Vivat Akademia
Periodyk Akademii Górniczo-Hutniczej
24 kwiecień 2024

Albin Ksieniewicz magister za drugim podejściem

Do Krakowa przyjechałem w 1950 roku i jako inżynier mechanik podjąłem pracę w Państwowym Przedsiębiorstwie Wyodrębnionym Nowa Huta. Dyplom inżyniera mechanika uzyskałem w Szkole Inżynierskiej w Poznaniu, kontynuatorce przedwojennej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektrotechniki, odpowiednika Warszawskiego Wawelberga. Przez okres kilku lat status dwóch szkół inżynierskich w Warszawie i Poznaniu nie był ostatecznie uregulowany i absolwenci nie otrzymywali dyplomów inżynierskich. Ja co prawda po ukończeniu w dniu 1 marca 1950 roku Szkoły Inżynierskiej w Poznaniu otrzymałem dyplom, gdyż od 1950 roku rozpoczęto wszystkim dotychczasowym absolwentom wydawanie dyplomów, które jednak były zupełnie nowe w kraju, bowiem oprócz SI w Warszawie i Poznaniu nie było innych Szkół Inżynierskich jak obecnie.

fot. arch.

Dyplom Szkoły Inżynierskiej, która doskonale przygotowywała do pracy inżynierskiej w przemyśle był jednak czymś innym niż dyplom politechniki czy AGH, mające uznanie w kraju i za granicą. To też po zaangażowaniu się do pracy w hucie (w budowie) i zamieszkaniu w Krakowie podjąłem studia na Wydziale Mechanizacji Hutnictwa AGH w Krakowie, dla uzupełnienia kwalifikacji hutniczych. Znaczna część egzaminów została mi zaliczona ze Szkoły Inżynierskiej w Poznaniu, a na pozostałą część otrzymałem od ówczesnego dziekana prof. Jana Krauze wykaz profesorów i przedmiotów, które mam u nich zdać bądź zaliczyć. Równolegle więc obok pracy zawodowej w hucie uzupełniałem brakujące egzaminy i zaliczenia.

Do egzaminów przystępowałem z dyplomem inżyniera, powstawały więc przeróżne sytuacje, gdyż jedni profesorowie niemal po koleżeńsku ze mną rozmawiali jak: prof. Kobyliński, prof. Kazimierz Szawłowski, prof. Zygmunt Ciechanowski, prof. Lucjan Czerski, a inni profesorowie jak m.in. prof. Stefan Ziemba egzaminowali mnie równocześnie ze wszystkimi studentami na sali dodając dodatkowo zadania do rozwiązania jako już inżynierowi. W tym samym czasie co studenci musiałem rozwiązać więcej zadań.

Z humorem jednak przyjmowałem takie sytuacje i po pewnym czasie miałem tyle już zaliczeń i egzaminów, że zezwolono mi na rozpoczęcie pracy dyplomowej. Oczywiście, że pracę dyplomową wykonywałem z zagadnień huty, jako jeden z nielicznych wówczas wykonujących pracę dyplomową z przemysłu.

Pełniłem w hucie funkcję tzw. kuratora budowy pierwszego warsztatu produkcyjnego konstrukcji stalowych powołany na to stanowisko przez Dyrektora PPW Nowa Huta mgr. inż. Jana Aniołę, późniejszego Rektora Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

Moja praca dyplomowa dotyczyła analizy projektu wstępnego warsztatu konstrukcji stalowych opracowanego przez radzieckie biuro projektowe hutnictwo „Gipromez” w Moskwie.

W analizie projektu połączyłem zdobytą już wiedzę inżynierską z młodzieżowo-studencką odwagą co dało w efekcie ostre skrytykowanie i technicznie uzasadnione zmiany w projekcie wstępnym. Ponieważ były to lata pięćdziesiąte, więc nikt się nie godził, tak huta jak i AGH, na publiczną obronę mojej pracy na uczelni i została ona jako poufna w hucie z zaliczeniem jej na AGH. Radziecki projektant uznał wszystkie moje uwagi i propozycje zmian w projekcie warsztatu konstrukcji stalowych oraz wyraził nawet zgodę na inne zmiany jakie będziemy uważali za konieczne w zamaszynowaniu warsztatu.

To był mój pierwszy sukces inżyniersko-studencki. Do uzupełnienia pozostało mi kilka mniejszych egzaminów z przedmiotów jak transport w hutach, organizacja pracy itp.

W tej sytuacji po zaliczeniu przez uczelnię pracy dyplomowej zostałem wezwany przed uczelnianą Komisję Przydziału pracy (gdy obowiązywały już nakazy pracy). Mimo przedstawienia przeze mnie zaświadczenia z pracy z huty i pisma reklamującego, komisja ustaliła dla mnie przydział pracy do huty Małapanew w Ozimku na Opolszczyźnie uzasadniając tą decyzję brakiem przydziałów do PPW Nowa Huta oraz potrzebami huty Małapanew.

