Z cyklu sylwetki absolwentów AGH
- Szczegóły
- Kategoria: numer 10
- 23 styczeń 2014
Grzegorz Bałda
Wiceprezes Zarządu Biprostal SA
Prezes Zarządu BP Biprostal Sp. z o.o.
Jest absolwentem Wydziału Metalurgicznego Akademii Górniczo-Hutniczej ze specjalnością przeróbka plastyczna metali (1984).
Motto osobiste
Po pierwsze, zawsze do przodu z pozytywnym nastawieniem. Po drugie, nie wolno mylić tolerancji z obojętnością na otaczającą nas rzeczywistość. Nie akceptuję hasła „bo takie mamy dzisiaj czasy”. To bzdura, mamy je takie jakim pozwolimy im być, więc nie zgadzam się na zło i głupotę nazywaną dzisiaj często nowoczesnością. Ja nazywałem i będę nazywał je po imieniu.
Po trzecie, poczucie humoru i dystans do samego siebie to coś, czego się nie wyzbyłem i mam nadzieję nie wyzbędę.
Motto zawodowe
Wykonuj taką pracę jaką lubisz, przecież często to nasza druga część życia. Wysłuchuj innych, nie gaś w nich zapału, zawsze twórz zespół, on podoła wszelkim trudnościom.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu osobistym
Mam wspaniałą rodzinę, żonę Renatę – farmaceutkę, córkę Anię – studentkę AGH i córkę Natalię – tegoroczną maturzystkę marzącą o studiowaniu architektury na Politechnice Krakowskiej. Jak widać obie córki myśląc o swojej przyszłości wiążą ją ze studiami inżynierskimi i są to ich samodzielne wybory. Jak to dzisiaj bywa poza krótką chwilą rano – widujemy się dopiero późnym popołudniem, kiedy to po kolei wracamy do domu każdy ze swojej pracy lub zajęć. Zazwyczaj na wspólny obiad pozwala nam dopiero sobota i niedziela. Każdy z dni przynosi zawsze coś nowego, raz są to sprawy miłe i wesołe, innym razem problemy do rozwiązania. Jakoś dajemy radę i z tego też należy się cieszyć. Stałe od lat grono przyjaciół i znajomych, z którymi spotykając się naprawdę można odpocząć, pośmiać się, zrelaksować to także wartość nie do przecenienia. Jak żartujemy z rówieśnikami, 1960 to był dobry rocznik.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu zawodowym
Rok 1984 kiedy wraz z kolegami kończymy nasz kierunek to czas gdy w Polsce pełną parą pracuje 26 hut. Dzisiaj – kiedy część z tych zakładów już nie funkcjonuje, a tylko nieliczne pozostają w rękach polskiego kapitału – tylko będący najbliżej tego przemysłu o tym pamiętają, innym ta ilość wydaje się nieprawdopodobna. Zaraz po uzyskaniu dyplomu, jak na krakusa przystało rozpocząłem swoją drogę zawodową od pracy w naszej krakowskiej Hucie im. Tadeusza Sendzimira. Zawsze chciałem pracować i poszerzać swoją wiedzę w wyuczonym zawodzie, stąd po kilku latach przejście do Biura Studiów i Projektów Hutnictwa Biprostal było dla mnie naturalną ścieżką rozwoju zawodowego.
Rozpoczęcie drogi zawodowej od pełnego zmierzenia się z prawdziwym przemysłem daje nieporównywalny z niczym innym bagaż doświadczeń na dalsze lata pracy. Niemal całe, bo od maja 1986 roku, swoje zawodowe życie przepracowałem w Biprostalu, ale mam absolutne przekonanie, że doświadczenie i wiedza zdobyte w hucie były w nim nie do przecenienia. Biprostal to była zawsze marka i możliwość pracy w tak szacownej firmie była dla mnie wielką nobilitacją, ale i wyzwaniem. Tutaj mogłem poznać od wewnątrz niemal wszystkie huty w Polsce i uczestniczyć w wielu ich modernizacjach i nowych inwestycjach. Dzisiaj poruszam się po nich jak po dobrze znanych mi wydziałach i obiektach.
Być projektantem w Biprostalu to konieczność zmierzenia się z problemami dużej rangi i prawdziwymi inżynierskimi wyzwaniami. Projektanci Biprostalu to znakomita drużyna i świetni fachowcy, mają na swojej liście największe i najtrudniejsze realizacje sztuki inżynierskiej. Są to w zdecydowanej większości absolwentki i absolwenci AGH i Politechniki Krakowskiej, z którymi to uczelniami utrzymujemy stały kontakt. Biprostal, na swoją miarę, stara się być obecny w życiu obu uczelni. Zapewniamy corocznie możliwości odbywania praktyk studentom obu uczelni, aktywnie uczestniczymy w organizowanych przez AGH programach partnerskich z UNESCO.
Zrealizowanie obiektów i instalacji na podstawie opracowanej już dokumentacji często nie jest rzeczą łatwą, a cóż dopiero ich wymyślenie. Szkoda, że dzisiaj jakby mniej się o tym pamięta często zapominając o autorach, a wspominając tylko realizatorów z placu budowy, montażu i rozruchu. Zakres opracowywanej u nas dokumentacji technicznej jest kompleksowy i wielobranżowy, a od wielu lat poza przemysłem hutniczym także energetyka i inne gałęzie przemysłu, głównie ciężkiego, są naszymi stałymi klientami.
Dużym dla mnie doświadczeniem było odbycie w 1995 roku stażu w kanadyjskiej firmie Hatch Steltech połączonego z wykładami i zajęciami warsztatowymi na York University w Toronto. W czasach kiedy w Polsce rozpoczynało się dokonywanie przemian była to niepowtarzalna okazja do przyglądnięcia się od środka funkcjonowaniu firm w jednej z najlepszych gospodarek świata.
W Biprostalu dane mi było przejść każde z możliwych stopni począwszy od stanowiska asystenta projektanta, aż do zarządu firmy. Zawsze kolejne stanowiska w firmie wiązały się z nowymi wyzwaniami i tak jest do dnia dzisiejszego, ale to dobrze. Jak już kiedyś powiedziano „jesteśmy przecież od rozwiązywania problemów, inaczej bylibyśmy niepotrzebni”. W swojej niemal 64 letniej historii Biprostal przechodził wiele wspaniałych, ale i trudnych chwil. Dzisiejszy czas do łatwych również nie należy i dostosowywanie się do jego oczekiwań to jedno z zadań do stałego wdrażania. Dobrze jest kiedy to unowocześniając firmę nie traci się z horyzontu jej dotychczasowej pozycji i dokonań. W Biprostalu robimy wszystko, aby tak właśnie się działo. Zapraszam do współpracy z nami. Jesteśmy otwarci i gotowi, aby ją rozpocząć lub kontynuować.
