Vivat Akademia
Periodyk Akademii Górniczo-Hutniczej
29 marzec 2024

Wspomnienia o mgr. inż. Wiktorze Woźniaku

Wspomina mgr inż. Tadeusz Niechciał

W trudnym dla kopalni „Ziemowit” okresie załamania się dynamiki wzrostu wydobycia w połowie 1977 roku nastąpiło to co było standardową praktyką w tamtych czasach – zmieniono dyrektora. Sztandarowa kopalnia Jaworznicko Mikołowskiego Zjednoczenia, już wtedy największa w Europie (18600 t/dobę), była w końcowej fazie rozwojowej, trwał proces inwestycyjny do docelowego wydobycia 27000 t/dobę.

Z dniem 1 października 1977 roku funkcję dyrektora objął przeniesiony z Dolnośląskiego Zjednoczenia PW, gdzie pełnił funkcję Naczelnego Dyrektora, mgr inż. Wiktor Wożniak, „wywianowany” przez zwierzchność w opinię, że przyczyną zapaści kopalni „Ziemowit” jest czynnik ludzki.

Ta opinia dotkliwie odcisnęła się w pierwszych miesiącach na dyscyplinujących działaniach nowego dyrektora, jednak bardzo szybko stało się dla niego oczywiste, że kopalnia ta najszybciej potrzebuje dostaw nowych maszyn i urządzeń dla frontu ścianowego. Rozdzielnik był w rękach ministerstwa i POLMAG’u i tam podjął usilne starania, które okazały się skuteczne.

Wiktor Woźniak

Uruchomiona w grudniu 1952 roku kopalnia „Ziemowit” w Lędzinach zaprojektowana była na wydobycie dobowe 7500 t, lecz ledwie je przekroczyła już były nowe ZTE, w których zatwierdzono 9000 t/dobę, a potem ustalano kolejne cele; 12 000 t/d, 18 000 t/d i wreszcie 27 000 t/d po udostępnieniu 3. poziomu. Coroczne przyrosty wydobycia o 800–1000 t/d osiągano w latach 60-tych dzięki przechodzeniu na ścianowy system z zawałem stropu.

Następna dekada to kompleksowa mechanizacja ścian i robót przygotowawczych. Możliwe to było dzięki utworzeniu silnego działu technicznego do wdrażania i doskonalenia nowych maszyn i urządzeń we współpracy z zapleczem konstrukcyjnym [ZKMPW] oraz fabrykami maszyn górniczych. Bazowano na sprowadzanych ze Związku Radzieckiego kompleksach ścianowych OMKT i 2MKE oraz kombajnach ścianowych PK 9r. Bardzo intensywnie eksploatowane z rekordowymi w skali resortu wynikami i bez wystarczającego serwisu w części zamienne po czterech, pięciu latach nieustannej pracy zużyły się generując na koniec masę postojów awaryjnych. I taka była prawdziwa przyczyna kłopotów wydobywczych kopalni.

W odtworzeniu zużytego parku maszynowego bardzo pomocne było zaufanie do wysokiego poziomu kadry inżynierskiej, dzięki czemu trafiły tutaj do prób ruchowych pierwsze komplety nowych ciężkich typów obudów zmechanizowanych z FAZOS’u i GLlNIK’a oraz kombajny ścianowe ramionowe z FAMUR’u. W 1978 roku przywrócona została dynamika wydobycia w efekcie nadzwyczajnej mobilizacji i na koniec roku kopalnia wydobywała ponad 21 000 t/dobę.

W tym czasie na jednej z narad kierownictwa usłyszeliśmy zaskakujące wyznanie: skierowano mnie tutaj z poleceniem wyprowadzenia kopalni z zapaści i ostrzegano, że będzie to trudne do zrealizowania zadanie „z tamtejszą kadrą”, a tymczasem dziś stwierdzam, że „Ziemowit” ma wspaniałą kadrę, z której mamy prawo być dumni.

Odtąd te słowa często padały przy różnych okazjach i to przeświadczenie znajdowało odbicie na porannych odprawach całego dozoru, które zawsze odbywały się z udziałem dyrektora. Kładł przed sobą na stole swój kieszonkowy zegarek i mawiał, że kopalnia jest równie precyzyjnym tworem, więc jak zegarek wymaga codziennego podkręcenia.