W tym czasie kierowałem już pierwszym warsztatem produkcyjnym w hucie, otrzymałem mieszkanie w Krakowie i zamierzałem zmienić stan cywilny, czyli wyjazd z Krakowa był dla mnie nie do przyjęcia. Nieżyciowe i sztywne stanowisko Komisji Przydziału Pracy przy AGH spowodowało, że świadomie dopuściłem do skreślenia mnie z listy studentów za nie przystąpienie do ostatnich egzaminów, ale to chroniło mnie przez zsyłką do Ozimka.

I tak zakończyło się moje pierwsze podejście do dyplomu magistra inżyniera AGH w Krakowie.

Marzenie o dyplomie magistra AGH miało się spełnić dopiero po kilkunastu latach, a było to tak. Już jako znany racjonalizator i prezes Klubu Techniki i Racjonalizacji Huty im. Lenina biorąc udział w jednej z narad na szczeblu wojewódzkim miałem przyjemność siedzieć obok swojego byłego dyrektora huty, a ówcześnie już Rektora AGH prof. Jana Anioły. Wpisując się na listę obecności, która szła obiegiem po sali wpisałem w rubryce posiadany tytuł: inżynier mechanik, na co zaraz zareagował prof. Anioła tymi słowami „kolego, wy tacy zdolni i nie robicie dyplomu magistra, my właśnie na AGH uruchamiamy wieczorowe studia magisterskie, ja wam polecam zgłosić się i zmobilizować innych inżynierów do studiów magisterskich”.

Ponieważ prof. Anioła jako Dyrektor PPW Nowa Huta postawił na mnie jako młodego wówczas inżyniera i nie pozwolił na rezygnację z odpowiedzialnej funkcji kierownika pierwszego warsztatu produkcyjnego huty, uwagę prof. Anioły przyjąłem jako dobrą radę i niemal ojcowskie polecenie.

Zapisałem się więc z kilkoma kolegami inżynierami z huty natychmiast na kurs przygotowawczy do egzaminu wstępnego na wieczorowe studia magisterskie Wydziału Maszyn i Urządzeń Hutniczych AGH. Był to 1963 rok. Po zdaniu egzaminu wstępnego zasiadłem po czternastoletniej przerwie do kontynuacji studiów, które odbywałem w zupełnie innych warunkach, gdyż byłem już żonaty, miałem dwóch synów uczęszczających do szkoły oraz odpowiedzialne stanowisko w hucie absorbujące nieraz tak czas, że były trudności z udaniem się na wieczorowe wykłady w AGH.

Mimo wszystko starałem się jako starosta grupy nie opuszczać żadnych wykładów, gdyż wiedziałem, że w czasie wykładów najwięcej zdobędę wiadomości, ponieważ dom i praca pochłaniały niemal bez reszty cały czas. Studia w takim układzie wymagały dużego hartu własnego oraz wyrozumiałości żony i dzieci, dla których w ciągu dwóch lat nie miałem wiele czasu. Odpadły wyjścia do teatru, do kina i na spacer, gdyż wolny czas trzeba było poświęcić nauce, która już trudniej przychodziła, szczególnie po tak długiej, bo 14-letniej przerwie między ukończeniem studiów inżynierskich a rozpoczęciem studiów magisterskich.

Poważny już wiek i wyrobiona odpowiedzialność w pracy nie pozwalała jak za czasów studenckich iść na egzamin nie w pełni przygotowanym, lecz każdy przedmiot do egzaminu był gruntownie opracowany i konsultowany z kolegami, aby nie było żadnej wątpliwości.

Studia miały też zupełnie inny charakter, gdyż słuchaczami byli przeważnie poważni panowie na odpowiedzialnych stanowiskach, a wykładowcami byli często ich koledzy ze studiów inżynierskich lub z pracy jak mgr inż. Folfasiński, doc. dr Eugeniusz Podoba i inni, to też na wykładach odbywały się poważne dyskusje problemowe, dla których wspólnie szukano optymalnych rozwiązań.

Wykładowcy studium magisterskiego nie tylko przekazywali nam wiadomości teoretyczne ze swoich przedmiotów, ale również konfrontowali je z naszą wiedzą praktyczną co obu stronom wychodziło na korzyść i nie tylko personalnie. Również zyskiwały na tym i huta, jak i AGH, gdyż z każdym dniem kontakty nauki z praktyką stawały się coraz ściślejsze i są nadal kontynuowane w ramach Rady Naukowo-Technicznej AGH i HiL.