Prywatnie
Jestem zdecydowanym technokratą. Zawsze interesowała mnie technika i to w każdej dziedzinie. Niemal wszystkie naprawy jakiegokolwiek sprzętu robię sam. Tak zwani „fachowcy” – to w naszym domu absolutny wyjątek. Takie prace są dla mnie prawdziwym relaksem. Książka i muzyka to mój sposób na pozostały, jakimś cudem wolny czas. Od kilku lat i to przed dzisiejszą modą, wróciłem do płyt winylowych. Od czasu do czasu myszkując tu i tam robię sobie taki prezent z kolejnego czarnego krążka. Pamiętam reakcję małych jeszcze Ani i Natalki, kiedy zobaczyły grającą czarną płytę i zapytały – co to? – przyzwyczajone do wszechobecnych CD. Generalnie jak wielu jestem gadżeciarzem. Zawsze widzę wiele zastosowań tego co właśnie kupiłem i w ten sposób jeden dom okazuje się zbyt mały, aby gdzieś to zgromadzić. Za to najbardziej niespodziewane sytuacje nigdy nie pozostawiają mnie bezradnym. Uwielbiam nowinki techniczne i albo je już mam, albo przynajmniej muszę o nich wiedzieć. Poza tym jestem fanem motoryzacji, za kierownicą odpoczywam, a czas gdy jadąc autem nie prowadzę, zdarza się niezmiernie rzadko.
Jednym z moich ulubionych zajęć jest oprowadzanie odwiedzających mnie gości po ciekawych miejscach Krakowa, gdzie zazwyczaj, używając wyłącznie przewodnika, sami by nie trafili. Poza byciem Krakowianinem z urodzenia jestem fanem tego miasta i nie wyobrażam sobie mieszać na stałe w innym miejscu. Bardzo lubię przechadzać się po terenach AGH wspominając minione czasy. Z dumą pokazuję znajomym swoją rozbudowującą się Alma Mater od lat tak pozytywnie zmieniającą swój wizerunek. To wspaniałe po tylu latach mieć przekonanie do dobrze dokonanych kiedyś wyborów, a częsty kontakt z wymarzoną uczelnią nie pozwala odczuwać aż tak szybko mijającego nam czasu.
Szczególne wspomnienia z okresu studiów
To jak dla wielu zapewne tak i dla mnie jeden z najpiękniejszych okresów w życiu. Poznawanie ludzi, kształcenie się – ale i kształtowanie nowych odpowiedzialności. Czas kiedy z rodzicami i siostrą budowaliśmy własny dom. Czas stanu wojennego, zdobywania wszystkiego czego nie było na półkach sklepowych. Kontakt z wielkimi autorytetami uczelni – profesorami: Leskiewiczem, Wośkiem, Gorczycą, Pawlikiem, Łukszą, Sadokiem, Schindlerem (promotor mojej pracy dyplomowej) pozostawił na zawsze najwspanialsze wspomnienia.
Trudny do zapomnienia jest pierwszy wykład na czwartym semestrze. Wykład w B-4, sala nr 104 i 70 osób na sali. Informacja od opiekuna roku, że więcej nas na roku nie będzie, a tzw. rok A i B to już historia. Z początkowego składu zostało nas ¼. Zaliczenia i egzaminy trzeciego semestru okazały się dla większości zabójcze.
Czas studiów dla mnie to także, a może przede wszystkim przyjaźnie, które trwają do dzisiaj i są prawdziwym fenomenem. Przyjaźnie, które zakiełkowały od pierwszego roku i trwają niezmącone aż po dzisiejszy dzień. Mieliśmy taką paczkę na dobre i złe z Wojtkiem Bukowskim i Wieśkiem Burłakiem. Wojtek z Szaflar, Wiesiek z Bolesławca, ja z Krakowa – terytorialnie niezły rozrzut. Znakomici kumple, lepszych mieć nie można było, prawdziwa męska przyjaźń. Nie wyobrażam sobie dzisiaj jakby to mogło być inaczej, zawsze nazywano nas trzema panami B. Zawsze znajdujemy okazje, aby spotykać się całymi naszymi rodzinami. Tak naprawdę jesteśmy nieformalną rodziną.
Fajne grupy stanowili też koleżanki i koledzy ze Stalowej Woli i Ostrowca Świętokrzyskiego. Z racji dużych hutniczych tradycji to były zawsze liczne i mocne środowiska na naszym wydziale. No i dyplom w piątek 13 kwietnia 1984 roku.
Recepta na sukces
Nie wiem czy ją mam. Myślę, że każdy postrzega sukces inaczej. Po prostu należy robić swoje, uczciwie i sumiennie. Dla jednych będą to stanowiska, a ja myślę, że sukcesem jest pozostawienie po sobie dobrego śladu. Jeżeli ludzie chcą się z tobą spotykać, rozmawiać, współpracować to jest to wartość, na którą pracuje się często całe życie i nawet jeżeli coś nie wyjdzie, to stworzona jest baza do dalszej pracy. Zdecydowana większość z nas pracuje w zespole. Mniejszym lub większym, ale zespole. Okazuje się, że często nie problem techniczny jest najtrudniejszy do rozwiązania, ale współpraca i komunikacja pomiędzy ludźmi. Rozmawiajmy i wysłuchujmy co mają nam do powiedzenia. Skoro wszyscy przecież chcielibyśmy normalności wokół siebie, więc ją twórzmy.
A poza tym nie sposób nie podnosić swoich kwalifikacji i to na różnorakich polach. Problemy, z którymi staje nam się zmierzyć wymagają coraz szerszego spojrzenia i poszukiwania rozwiązań. Takie czasy, a przyszłe łatwiejsze nie będą.
Marzenia – prywatne, zawodowe
Jest ich wiele, za to chyba coraz częściej ważone są na szali z możliwością ich zrealizowania. Z racji różnorakich zainteresowań pomysły potrafią być naprawdę skrajne. Największe marzenie, to nieco więcej czasu dla siebie. Wtedy zawsze miałbym czym go wypełnić. Nigdy się nie nudzę i jeżeli coś mnie irytuje to fakt, że chciałem coś jeszcze zrobić ale… zabrakło czasu. Kiedyś na przykład, na sport poświęcałem go znacznie więcej aniżeli dzisiaj. Teraz jest go w moim grafiku zdecydowanie za mało i muszę to zmienić. Lubię podróżować, chociaż to dom stanowi dla mnie podstawę każdego działania. Jest miejscem, w którym trzeba wszystko przygotować, miejscem skąd trzeba wyruszyć i miejscem do którego chce się wracać. Tutaj zawsze powinno być bezpiecznie.
Dobrze jest wiedzieć, która z wielu spotykających nas spraw jest tą naprawdę ważną. Nie warto tracić czasu na świecidełka i nic nie znaczące „priorytety”. Cenić życie z pełną świadomością jego kruchości to chyba jeden z elementów dorosłości, bardzo ważny element.
A na koniec, wracając myślami niemal do początku poważnego życia, czy AGH to był dobry wybór? Najlepszy! Proszę o replay!