Szybko poznał cały dozór z imienia i nazwiska, bo narady nie sprowadzały się wyłącznie do rutynowego wyraportowania, lecz dotykały też problemów i kłopotów osobistych bądź rodzinnych, mieszkaniowych, zdrowotnych i zawsze, kiedy to było możliwe, spotykały się z życzliwą i skuteczną pomocą. Były też pytania zaskakujące, o przeczytaną książkę, film, bieżące wydarzenia w świecie, wydarzenia z historii, itp., co zachęcało do poszerzania wiedzy ogólnej. To był jeden z elementów działań, które dyrektor Woźniak nazywał „praca z kadrą”, mieścił się w tym cały arsenał wyróżnień, nagród pieniężnych, spotkań oddziałowych, a zwłaszcza obrzędów i imprez około barbórkowych.

Nie zapominał przy tym o zapewnieniu ciągłości kadrowej, podczas jego kadencji kopalnia ufundowała kilkadziesiąt stypendiów dla studentów Akademii Górniczo-Hutniczej.

Był doskonałym psychologiem; oto przychodzi kiedyś jeden ze sztygarów i prosi o usprawiedliwienie „enki” (nieobecność w pracy), bo nie zdążył wrócić ze Świnoujścia, gdzie odwoził żonę do sanatorium. Masz szczęście, jedziemy tam wizytować kolonie, pojedziesz z nami odwiedzić żonę. No i misterne kłamstwo się sypnęło.

Ale mimo że dozór – moja kadra – jak mawiał był przedmiotem dumy, to kopalnia działająca jak szwajcarski zegarek stała się jego miłością, a kiedy potwierdzona została informacja, że w programie oficjalnej wizyty kanclerza RFN w Polsce jest górniczy obiad na kopalni „Ziemowit” przeżył moment największej satysfakcji. Perfekcyjnie przygotowane przyjęcie, górnicy przy stołach wypełniających cechownię, a na honorowym miejscu dwie pary, kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Helmut Schmidt i Edward Gierek z małżonkami.

To wydarzenie utwierdziło go ostatecznie w przekonaniu, że Lędziny to nie zsyłka. Od tego momentu „Ziemowit” i jego dyrektor zaczęli skutecznie przebijać się w branżowej i publicznej opinii jako liderzy nowoczesnej techniki górniczej i dobrego zarządzania. Poza standardowymi wizytami dziennikarzy i przedstawicieli różnych środowisk przyjeżdżać zaczęli fachowcy z liczących się w górnictwie krajów, Anglii, Francji, RFN, Związku Radzieckiego, Chin, Stanów Zjednoczonych, Australii, a nawet Hiszpanii i Brazylii, by zapoznać się z doświadczeniami i osiągnięciami w prowadzeniu największej w Europie kopalni węgla kamiennego.

Każda z takich delegacji przyjmowana była według perfekcyjnie przygotowanego programu i kończyła się niekłamanym uznaniem dla polskiego górnictwa i gospodarzy. Ten wycinek pracy, spośród rozlicznych obowiązków dyrektor Woźniak traktował jako szczególną misję w tworzeniu dobrego wizerunku Polski i robił to fantastycznie, co sprawiało mu ogromną satysfakcję.

Kiedy uruchomiono nowe szyby do poziomu III, wydobywczy i wentylacyjny, ruszyło wydobycie z głębokości 650 m i ostateczny cel – 27 000 t/d znalazł się w zasięgu ręki. Wkrótce jednak przyszedł polski sierpień i dyrektor mgr inż Wiktor Woźniak pożegnał się z kopalnią „Ziemowit”, której – jak mawiał – oddał serce, i którą doprowadził w ciągu niespełna trzech lat do wydobycia 24 000 t/dobę.

Gdybym miał szukać dla dyrektora Woźniaka analogii do naszych znanych postaci to wskazałbym Huberta Wagnera trenera narodowej reprezentacji w męskiej siatkówce. On wszystkim udowodnił, że nie ma innej drogi do złota poza ciężką pracą i za to go kochali ci, co wytrwali.

Dyrektor Woźniak ze swoją drużyną był o krok od złota.


Wspomina mgr inż. Jerzy Strzempek rzecznik koła Grodzkiego „Czeczot” w tychach

Wiktor Woźniak urodził się 11 października 1931 roku w Podgórzu, Województwo Świętokrzyskie. Odszedł, bo przegrał z podstępną chorobą – dnia 4 listopada 2010 roku.