Po zakończeniu studium magisterskiego podjęliśmy prace dyplomowe, które w większości były pracami praktycznymi, a w szczególności moja praca wykonywana pod kierownictwem prof. dr. hab. inż. Stanisława Markowskiego dotycząca modernizacji Wykańczalni Walcowni Rur Zgrzewanych, którą podjąłem jako kierownik tego oddziału, została w hucie w pełni zrealizowana co było podawane studentom jako przykład właściwie podjętego tematu dyplomowego i odpowiedniego opracowania, które zostało całkowicie zrealizowane.

Również prace przejściowe były podejmowane z praktycznych zadań huty w dziedzinie rozwoju techniki i przy pomocy literatury znajdującej się w AGH były opracowywane z pożytkiem dla huty.

Obrona pracy dyplomowej magisterskiej, jakże różna była od strony pracy inżynierskiej, bo już nie było młodzieńczego strachu o to jak się uda egzamin, lecz była świadomość dobrze opracowanych zagadnień i pełna gotowość do ich przedyskutowania w gronie profesorów i wykazania się nie tylko wiadomościami, ale i ich praktycznym spożytkowaniem dla dobra techniki i przemysłu. Wręczanie dyplomów stanowiło obustronną satysfakcję tak dla profesorów, których trud tak dobrze zaowocował i dla nas, którzy mimo wielu trudności dobrnęliśmy do końca z pozytywnym rezultatem. Komers u „Wierzynka” był miłym akcentem kończącym 2,5-letnie spotkanie z profesorami i kolegami z przemysłu.

Niniejsze wspomnienia podjąłem dla wykazania wielce pożytecznej inicjatywy uruchomienia studiów wieczorowych magisterskich oraz wyrażenia szczególnego podziękowania prof. Janowi Aniole, mojemu serdecznemu opiekunowi w czasie studiów w AGH. U prof. Anioły miałem nawet podjąć pracę doktorską, ale na to huta nie dała zgody.

mgr inż. Albin Ksieniewicz


Albin Ksieniewicz urodził się 1 marca 1926 roku na Kresach Wschodnich. Jest absolwentem Szkoły Inżynierskiej w Poznaniu i AGH w Krakowie. Pracę w hucie rozpoczął 19 czerwca 1950 roku. Dyrektor huty Jan Anioła powiedział mu wówczas, że ceni szkołę poznańską i dlatego mianuje go kuratorem budowy warsztatu konstrukcji stalowych (WKS), mimo że jest najmłodszym inżynierem. Warsztat został wybudowany w iście góralskim tempie, bo w ciągu sześciu miesięcy (w takim samym czasie przed II wojną światową wybudowano kolej linową na Kasprowy Wierch), i uruchomiony 15 grudnia 1951 roku – na 3. rocznicę zjednoczenia PPS i PPR. Albin Ksieniewicz został wówczas mianowany kierownikiem działu konstrukcji stalowych i kierował warsztatem do czasu osiągnięcia projektowej zdolności produkcyjnej (w warsztacie wykonywano wówczas konstrukcje hal huty). Ponieważ znał język rosyjski i warunki w ZSRR, powierzono mu zorganizowanie Działu Odbioru, który zajmował się przyjmowaniem z ZSRR tysięcy ton maszyn dla huty. Po zakończeniu tego zadania został mechanikiem Stalowni Martenowskiej, w której pracował do czasu uruchomienia siedmiu pieców martenowskich, tj. do roku 1960, kiedy skierowany został do uruchomienia i prowadzenia Wykańczalni i Ocynkowni Rur w Zakładzie Rur Zgrzewanych. Później powołany został na stanowisko kierownika rozruchu pierwszych konwertorów stalowych w Stalowni Konwertorowej.

Adam Ksieniewicz był organizatorem ruchu wynalazczego i wielokrotnym przewodniczącym Klubu Techniki i Racjonalizacji w hucie i przy Urzędzie Patentowym. Za pracę zawodową i działalność społeczną został odznaczony srebrnym oraz złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta. Po przejściu na emeryturę w 1990 roku zaczął pracę społeczną jako radny Grzegórzek. Jako przewodniczący Rady Parafii św. Mikołaja spowodował odnowienie kościoła, budowę witraży i iluminacji nocnej kościoła. Obecnie interesuje się zagadnieniami komunikacyjnymi miasta, składając w tej sprawie wiele propozycji poprawy ruchu drogowego w Krakowie. Jest pomysłodawcą budowy Zakładu Termicznego Przekształcania Odpadów na terenie Kujaw – jak mówi – w miejscu, które nie jest oprotestowywane, gdyż nie szkodzi ludziom.