Andrzej Kozubek
Wiceprezes Zarządu Przedsiębiorstwa Budowy Pieców Przemysłowych
"PIEC-BUD" Wrocław Sp. z o.o., Dyrektor Oddziału Górny Śląsk
Ukończył Wydział Maszyn Górniczych i Hutniczych AGH w Krakowie ze specjalnością maszyny i urządzenia hutnictwa stali w 1976 roku. Promotorem pracy magisterskiej był prof. Władysław Dobrucki, autorytet w dziedzinie maszyn i urządzeń do przeróbki plastycznej i przetwórstwa metali. W AGH ukończył studia podyplomowe na Wydziale Organizacji i Zarządzania.
Motto osobiste
Rodzina i przyjaciele. Wówczas, kiedy jesteśmy na szczycie i wtedy jak nie wszystko układa się zgodnie z naszymi planami.
Motto zawodowe
Profesjonalizm, wiarygodność i doświadczenie. Mniej gadania, a więcej działania.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu zawodowym
Swoją karierę zawodową rozpocząłem w Hucie Katowice, gdzie po dwóch latach pracy zostałem kierownikiem Utrzymania Ruchu Walcowni Półwyrobów. W tym czasie w walcowni pracowało 1200 ludzi. Podobno byłem najmłodszym kierownikiem wydziału w Hucie Katowice. Po wprowadzeniu stanu wojennego zatrudniłem się w Przedsiębiorstwie Eksportu Budownictwa Piecoexport Gliwice, skąd zostałem oddelegowany do pracy na budowach zagranicznych jako kierownik kontraktu. W firmie tej zakończyłem prace w 1992 roku na stanowisku dyrektora technicznego przedsiębiorstwa.
Po zmianie systemu gospodarczego w Polsce organizowałem nowe na rynku prywatne firmy w branży budowlanej, zajmując w ich zarządach funkcje kierownicze. W 1999 roku objąłem stanowisko prezesa Zarządu w firmie PIECBUD Sp. z o.o., które po dziesięcioletniej działalności zwiększyło dwudziestokrotnie obroty, uczestnicząc w budowie i realizacji wszystkich baterii koksowniczych, które były realizowane w Polsce po 2000 roku. Firma zajmowała czołowe lokaty w różnych rankingach firm organizowanych w kraju, między innymi 3. miejsce w Polsce w konkursie Gazele Biznesu.
Obecnie jestem wiceprezesem Zarządu i jednocześnie Dyrektorem Oddziału Górny Śląsk firmy P.B.P.P. „PIECBUD” Wrocław Sp. z o.o.
Jestem członkiem Rady Społecznej AGH oraz wiceprzewodniczącym Rady Społecznej Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Robotyki mojego macierzystego wydziału. Uczestnictwo w pracach tych ciał kolegialnych, po wielu latach od ukończenia studiów umożliwiło mi odnowienie kontaktów z kolegami ze studiów, nawiązanie na innej płaszczyźnie kontaktów z władzami uczelni i wydziału. Upewnienie się w przekonaniu, które zawsze miałem w sobie, że moja Alma Mater była i jest obecnie wiodącą uczelnią techniczną w Polsce.
Wspomnienia z okresu studiów
Studia w Krakowie były jednym z najlepszych okresów w moim życiu. Najtrudniejsze było pogodzić życie studenckie, a przede wszystkim to rozrywkowe z ciężką pracą na uczelni.
Wydarzenie, które do dzisiaj zostało mi w pamięci to egzaminy z matematyki u prof. Bierskiego. Niezwykle wymagający wykładowca, który egzaminował studentów bez taryfy ulgowej. Potrafił oblać na egzaminie komisyjnym 33 studentów na 35 zdających.
Krążyła po uczelni taka anegdota, że student, który po oblaniu kolejnego terminu egzaminu u prof. Bierskiego, zemdlał w gabinecie profesora. Otrzymał pytania na karteczkach, po czym zemdlał. Profesor Bierski wyszedł na korytarz i powiedział – „powidzmy dwóch silnych potrzebuję”. Gdy studenci weszli do gabinetu powiedział „wynieście go na korytarz, a jak się ocknie powiedzcie, że ma dwa”.
Należy podkreślić, że studia na Wydziale Maszyn były bardzo pracochłonne. Ten, kto był systematyczny i wytrwały to wcześniej, czy może trochę po terminie ukończył studia. Dobra szkoła prawdziwych inżynierów.
Recepta na sukces
Aby osiągnąć sukces w zarządzaniu złożonymi projektami inwestycyjnymi, istotne jest dobrze radzić sobie z towarzyszącymi emocjami w procesie podejmowania decyzji. Konieczna jest samodyscyplina, aby utrzymać w sobie pozytywną postawę i zmierzać konsekwentnie, w kierunku obranego celu. Decyzje należy podejmować w oparciu o rzeczywistą wiedzę, a nie tylko emocje. Ważne jest by wynieść naukę z ewentualnych porażek, zmodyfikować działanie, tak by w efekcie przekuć to w sukces. Moim zdaniem najistotniejszym czynnikiem rozwoju zawodowego są współpracownicy, umiejętność ich doboru, zaufanie, powierzanie nowych zadań bez strachu o własną karierę decyduje o końcowym sukcesie realizowanych przedsięwzięć.
Co dalej w życiu zawodowym
Kontynuować swoją pracę jak najdłużej w branży, na której ja sądzę po tylu latach pracy znam się zupełnie dobrze. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze możliwość zrealizowania nowych projektów, które będą kolejnym wyzwanie zawodowym.
Prywatnie
Kochać i być kochanym. Staram się dbać jak to jest tyko możliwe o całą moją rodzinę. Pięcioro dzieci w większości posiadające już własne szczęśliwe rodziny, siedmioro wnucząt i czekamy z żoną na następne. Mam nadzieję, że udało się nam stworzyć pozytywny klimat w relacjach rodzice, dzieci i wnuki.
Mamy bardzo szerokie grono przyjaciół i znajomych, a zwłaszcza naszą wspaniałą grupę kolegów z okresu studiów, spotykamy się od zawsze, czyli od ukończenia naszej akademickiej edukacji, wspólnie z żonami na tzw. „zjazdach” w różnych zakątkach Polski. Te spotkania dają motywację do dalszego działania i chęć pomocy innym, którym życie potoczyło się inaczej niż sami planowali. Realizowałem wiele inicjatyw społecznych wspierających sport i kulturę.
Interesuje się myślistwem, wędkarstwem, żeglarstwem, piłką nożną. Uprawiam również narciarstwo.
Lubimy z żoną podróże zagraniczne, ale prawie wszystkie weekendy, bez względu na porę roku spędzamy w naszym domu na wsi koło Wadowic, gdzie realizujemy nasze hobby, hodujemy zwierzęta, mamy dwa konie huculskie, to jest duże wyzwanie hodowlane i logistyczne oraz całą masę innych żywych istot do wykarmienia i zadbania. Na ile to jest możliwe dbamy również o utrzymanie naszego ogrodu tak, aby wyglądał jak w centrum miasta. Jest to takie nasze „ranczo” i nasza ostoja, gdzie naprawdę wypoczywamy.