Jego życie wypełniała – w znacznym nadmiarze – ciężka, odpowiedzialna i niezwykle sumiennie wykonywana praca. Piastował wiele odpowiedzialnych funkcji. Pracował czynnie w 15 kopalniach, w 6 pełnił funkcje dyrektora. Był także naczelnym dyrektorem Dolnośląskiego Zjednoczenia przemysłu Węglowego w Wałbrzychu.

Moja znajomość z Wiktorem datuje się od października 1952 roku, gdy jako student I roku Wydziału Górniczego AGH rozpoczynał żakowskie życie w akademiku przy ul. Reymonta. Był studentem nie tyle wyciszonym, ile rozważnym, skupionym. Gdy mówił, ważył słowa i uważnie słuchał interlokutora. Takim Go zapamiętałem w czasie do mojego dyplomu w 1956 roku. Potem przez wiele lat kontakty były przypadkowe, zawodowe, służbowe.

Droga zawodowa Wiktora biegła poza Jaworznicko-Mikołowskim Zjednoczeniem Przemysłu Węglowego. Jak wspomina w swojej biografii, ponownie spotkaliśmy się w 1977 roku, gdy decyzją ministra górnictwa został powołany na stanowisko dyrektora kopalni „Ziemowit” – największej wówczas kopalni w Jaworznicko-Mikołowskim Zjednoczeniu Przemysłu Węglowego i w polskim górnictwie, a nawet w Europie. Przejął kopalnię w niełatwym czasie. Problemy – wielorakie – piętrzyły się z dnia na dzień. Dał sobie radę; swoją wytrwałością, pracowitością i intelektem.

Jak wspomina jego bliski współpracownik mgr inż. Tadeusz Niechciał: „gdybym miał szukać dla dyrektora Woźniaka analogii do naszych znanych postaci, to wskazałbym Huberta Wagnera – swego czasu trenera narodowej reprezentacji męskiej siatkówki, bo wszystkim udowodnił, że nie ma innej drogi do złota – do sukcesu – poza ciężką pracą”. Według Tadeusza Niechciała, dyrektor Woźniak ze swoją drużyną był o krok od złota, a ja dodam, że na pewno to złoto by zdobył, gdyby był nadal dyrektorem kopalni.

Wiktor był niezwykle aktywnym w wielu dziedzinach działalności inżynierskiej w górnictwie. Wykazywał rozległe zainteresowanie praktycznie wszystkim, co się łączyło lub wynikało z realizacji pełnionych obowiązków. W sposób szczególny – a czasem nawet kontrowersyjny – wyrażało się to w relacjach i kontaktach z ludźmi, kadrą, personelem zakładu lub instytucji, którymi kierował. Ten rys charakteru zaskarbił Mu wielu sympatyków i wielki szacunek ludzi. Wyrazami tego szacunku była bardzo liczna obecność w uroczystościach pogrzebowych (przepełniony duży kościół p.w. Marii Magdaleny w Tychach) przede wszystkim pracowników kopalni „Ziemowit”, a także przyjaciół, sąsiadów i znajomych.

Wiktor był członkiem Stowarzyszenia Wychowanków AGH od 1960 roku. Na Jego legitymacji członkowskiej widnieje podpis ówczesnego prezesa prof. Walerego Goetla. Członkiem Koła Grodzkiego „Czeczott” w Tychach był od daty założenia w 2004 roku. Brał aktywny udział w życiu koła.

Znając i doceniając zawodowe osiągnięcia i sukcesy oraz wszechstronną aktywność życiową Wiktora, namawiałem Go, by napisał swoją biografię. Gdy z początkiem 2010 roku ponowiłem mój apel, a właściwie prośbę (spotkaliśmy się na rynku odbierając gazety) odpowiedział po chwili namysłu : „Juruś, napiszę”. I napisał. Zdążył. Dał mi napisany maszynopis swojego życiorysu, którego każdą stronę autoryzował swoim podpisem. Ja tę biografię przekazuję do druku. Tobie zaś drogi Wiktorze serdecznie dziękuję za to, że zostawiasz nam wielki obszar i wielką przestrzeń wypełnione Twoją pracą, aktywnością, przyjaźnią i sercem, które zwłaszcza dla tych, którzy umieli je w Tobie otworzyć, było wielkim darem dobroci, zatroskania, humanizmu i oddania – słowem, było darem dobra niezwykłego.