nas też „kaletnik” z przyrządami do naprawy uszkodzonych bagaży. Naszą pilotkę notatkami opisującymi zwiedzające miejsca bogato wspierała Halinka. Atmosfera była wspaniała, a doznania estetyczne i poznawcze niezapomniane.
Na podstawie notatek Haliny i Romana Majorów oraz własnych opracował Henryk Konieczko