Jacek Koźlecki
Prezes Doliny Nidy Sp. z o.o.
Jest absolwentem Wydziału Ceramiki i Inżynierii Materiałowej Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (1979), specjalizacja technolog materiałów budowlanych. Ukończył Polsko-Amerykańską Szkołę Zarządzania – zarządzanie przedsiębiorstwem w Warszawie (1991), Wydział Zarządzania i Organizacji na Uniwersytecie Łódzkim (2000) oraz EMBA – Uniwersytet Maryland i Uniwersytet Łódzki (2001).
Motto osobiste
Nie wadź się nadmiernie z losem/życiem i nie kontestuj podjętych decyzji.
Jako ojciec wybij się w rodzinie na lidera zmian i trudnych decyzji.
Motto zawodowe
Decyzje podejmuj niezwłocznie i bądź zawsze gotowy na ich korektę.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu osobistym
Mam żonę, która trwa przy mnie bez względu na wszystko i której wszystko zawdzięczam oraz piękną posiadłość wiejską, gdzie razem żyjemy i dopełniamy się duchowo i fizycznie. Mamy dwójkę wykształconych i samodzielnych dzieci. Moje hobby to numizmatyka i zbieranie papierów wartościowych spółek kolejowych z całego świata. Mam do dyspozycji zaaranżowany i przeze mnie wykonany pub/muzeum polskiego socrealizmu – cudowne miejsce na męskie pogaduszki i popijawy. Mam sympatie polityczne, ale nie należę do żadnej partii politycznej.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu zawodowym
W wieku 37 lat czując się jeszcze młodym rewolucjonistą i będąc współ liderem zmian i dążeń wolnościowych i zdroworozsądkowych w Cementowni Ożarów zostałem wolą załogi wybrany jej prezesem. Totalna zmiana sposobu pojmowania i prowadzenia przedsiębiorstwa tj. likwidacja struktury wydziałowej, radykalne spłaszczenie władzy oraz przeniesienie istoty bytu spółki z produkcji na rynek, doprowadziła do oczekiwanej poprawy. W ciągu roku odzyskaliśmy i rentowność produkcji i pozycję jednego z liderów rynku. Firma wygrała – ja natomiast przyparty do muru przez czterech głodujących działaczy Solidarności, dokarmianych nocami przez miejscowego proboszcza zrezygnowałem z pracy w cementowni.
Rozstanie było trudne, ale to była cena koniecznych, a zarazem odważnych decyzji i nowej rynkowej rzeczywistości, którą mało kto w 1991 roku rozumiał i akceptował. Z jednej strony – lata dziewięćdziesiąte to okres permanentnego społecznego zagubienia, kontestacji związków zawodowych, nieudolnych rządów i stałej presji na szybką i najczęściej głupią prywatyzację. Ale były to czasy odważnych i kreatywnych ludzi.
Odszedłem do płytek w Opocznie, tam byłem odpowiedzialny za marketing i sprzedaż. Z rzeczy wyjątkowych wspominam budowanie marki Opoczna w oparciu o sponsoring sportowy. Przez 5 lat współpracowaliśmy z Arturem Partyką przy organizacji mitingów w skoku wzwyż „Opoczno 1992–1996”. W mojej pamięci Artur pozostaje jako człowiek niezwykle otwarty, skromny, a jednocześnie życiowo mądry. Opoczno jako firma było wtedy potęgą na rynku sponsorskim. W naszym portfelu byli złoci medaliści w zapasach z A. Wrońskim na czele, złoci pięcioboiści z Arkadiuszem Skrzypaszkiem jak również Czesław Lang z jego kolarskim Tour de Pologne. Niezapomniane czasy: sportowcy z górnej półki jak Sotomajor, Bubka czy Stefka Kostadinowa, udział w najważniejszych imprezach jak mistrzostwa czy puchar świata, a na czele my, zespół młodych pracowników marketingu odpowiedzialni za realizację ważnych imprez sportowych i kontraktów sponsorskich. Wyzwanie i przyjemność w jednym.
Od 13 lat szefuję Dolinie Nidy w grupie kapitałowej Atlasa. W miejsce starej i wyburzonej fabryki został wybudowany za kwotę około 200 mln zł zakład ze światową technologią kalcynacji gipsu i produkcji suchych mieszanek gipsowych. W 2009 roku powstała fabryka produkcji gipsu budowlanego w oparciu o gips syntetyczny w Koninie z technologią pozyskiwania ciepła z pary odpadowej Elekrociepłowni Pątnów. Stosujemy systemy zarządzania ISO 9001, 14001,18001 i jako siódma firma w Polsce uzyskaliśmy prawo do certyfikatu ekologozarządzania Parlamentu Europejskiego – EMAS. W 2010 roku Dolina Nidy została laureatem Polskiej Nagrody Jakości XVI edycji, najważniejszego wyróżnienia gospodarczego w naszym kraju. Jesteśmy liderem rynku gipsowych materiałów budowlanych i jak dotąd całkiem sprawnie radzimy sobie z kryzysem. Staramy się prowadzić nasz biznes w sposób odpowiedzialny i dojrzały, stąd często wspieramy wszelkie inicjatywy i działania rozwojowe, kulturowe i ekologiczne społeczności lokalnej. Przekazaliśmy znaczną kwotę na budowę ścieżek rowerowych. Wspieramy ośrodki szkolno-wychowawcze oraz instytucje zajmujące się dziećmi niepełnosprawnymi i osobami dorosłymi, którym los nie specjalnie sprzyjał (np. Monar). Poprzez Fundację Dobroczynności Atlasa pomagamy ludziom poszkodowanym w klęskach żywiołowych i poszkodowanym przez los. Współuczestniczymy w finansowaniu takich przedsięwzięć kulturalnych jak festiwal Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, zaduszki jazzowe w Pińczowie czy festiwal ballady europejskiej w Niepołomicach. Udzielamy wsparcia szkołom przy organizowaniu olimpiad przedmiotowych i sportowych czy wyposażając je w sprzęt komputerowy. Działalność firmy jak i sama praca nie są celem samym w sobie. Pełnić muszą określoną rolę służebną wobec jej otoczenia, brać odpowiedzialność za jego rozwój cywilizacyjny i kulturowy. I my te funkcje staramy się co najmniej dobrze wypełniać.
Wspomnienia z okresu studiów
„Kąpiel w fontannie
na rynku i sąd koleżeński”
Zaopatrzeni w stroje kuglarzy z Teatru Starego wyruszyliśmy na juwenaliowy podbój Krakowa. Metą okazała się dla nas mała fontanna na Ryku Głównym przed Kościołem Mariackim – tam z dwoma uroczymi nimfami z UJ wykonywaliśmy układy typowe dla tańców synchronicznych, w pełnym zanurzeniu, totalny free style. Było sporo gapiów, w tym obcokrajowców, którzy kręcili całe te wygłupy kamerami. Kogoś też z gapiów co jakąś sekwencję wrzucaliśmy do wody – było naprawdę przesympatycznie i nie wiedząc czemu, późnym popołudniem, zwinęła nas milicja. Proces suszenia i trzeźwienia, przechodziliśmy w komendzie na Placu Szczepańskim, a duchowego i materialnego wsparcia liczonego wysokością mandatów udzielił nam śp. prof. Kałwa. Ale to nie był jeszcze happy end – po dwóch tygodniach odbył się sąd koleżeński z prorektorem ds. studenckich na czele. Rzeź rozgrywała się w A-0, wniosek Milicji Obywatelskiej został zaakceptowany przez ławę przysięgłych i zapadł wyrok zawieszenia w prawach studenta. I wtedy zdarzył się cud. Na wokandę wdarli się koledzy z roku z tablicą informacyjną o wym. 1,5 × 2 m w ręku, zdjętą z holu głównego A-0. Na niej zdjęcia z zabawy juwenaliowej. Na trzech fotografiach byłem ich głównym bohaterem, choć był to widok raczej żałosny, ale to był as i nim zagrałem. Złożyłem formalny wniosek o uniewinnienie, gdyż nie można być jednocześnie i przestępcą i promocyjnym celebrytą. AGH jak matka, bez wyrzutów przygarnęła mnie i tuliła w swoich ramionach przez następne cztery lata, nie czyniąc wyrzutów żadnych.
„Egzamin – piękne zęby Peruwianki”
Egzamin ten miał być jednym z ostatnich trudnych. Jak na studenta 3-go roku byłem całkiem dobrze przygotowany, ale sprawy potoczyły się całkiem przekornie. Upadać zacząłem przy trzecim pytaniu. Nie mając nic mądrego do powiedzenia zacząłem się głupkowato, choć szczerze uśmiechać. Miało to oznaczać, że łączę się w bólu z egzaminatorem, który musi obcować z takim idiotą. A że natura braki w urodzie zrekompensowała mi zdrowymi, białymi zębami zadziałało. Pani docent nieoczekiwanie zapytała o źródło pochodzenia mojej szczęki. Ja zaskoczony, ale i z refleksem odpaliłem bez namysłu – „zęby takie mam po matce Peruwiańce. Ojciec Polak – lotnik brytyjskiej korony wracając z nad Niemiec stracił orientację nad Atlantykiem i awaryjnie wylądował w Andach. Tam poznał mamusię o pięknych białych ząbkach i tak dalej, i tak dalej”. Zaiskrzyło pomiędzy egzaminatorem, a skruszonym studentem i zawiązała się nić zrozumienia. Pytanie jako dezintegrujące zostało zaniechane, a ja z oceną 4.0 zapewniłem sobie wypłatę kolejnego stypendium w wysokości 300 zł za wyniki w nauce (inne czasy, inne kryteria).
Sport w moim życiu
Jak każdy młody chłopak uganiałem się za piłką, ponoć miałem talent. Karierę międzynarodową zakończyłem na lidze juniorów. Rozwód nastąpił w dniu wyjazdu na studia do Krakowa, choć nie powiem marzyłem o wspólnym występie z trzema panami K – Kusto, Kmiecik, Kapka. Wtedy byłoby nas czterech w Wiśle. Całkiem dużo sportu jest w moim obecnym życiu: pływam co najmniej raz w tygodniu, latem gram w piłkę z kolegami z pracy. Z żoną uwielbiamy spacery tyle, że w bardziej wymagającej formie. Ten nasz zapał do chodzenia podzielają bezgranicznie dwa nasze pieski rasy Akita. Od dwóch lat mieszkamy na wsi kieleckiej, a tutaj nie ma problemów z wyborem uroczych i wymagających tras na intensywne spacery. Uwielbiamy polskie góry co latem oznacza piesze wędrówki, a zimą szusowanie na nartach raczej już we Włoszech lub w Austrii. Z pochodzenia jestem wielkopolaninem i zawsze bez opamiętania kibicowałem drużynom poznańskim. W piłkę to był i jest Lech Kolejorz.
Recepta na sukces
Nie potrafię nawet zdefiniować pojęcie sukcesu, stąd i nie mam i nie znam żadnych cudownych receptur. Dwie rzeczy wydaje się mogą wyznaczać odczuwanie sukcesu: pozytywna samoocena i zewnętrzne, zestandaryzowane mierniki danego sukcesu. Jeżeli mówimy o dobrym szefie to powinien on być, z jednej strony wspaniałomyślny, wspierający i inspirujący, z drugiej natomiast twardym i bezkompromisowym egzekutorem. Powinien mieć wizję stanu pożądanego, przekonać innych do jego realizacji. Sposób komunikacji i stosowane kryteria oceny powinny być typowe dla przywódców charyzmatycznych. Dla przeciwwagi w domu powinien zajmować się ogrodem i zwierzakami, szukać inspiracji i spokoju w kontakcie z naturą. W przeciwnym wypadku prędzej niż później się wypali ze szkodą dla firmy i rodziny.
Marzenia
Mam swoje lata i czuję się spełniony. Nie jestem zachłanny i lubię się dzielić własną radością. Moje myśli i troski zaczynają się raczej już koncentrować na najbliższych.
Gdybym miał jeszcze dzisiaj szykować się na wyjazd to kierunek byłby jeden – Grand Canyon w USA, a po drodze wpadłbym na jakiś wyjątkowo aktywny wulkan i może poznałbym jeszcze jakiegoś Inka w Andach, a kiedy ukończę lat siedemdziesiąt podejmę z Red Bull próbę pobicia rekordu w swobodnym spadaniu z wysokości Austriaka Felixa Baumgartnera.
Janusz Morbitzer
Informatyk, pedagog, znawca i propagator nauk medialnych
Jest absolwentem Wydziału Elektrotechniki, Automatyki i Elektroniki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Studia ukończył z wyróżnieniem w 1981 roku, uzyskując tytuł magistra inżyniera informatyki – specjalność budowa i programowanie maszyn cyfrowych. Bezpośrednio po ukończeniu studiów rozpoczął studia doktoranckie na tym samym wydziale AGH, prowadzone przez światowej sławy prof. Henryka Góreckiego.
Motto osobiste
Nasze życie jest tym, co zeń uczynią nasze myśli.
Wykorzystałem tu myśl Marka Aureliusza, gdyż jest mi ona szczególnie bliska. Oznacza, że w życiu konieczny jest optymizm, a nie rozpamiętywanie doznanych krzywd i tego, co złe, gdyż wówczas sami się wewnętrznie okaleczamy. Uważam, że warto się programować pozytywnie.
Życie jest bogate, wielowymiarowe, stąd trudno jest je budować w oparciu o tylko jedno hasło. Dodałbym zatem, że kieruję się również innymi, np. tym, by nie czynić bliźnim krzywdy i wiarą, że dobro, jakie okazujemy innym, wróci do nas pomnożone.
Motto zawodowe
Znajdź sobie pracę, którą lubisz, a całe życie nie będziesz pracować.
Zrealizowanie tej maksymy (przypisywanej myślicielowi chińskiemu sprzed 2500 lat – Konfucjuszowi) jest moim sukcesem zarówno osobistym, jak i zawodowym. Oznacza to bowiem, że aktywność naukowa i dydaktyczna stała się pasją, dostarczającą wielu radości i zawodowej satysfakcji. Takie postrzeganie swojej pracy jest źródłem dodatkowej energii, bo przecież to, co lubimy wykonujemy z większym zaangażowaniem i poświęceniem.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu osobistym
Mam dwie wspaniałe córki – Dominikę (26 lat), absolwentkę pedagogiki i dziennikarstwa, która obecnie pracuje w zagranicznych liniach lotniczych w charakterze stewardesy. Druga córka, Justyna (18 lat) jest obecnie w klasie maturalnej I LO i planuje dostać się na iberystykę. Wymieniając osiągnięcia w życiu osobistym zacząłem od dzieci, bo są naszą radością i nadzieją. Wspomnę też krótko o osiągnięciach własnych. W młodości uprawiałem kolarstwo w klubie sportowym Cracovia. Wiele zawdzięczam nieżyjącemu już trenerowi Józefowi Kupczakowi, który był dla nas – młodych wówczas zawodników – drugim Ojcem. Pod jego opieką wielokrotnie zdobywałem mistrzostwo okręgu krakowskiego, zarówno w jeździe indywidualnej na czas, jak i w wyścigu ze startu wspólnego i wyścigu drużynowym. Startowałem na szosie i torze (wówczas jeszcze na stadionie przy ul. Kałuży był jeden z najpiękniejszych w Polsce torów kolarskich). W latach 1974/75 byłem członkiem kadry narodowej juniorów przygotowywanej do I Mistrzostw Świata w Szwajcarii. Były to czasy świetności polskiego kolarstwa, wyznaczane przez takie postaci, jak Ryszard Szurkowski, Stanisław Szozda, Janusz Kowalski, Tadeusz Mytnik, Mieczysław Nowicki, Lucjan Lis – by ograniczyć się tylko do mistrzów świata, ale wspomnieć też trzeba znakomitego mojego starszego kolegę klubowego – Jana Magierę, dwukrotnego olimpijczyka, trzykrotnego mistrza Polski, znakomitego specjalistę od jazdy indywidualnej na czas. Bardzo ciepło wspominam spotkanie z Jankiem w krakowskim Parku im. dr. Henryka Jordana na uroczystości z okazji 90-lecia KS Cracovia w dniu 13 czerwca 2009 roku.
Sport nauczył mnie szlachetnej rywalizacji, walki z własnymi słabościami, przesunął granice niemożliwego w stronę możliwego. Myślę, że najważniejsze jest, by jego uprawianie, choćby nawet amatorskie, dostarczało radości i wzruszeń, zaspokajało naturalną potrzebę ruchu
Najważniejsze osiągnięcia w życiu zawodowym
Wybór kierunku studiów był – w pewnym sensie – dziełem przypadku. Starałem się dostać na kierunek automatyka, gdyż będąc absolwentem krakowskiego Technikum Energetycznego o specjalności elektryczna i elektroniczna automatyka przemysłowa ten właśnie kierunek był mi szczególnie bliski. W 1975 roku w AGH na Wydziale Elektrotechniki, Automatyki i Elektroniki powstał nowy kierunek studiów – informatyka. Władze uczelni postanowiły, że na informatykę zostaną przyjęci najlepsi absolwenci szkół średnich. Byłem najlepszym uczniem technikum zostałem więc niejako „z łapanki” studentem informatyki.
Od początku swojego życia zawodowego (1985) jestem związany z jedną uczelnią: Uniwersytetem Pedagogicznym w Krakowie. Przeszedłem tu drogę od asystenta stażysty, poprzez asystenta i adiunkta do stanowiska profesora nadzwyczajnego. Od ponad 20 lat pełnię funkcję kierownika Katedry Technologii i Mediów Edukacyjnych (wcześniej: Pracowni Technologii Nauczania). Od 2009 roku pracuję także w Małopolskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej, również na stanowisku profesora nadzwyczajnego.
Aczkolwiek jestem absolwentem AGH kierunku informatyka, jak najbardziej związanego z naukami technicznymi, rozprawę doktorską napisałem z pedagogiki, a więc z zakresu nauk humanistycznych. W 2009 roku na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza odbyłem pomyślnie kolokwium habilitacyjne, również z zakresu pedagogiki, a ściślej – pedagogiki medialnej.
Zajmuję się wykorzystywaniem nowych mediów, głównie komputerów i Internetu w edukacji. Szczególnie interesują mnie przemiany społeczne, kulturowe i edukacyjne pod wpływem rozwoju narzędzi nowych technologii informacyjno-komunikacyjnych, w tym także płynące od nich zagrożenia. Połączenie wiedzy z zakresu nauk technicznych i pedagogiki, a częściowo także psychologii, socjologii i antropologii kulturowej pozwoliło mi na wypracowanie sobie własnego, oryginalnego poglądu na niezwykle ważną i dynamiczną problematykę edukacyjnych zastosowań nowoczesnych narzędzi informatycznych w edukacji.
Z tego zakresu jestem autorem ponad 200 publikacji, w tym 5 książek, 4 haseł w „Encyklopedii Pedagogicznej XXI wieku” i jednego w „Encyklopedii Pedagogicznej”. Uczestniczyłem w bardzo wielu konferencjach naukowych, przedstawiając tam referaty, a często tzw. wykłady wprowadzające. Od 2002 roku współpracuję z Uniwersytetem Otwartym AGH, prowadzę też wykłady na Uniwersytecie Trzeciego Wieku oraz dla Stowarzyszenia UTW działającego przy Małopolskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej w Tarnowie. Od 2003 roku jestem członkiem Rady ds. Informatyzacji Edukacji oraz Komisji Nauk Pedagogicznych krajowskiego oddziału PAN. W grudniu 2012 roku zostałem powołany w skład Komitetu Rozwoju Edukacji Narodowej PAN. Wielką satysfakcję sprawia mi poruszanie się na granicy dwóch nurtów naukowych – techniki i humanistyki. Technika dostarcza narzędzi do realizacji zadań, humanistyka zaś wyjaśnia sens i celowość ich stosowania. Takiego zintegrowanego spojrzenia bardzo brakuje polskiej szkole. Za osiągnięcia zawodowe zostałem w roku 2011 odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Prywatnie
Intensywna praca zawodowa nie pozostawia zbyt wiele wolnego czasu, zresztą jeśli praca jest pasją, to wciska się także w czas wolny. Ale te prawdziwie wolne chwile staram się wypełnić aktywnością sportową – przede wszystkim ulubionym kolarstwem oraz górskimi wędrówkami i pływaniem. Traktuję sport jako element holistycznego rozwoju człowieka. Na rowerze przejeżdżam jednorazowo dystanse ok. 130 km. To prawdziwa radość, relaks, okazja do naładowania akumulatorów i – oczywiście – poprawienia kondycji. Podobną funkcję pełnią górskie wycieczki – zazwyczaj tatrzańskie, w Wysokie Tatry. Gdy zwiedziłem już prawie całą polską stronę Tatr, przeniosłem się do części słowackiej. Tatrzańskie widoki z najwyższych szczytów są piękne, pozwalają lepiej zrozumieć majestat gór i potęgę przyrody, uczą pokory. Moją wielką radością jest to, że pasją górską udało mi się zaszczepić starszą córkę. Jej miłość do gór była inspiracją do zwiedzenia francuskiej części Alp i nepalskiej wyprawy w Himalaje – dotarła do przełęczy Thorong La na wysokości 5416 m n.p.m.
Wspomnienia z okresu studiów
Jestem Krakowianinem, nie mieszkałem więc w akademiku i słabo uczestniczyłem w tzw. życiu studenckim. Jednak rozmaitych wspomnień, dotyczących samych studiów, egzaminów, wykładów i związanych z tym postaci jest wiele. Spośród nich chciałbym wymienić dwie, które w sposób szczególnie pozytywny ukształtowały moją osobowość. Pierwsza z nich to nieżyjący już prof. Antoni Pach (zmarł w dzień wigilijny 2007 roku), ówczesny dziekan Wydziału Elektrotechniki, Automatyki i Elektroniki, twórca i kierownik Katedry Telekomunikacji. Od Niego, oprócz przedmiotów zawodowych uczyliśmy się Kultury (intencjonalnie używam tu wielkiej litery) – kultury dialogu, traktowania drugiego człowieka, kultury bycia. Drugą osobą, którą czuję się w niezwykle miłym obowiązku przywołać jest prof. Ryszard Tadeusiewicz. Również człowiek wielkiej kultury i ogromnej wiedzy, imponujący erudycją i pięknem słowa. Będąc studentem AGH nie wiedziałem jeszcze, że znajomość z Profesorem trwać będzie wiele lat. I dziś mogę z radością i dumą napisać, że między nami narodziła się tak nieczęsto już spotykana relacja Mistrz-uczeń. Jest oczywiste, że każdego człowieka w pewnym stopniu kształtuje otoczenie i praca nad samym sobą. U każdego różnie układają się proporcje między tymi elementami. Zaliczam się do ludzi, którzy starają się być architektami swojego życia, słabo poddaję się zewnętrznym oddziaływaniom. Profesor Ryszard Tadeusiewicz należy do bardzo wąskiego grona osób, które miały duży wpływ na ukształtowanie mojej sylwetki naukowej i nauczycielskiej. Od lat jest dla mnie wzorem pracowitości, naukowej rzetelności i – po prostu – Człowieka. Za to niech mi będzie wolno w tym materiale dla Vivat Akademia Panu Profesorowi serdecznie podziękować.
Bardzo cenię wspomnienia ze spotkań z naszą grupą „informatyków”, jakie po latach organizujemy. Było ich już kilka, głównie z okazji kolejnych rocznic ukończenia studiów – dziesiątej, dwudziestej i trzydziestej. Spotykamy się zawsze z radością, przyjeżdżają Koleżanki i Koledzy nie tylko z odległych miejscowości Polski, ale także z innych krajów – Austrii, Niemiec. Podczas tych spotkań, organizowanych w urokliwych miejscach poza Krakowem wspominamy studenckie czasy, wspólnie śpiewamy, cieszymy się swoją obecnością. Jest to czas, w którym odczuwamy szczególną więź naszej informatycznej wspólnoty.
Recepta na sukces
Moja recepta na sukces zawiera się w pięknej refleksji genialnego amerykańskiego wynalazcy Thomasa Alvy Edisona: „Sukces to 5 proc. inspiracji (talentu, geniuszu) i 95 proc. ciężkiej pracy”. Wszystko, co w życiu osiągnąłem, zarówno w sporcie, jak i w nauce – choć nie uważam tych osiągnięć za wielkie, a tylko za dające satysfakcję – to efekt długotrwałej, ciężkiej pracy. Pragnę podkreślić, że praca jest dla mnie także wartością samą w sobie (autoteliczną), a nie tylko środkiem do zdobywania pieniędzy. Z pewnością, nawet gdyby fortuna obdarzyła mnie wysoką wygraną (jako reprezentant nauk technicznych wiem jednak jak małe jest tego prawdopodobieństwo) i tak pracowałbym, znajdując w tym przyjemność i sposób na samorealizację.
Przed około 25 laty ukończyłem kurs rozwoju duchowego. Był to mój sposób na znalezienie, a może raczej wypracowanie, właściwej perspektywy postrzegania szybko zmieniającego się świata, jego problemów i innych ludzi. Dzięki temu inaczej postrzegam sukces. Większość osób pod tym pojęciem rozumie zdobywanie fortun, sławy itp. Tymczasem sukces to realizacja nawet małych, ale – co najistotniejsze – własnych celów. Trzeba się nauczyć cieszyć takimi najmniejszymi sukcesami, unikniemy wówczas rozczarowań, gdy – mimo usilnych starań i włożonego trudu – życie poskąpi nam tych większych, a jeszcze trudniejszą sztuką jest umiejętność cieszenia się sukcesami innych ludzi.
Marzenia – prywatne, zawodowe
Jedne i drugie są zapewne dość przyziemne. Dobre zdrowie, zwolnienie tempa życia, by mieć więcej czasu na realizację pozanaukowych zainteresowań, możliwość cieszenia się szczęśliwym życiem córek i rodziny, a zawodowo – rozwój. W tym krótkim słowie zawiera się bogata treść, bo to zarówno własny rozwój naukowy, jak i wnoszenie wkładu w ogólny dorobek nauki, jak też stabilizacja zawodowa, o którą dziś coraz trudniej.
Ludzkie marzenia są bardzo bliskie celom – tym się tylko od nich różnią, że cele muszą być bardziej konkretne i mieć wyznaczone horyzonty czasowe ich osiągnięcia. Ale i marzenia mogą być krótko – i długoterminowe. Jedynym ograniczeniem jest tu nasza fantazja. Dlatego w swoich marzeniach kieruję się myślą nieznanego autora (choć niektórzy przypisują ją wspomnianemu już Konfucjuszowi): „Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro, marzenia miej takie, jakbyś miał żyć wiecznie”.
Józef Siwiec
Prezes Zarządu, Dyrektor Generalny Zakładów Magnezytowych "ROPCZYCE" SA
Absolwent Technikum Ceramicznego w Gliwicach (1974) oraz Wydziału Inżynierii Materiałowej i Ceramiki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie (1979). W 1984 roku ukończył studia podyplomowe na Wydziale Metalurgicznym AGH z zakresu techniki cieplnej.
Współautor wielu patentów w dziedzinie stosowania zasadowych materiałów ogniotrwałych. Za działalność wynalazczą i za wybitne zasługi w kreowaniu innowacyjności otrzymał w 2002 i 2005 roku Krzyże Kawalera i Oficera przy Belgijskiej Izbie Wynalazców. Członek Rady Naukowej Instytutu Ceramiki i Materiałów Budowlanych w Warszawie oraz Komitetu Nauki o Materiałach PAN. Jako wieloletni wiceprzewodniczący Rady Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w Katowicach oraz poprzez członkostwo w licznych organizacjach aktywnie uczestniczy w procesach transformacji polskiej gospodarki. Za całokształt swojej działalności odznaczony w 2012 roku przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Motto osobiste
Prawdziwą radość daje bycie użytecznym dla innych.
Motto zawodowe
Twórczy niepokój kluczem do rozwoju.
Najważniejsze osiągnięcia w życiu osobistym
Moim największym osobistym osiągnięciem to posiadanie wspaniałej rodziny. Żonę (również absolwentkę Akademii Górniczo-Hutniczej) poznałem na czwartym roku studiów. W 1978 roku pobraliśmy się i zamieszkaliśmy w DS „Babilon” wraz z naszym wspaniałym synkiem Krzysztofem, który był „maskotką” akademika. Rok 1978 był dla mnie ważny jeszcze z jednego powodu – wyboru Karola Wojtyły na Papieża. Było to dla mnie niezwykłe i poruszające przeżycie. Do dziś pamiętam ogromną radość całego Krakowa, a szczególnie braci studenckiej. Kolejnym istotnym etapem mojego życia były narodziny dwóch córek: Justynki i Ani. Wszystkie nasze dzieci ukończyły studia na krakowskich uczelniach. Ania – najmłodsza z całej trójki poszła w nasze ślady i jest absolwentką Wydział Inżynierii Materiałowej i Ceramiki. Nasza uwaga i radość skupia się obecnie na dwójce wnucząt: Szymonie i Alicji. Jestem bardzo szczęśliwy, że ze wszystkimi członkami mojej rodzimy tworzymy zgrany zespół. Narciarstwo, żeglarstwo czy windsurfing jest dla nas doskonałą odskocznią od codzienności i odpoczynkiem od pracy. Cieszę się, że udało się nam zaszczepić w dzieciach zamiłowanie do aktywnego wypoczynku, który pozwala na wspólne spędzanie wolnego czasu. To właśnie te chwile są dla mnie najcenniejsze.
Osiągnięcia zawodowe
Moje całe życie zawodowe związane jest z Zakładami Magnezytowymi w Ropczycach. Już w momencie wyboru szkoły średniej wpływ na decyzję miał fakt budowy nowoczesnego jak na początek lat 70. Zakładu Materiałów Ogniotrwałych w Ropczycach. To absolwenci Technikum Materiałów Ogniotrwałych w Gliwicach oraz Wydziału Inżynierii Materiałowej i Ceramiki AGH stanowili w tym czasie trzon kadry nowo powstałego przedsiębiorstwa. Po ukończeniu nauki w 1979 roku podjąłem pracę w funkcjonującym zaledwie 3 lata przedsiębiorstwie i można powiedzieć, że poznałem go od „podszewki”. Początkowo pracowałem jako technolog, mistrz produkcyjny wszystkich wydziałów, kierownik produkcji, a następnie dyrektor produkcji. Od 1992 roku jestem Członkiem Zarządu Spółki. To właśnie w tym roku został rozpoczęty proces przekształceń własnościowych Spółki (Zakłady Magnezytowe – przedsiębiorstwo państwowe zostało przekształcone w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa pod nazwą Zakłady Magnezytowe „Ropczyce” SA). Kolejnym ważnym etapem było włączenie do programu NFI (1995). Dwa lata później Spółka zadebiutowała na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Od 2000 roku przechodziliśmy proces budowania Grupy Kapitałowej, poszukując swojego miejsca na arenie międzynarodowej. W 2002 i 2003 roku przeprowadziliśmy skomplikowany projekt MBO (ang. management buyout – wykup menedżerski), finalizując tym samym proces prywatyzacji. Obecnie Spółka Giełdowa ZMR SA kontrolowana jest przez ścisłą kadrę zarządzającą. Jestem niezwykle dumny, że z lokalnego producenta materiałów ogniotrwałych staliśmy się nowoczesnym wytwórcą zaawansowanych technologicznie wyłożeń ogniotrwałych, dostarczanych do globalnych koncernów w ponad 40 krajach świata. Nasze wyroby znajdują zastosowanie w hutnictwie żelaza i stali, metali nieżelaznych, przemyśle cementowym i wapienniczym, hutnictwie szkła, koksowniach, odlewniach i innych wykorzystujących procesy wysokotemperaturowe. Nieustannie dążę do tego, aby Zakłady Magnezytowe „ROPCZYCE” SA stale umacniały pozycję lidera w branży, by móc z powodzeniem konkurować ze światowymi koncernami. Choć to niezwykle trudne zadanie, taki cel stawiam zarówno sobie jak i całemu zespołowi. Staramy się robić wszystko co w naszej mocy, by go w pełni osiągnąć.
Hobby
Narciarstwo, żeglarstwo, windsurfing, wędkarstwo, tenis stołowy.
Wspomnienia z czasów studiów
Czasy studiów wspominam bardzo mile. Głównie za sprawą tego, że w ciągu pięciu lat poznałem bardzo wiele życzliwych mi osób. Do dnia dzisiejszego łączą mnie z tymi ludźmi prawdziwe i ważne dla mnie przyjaźnie, które pieczołowicie pielęgnuję. Zawodowo i prywatnie utrzymuję stały kontakt z prof. Jerzym Lisem, prof. Janem Deją, prof. Janem Małolepszym, prof. Wiesławem Kurdowskim, prof. Jackiem Szczerbą oraz z wieloma innymi osobami.
Z inicjatywy przyjaciół z roku – Jana i Małgorzaty Dejów, Mariana Klischa do dziś przetrwał wspaniały zwyczaj organizowania corocznych spotkań rajdowych. W tym roku odbędzie się jego 28 edycja pod hasłem „1-majowy rajd we właściwym kierunku” i potrwa 4 dni. Co ciekawe, każdego roku organizuje go inna osoba w różnych częściach Polski i nie tylko. Najważniejsze dla nas jest to, że na rajdach jest zawsze spora frekwencja (pomimo dużych odległości do przebycia). Wszyscy zgodnie twierdzimy, że jest to fantastyczna forma spędzenia wolnego czasu, wymiany poglądów oraz okazja do wspólnego biesiadowania przy całkowitym oderwaniu się od codziennych obowiązków.
Recepta na sukces
Pozytywne myślenie.
Marzenia prywatne, zawodowe
Zdrowie i sprawność. Stabilność oraz przewidywalność warunków do prowadzenia działalności gospodarczej.
Cykl Sylwetki absolwentów AGH
redaguje Małgorzata Krokoszyńska